Holokaust będzie najprawdopodobniej przyczyną pierwszego kryzysu dyplomatycznego, z jakim będzie musiał się zmierzyć nowy, polski minister spraw zagranicznych. Czy zdoła on przekonać władze Izraela, że nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, m.in. zabraniająca mówić o „polskich obozach zagłady”, nie neguje prawa do rozmów o Holokauście?
Premier Izraela zobowiązał swojego ambasadora w Warszawie do pilnego spotkania się z premierem Mateuszem Morawieckim w proteście przeciwko nowym regulacjom:
BREAKING: PM NETANYAHU ORDERS ISRAELI AMBASSADOR TO WARSAW TO MEET TONIGHT WITH POLAND'S PM AND PROTEST AGAINST THE NEW HOLOCAUST LAW PASSED BY THE POLISH PARLIAMENT
— Barak Ravid (@BarakRavid) January 27, 2018
Polski parlament przyjął ustawę „o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, ustawy o grobach i cmentarzach wojennych, ustawy o muzeach, ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary oraz ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”. Dla naszych Czytelników to nie nowość, już na początku rządów PiS zapowiadał, że wprowadzi prawne regulacje mające na celu ochronę dobrego imienia Polski. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zapowiadał wówczas:
Zbyt często spotykamy się z określeniami „polskie obozy koncentracyjne”, „polskie obozy zagłady”. W ten sposób fałszowane są fakty historyczne, a co najważniejsze – z ofiary czyni się sprawcę. Dlatego chcemy stanowczo i głośno powiedzieć: dość. Dość oszczerstw i robienia z Polaków sprawców Holocaustu. Naszym obowiązkiem jest dbanie o dobry wizerunek i o dobre imię Polski za granicą. To również wielkie zobowiązanie wobec naszych przodków. Nie możemy pozwolić na przypisywanie Polakom i Rzeczypospolitej Polskiej odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za zbrodnie, których sami byliśmy ofiarami
Holokaust dzieli Warszawę i Tel-Awiw. Zupełnie niepotrzebnie
Najwidoczniej jednak ostatecznie zawarta w ustawie zapisy nie spodobały się nie tylko osobom, które cenią wolność słowa (a więc sprzeciwiają się każdym przepisom, które tę wolność w niepotrzebny sposób ograniczają), ale i wielu izraelskim politykom. Jeden z członków Knesetu, Ja’ir Lapid (w przyszłości może on zostać premierem Izraela), napisał na Twitterze:
I utterly condemn the new Polish law which tries to deny Polish complicity in the Holocaust. It was conceived in Germany but hundreds of thousands of Jews were murdered without ever meeting a German soldier. There were Polish death camps and no law can ever change that.
— יאיר לפיד (@yairlapid) January 27, 2018
Twierdzi on, że nowe prawo zaprzecza polskiemu udziałowi w Holokauście, który miał co prawda powstać w Niemczech, ale „setki tysięcy Żydów zostało zamordowanych bez spotkania z niemieckim żołnierzem. Były polskie obozy śmierci i żadne prawo tego nie zmieni”. Nie wiemy, niestety, o które obozy chodzi politykowi, trudno więc z tym polemizować. Owszem, i wśród Polaków w czasie drugiej wojny światowej zdarzali się zbrodniarze, ale były to zdecydowanie nieliczne wyjątki. Nie jest bowiem przypadkiem, że to Polacy stanowią największą grupą odznaczonych izraelskim odznaczaniem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – przyznawanym osobom, które z narażeniem własnego życia ratowały Żydów przed Zagładą.
Ale właściwie o co chodzi z tym Holokaustem?
Ale zobaczymy, o który przepis się właściwie rozchodzi:
Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie określone w art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego załączonej do Porozumienia międzynarodowego w przedmiocie ścigania i karania głównych przestępców wojennych Osi Europejskiej, podpisanego w Londynie dnia 8 sierpnia 1945 r. (Dz. U. z 1947 r. poz. 367), lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości.
Ten przepis właśnie, zgodnie z intencją autorów projektu, ma stanowić narzędzie walki z osobami używającymi – świadomie lub nie – zwrotu „polskie obozy śmierci”. Ale nietrudno zauważyć, że użyte w ustawie sformułowanie „przypisuje Narodowi Polskiemu odpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszą Niemiecką zbrodnie” jest niepokojąca nieostre. A gdy nieostre są przepisy karne – i to takie, które będą stosowane wobec obcokrajowców – to coś jest nie tak. Nie od dziś wiadomo, że karanie za słowa paraliżuje debatę publiczną, ma efekt mrożący w dyskusji. Na przykład: w dyskusji o historii. Czy ww. przepis mógłby np. być zastosowany wobec osób, którzy przypisują zbrodnię w Jedwabnem Polakom?