Hałas w domu obok to twardy orzech do zgryzienia. Niby zastosowanie będą miały te same przepisy, co w przypadku uciążliwego sąsiada w bloku, ale ich wyegzekwowanie nie jest takie proste. Na szczęście nie pozostajemy bezbronni wobec właścicieli sąsiednich posesji, którzy notorycznie zakłócają nasz spokój.
W domu jednorodzinnym nie poskarżymy się na sąsiada spółdzielni
W życiu sąsiedzkim zdarzają się różne sytuacje. Niektóre z nich są w stanie doprowadzić człowieka do szału. Najczęściej wiążą się z przeprowadzeniem remontu, któremu mogą towarzyszyć odgłosy pracujących maszyn, drania i różne inne niedogodności. W blokach mieszkalnych mamy zwykle do dyspozycji całkiem sporo środków, które pozwalają nam ograniczyć skalę uciążliwości sąsiedztwa. Zanim przyjdzie do angażowania w sprawę organów ścigania, możemy się zwrócić do administracji budynku i powołać się na regulamin lokalnej wspólnoty. Co jednak z domami jednorodzinnymi? Tutaj jest trudniej.
Kluczowe przepisy prawa niby pozostają te same. Mowa przede wszystkim o art. 144 kodeksu cywilnego i art. 51 kodeksu wykroczeń. Obydwa trudniej jednak zastosować w praktyce. Pierwszy z wymienionych przepisów ma na celu zmuszenie sąsiadów do możliwego ograniczenia tzw. immisji sąsiedzkich.
Właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych.
Hałas w domu obok ewidentnie może zakłócać korzystanie z naszej nieruchomości. Skutki mogą być różnorodne i zależeć od kontekstu danej sytuacji. Dźwięk pracującej wiertarki może nas po prostu irytować. Możemy też nie móc skupić się na pracy wykonywanej w domu, co naraża nas już bezpośrednio na określoną szkodę. Jest jednak pewien problem wynikający ze sformułowania „ponad przeciętną miarę” i wszystko to, co się z nim wiąże.
Ogólnie przyjęte zwyczaje chronią nasz remont przed wkurzonym sąsiadem
Przepis art. 144 kodeksu cywilnego odwołuje się do społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych, a więc do swoistych reliktów prawa zwyczajowego. Trudno byłoby oczekiwać, że nasz sąsiad nie będzie remontować swojego domu dlatego, że nam robi się trochę za głośno. Podobnie nie sposób byłoby się domagać, by do remontu nie wykorzystywać głośnych urządzeń, które w zasadzie są niezbędne do jego prawidłowego i sprawnego wykonania.
To jednak nie koniec, bo hałas w domu obok nie wyczerpuje wszystkich tego typu sytuacji. Polskie sądy od lat nie widzą nic złego w tym, że dzwony kościelne budzą mieszkańców okolicznych domów. W końcu nasza specyficzna polska wrażliwość zakłada, że na mszę dzwonią dzwony. Gdybyśmy mieszkali w kraju muzułmańskim, to tak samo traktowane byłyby wezwania do modlitwy płynące z meczetu. Co zdarza się sądom w takich sprawach orzekać, to symboliczne kary za naruszenie norm środowiskowych.
Warto także wspomnieć, że sąsiedztwo może się nam trafić różne. Poza innymi domami czy kościołem, w grę wchodzi na przykład plac zabaw, gospodarstwo rolne czy zakład przemysłowy. Tutaj wracamy do sformułowania „ponad przeciętną miarę”. Jeżeli poziom hałasu rzeczywiście przekracza ujmowany przez normy zwyczajowe zdrowy rozsądek, to wtedy możemy już zacząć się domagać od naszych sąsiadów, by przestali. Mamy tutaj do czynienia z przepisem prawa cywilnego, więc musielibyśmy wnieść powództwo do sądu o zaprzestanie immisji i ewentualnie odszkodowanie za hałas.
Hałas w domu obok staje się problemem prawnym w momencie, gdy przekracza granicę zdrowego rozsądku
W przypadku art. 51 §1 kodeksu wykroczeń możemy już po prostu wezwać policję. To znaczy: moglibyśmy, gdyby hałas w domu obok wyczerpywał znamiona zastosowania tego przepisu. Wbrew pozorom, wcale nie jest o to tak łatwo.
Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Mamy hałas, mamy spokój. Wydawać by się mogło, że wszystko jest jasne. Kluczowe dla zrozumienia istoty tego przepisu jest jednak sformułowanie „lub innym wybrykiem”. Sugeruje nam, że hałas w domu obok zakłócający nasz spokój musi najpierw mieć charakter jakiegoś wybryku, byśmy mieli do czynienia z wykroczeniem. Tym samym znowu wracamy do norm zwyczajowych określających, co w danym momencie w danej sytuacji jest czymś zrozumiałym, a co przekroczeniem pewnej granicy.
Wykorzystanie wiertarki do powieszenia na ścianie szafki w środku dnia trudno byłoby nazwać wybrykiem. Czym innym jest jednak dokładnie ta sama czynność wykonywana w środku nocy. Podobnie jest zresztą z głośniejszym zachowaniem na grillu, innego rodzaju imprezami, puszczaniem muzyki, czy innego rodzaju hałasem. Nie da się ukryć, że interpretacja poszczególnych zdarzeń może zależeć od uznania funkcjonariuszy policji, którzy interweniują w danej sprawie.
Jaki z tego płynie morał? Odrobina wyrozumiałości w stosunku sąsiedzkim jest nie tylko dobrym obyczajem, ale i koniecznością wynikającą z przepisów prawa. Do domagania się jakiejś formy interwencji uprawnia nas dopiero przekroczenie granicy tego, co powszechnie uważane jest w społeczeństwie za dopuszczalne. W przypadku domów jednorodzinnych jest o to trudniej, bo hałas rozchodzi się w ich sąsiedztwie inaczej, iż w przypadku bloków.