Grzywna za łamanie prawa pracy?? Pracodawca może ją przyjąć, po czym wesoło sobie parsknąć i dalej robić swoje. W najgorszym razie zapłaci trzydzieści tysięcy złotych, ale wielu z nich taka suma nie przeraża. Z kolei inni w ogóle nie mają pojęcia, jak czytać przepisy.
Fakty są smutne: niektórych dobrze prosperujących pracodawców grzywna w wysokości 2,5 tysiąca złotych nie przeraża wcale. Obroty mają na tyle duże, że mogą sobie pozwolić na zapłacenie takiej sumy i dalej łamać prawa pracownika. Co prawda partia Razem postulowała, żeby w przypadku Amazona grzywnę uzależnić od obrotów firmy, ale na to nikt nie chce się zgodzić. Inspektor może, oczywiście, skierować sprawę do sądu, ale wtedy grzywna wyniesie maksymalnie 30 tysięcy. To w dalszym ciągu są pieniądze bardzo niewielkie dla gigantów i większych firm.
To tylko wierzchołek góry lodowej. Przepisy Kodeksu pracy są dość przestarzałe, mają czterdzieści lat. Dla wielu pracodawców bywają niejasne, czasami nawet orzecznictwo Sądu Najwyższego nie pomaga, bo on sam nie wie, jak dokładnie odnieść przepis do danej sytuacji. Zdarzają się więc takie nadużycia jak wypłacanie pensji za przyjście do pracy w sobotę. Powinna być to sytuacja wyjątkowa, bowiem za przyjście w dzień wolny należy się dodatkowy dzień urlopu. W praktyce pracownicy nawet go nie wykorzystają. Sprawę opisuje dzisiejszy Puls Biznesu.
Grzywna za łamanie prawa pracy
Według Głównego Inspektora Pracy, Wiesława Łyszczka, przedsiębiorcy powinni płacić kary uzależnione od wielkości ich firmy. Dla małego zakładu zatrudniającego parę osób tysiąc złotych kary to poważny problem. Z kolei duża firma posiadająca kilkuset pracowników nawet się na taką sumę nie obejrzy. Dodatkowo, warto byłoby jego zdaniem wlepiać najwyższe kary za naruszenie przepisów BHP, zwłaszcza w sytuacji, gdy grozi to utratą zdrowia lub życia pracownika. Problem w tym, że rząd nie ma zamiaru na razie nic z tym procederem zrobić.
Główny Inspektor zauważa, że pracodawcy powinni współpracować z inspektoratem, eliminować nieuczciwą konkurencję i działać na rzecz poprawy bytu pracowników. To oznacza zwłaszcza osoby pracujące w trudnych warunkach, bez świadczeń i urlopów. System kar jest niejednolity, bowiem przewiduje je aż trzynaście aktów prawnych.
Nie rozumieją, więc… upominać?
Przykład: pracodawcy nie umieją prawidłowo rozliczać godzin nadliczbowych, więc często mają na pieńku z Państwową Inspekcją Pracy. Wszystko wina przepisów, które są niedostatecznie czytelne. W rozmowie z Pulsem Biznesu Katarzyna Gospodarowicz z Kancelarii Prawnej Schampera, Dubis, Zając i Wspólnicy przyznaje, że jej zdaniem karanie pracodawców powinno być ostatecznością, bo są niewyedukowani i błędy popełniają z niewiedzy. Uważa ona, że najpierw powinno się ich przeszkolić. Ma to sens – chociaż nieznajomość prawa nie zwalnia z przestrzegania go, to nikt nie oczekuje od przedsiębiorcy, że będzie on prawnikiem. Z drugiej strony, jeśli zatrudnił biuro rachunkowe, powinien częściej tam bywać i dopytywać o wszystkie szczegóły. Ale w praktyce ludziom chce się to robić dopiero wtedy, kiedy PIP puka do bram. A niektórym nawet i to nie pomaga.
Z kolei Tomasz Mihułka z kancelarii Abbot Capital w rozmowie z gazetą zastanawia się, co by było, gdyby pracodawców nie karać, a jedynie upominać i wskazywać, jak można byłoby poprawić błędy. Uważa on jednak, że okazałoby się to przeciwskuteczne, bo bez bata w postaci sankcji pracodawca robiłby co tylko dusza zapragnie. Uważa on jednak, że edukacja jest bardzo ważna i powinna iść dwutorowo: nie tylko należy uczyć i upominać pracodawców, ale również i inspektorów.
Za co obrywa pracodawca?
Grzywna za łamanie prawa pracy jest niewielka, a ławka wykroczeń całkiem długa. Ukaranym można być za naruszenie przepisów o czasie pracy (w tym miejscu pozdrawiamy wszystkich przedsiębiorców, którzy narzekają na to, że pracownicy nie chcą siedzieć po godzinach za darmo), rozwiązanie stosunku pracy bez wypowiedzenia, naruszenie zasad BHP, utrudnianie działalności PIP poprzez uniemożliwianie wizytacji zakładu, brak potwierdzenia na piśmie umowy o pracę przed dopuszczeniem pracownika do pracy (ile razy słyszymy o tym, że „pracuję, ale czekam na umowę”) i tym podobne.
I tak jak zwykle nie jest mi po drodze z partią Razem, tak uważam, że kary powinny być uzależnione od obrotów firmy. Bo inaczej wyzysk będzie trwał dalej.