Powiedzmy sobie szczerze: tak samo jak Ziemia jest kulą a Wielka Lechia nigdy nie istniała, tak samo homeopatia nie ma żadnych udowodnionych właściwości leczniczych. Z wyjątkiem efektu placebo. Problem w tym, że prawdziwe leki muszą przejść żmudną procedurę weryfikacji ich skuteczności, a środki homeopatyczne już nie. I to na podstawie prawa europejskiego.
Cywilizacja zachodnia musi dzisiaj borykać się z zabobonami i szarlatanerią traktowanymi ze śmiertelną powagą
Rozmaita pseudonauka i szarlataneria stanowią plagę zachodnich społeczeństw XXI wieku. Nie chodzi nawet o stosunkowo niegroźną wiarę we wróżbitów i horoskopy. Niektóre rozpowszechnione współcześnie zjawiska faktycznie wyrządzają realną szkodę zarówno społeczeństwom, jak i poszczególnym osobom.
Działalność antyszczepionkowców chociażby zaowocowała wysypem ognisk odry w krajach, w których ta choroba była zupełnie pod kontrolą. To z kolei zmusiło państwa do podjęcia konkretnych, często drastycznych działań. Na przykład niezaszczepionym dzieciom odmawia się przyjęcia do żłobków, przedszkoli i szkół. Praktyka medyczna bez uprawnień to po prostu przestępstwo.
Także suplementy diety – nielecznicze produkty spożywcze mające uzupełniać normalną dietę bądź dostarczać organizmowi korzystnych substancji – objęte są dość sztywnymi ramami prawnymi. Wydawać by się więc mogło, że prawodawcy stoją na straży zdrowia swoich obywateli. Co jednak, jeśli ta troska w praktyce okazuje się być dużo bardziej pozorna?
Homeopatia nie ma żadnego udowodnionego działania leczniczego
Pierwszym przykładem z brzegu podważającym wiarę w dobrą wolę rządzących jest ich stosunek do alkoholu i wyrobów tytoniowych. Tutaj można się tłumaczyć taką a nie inną kulturą w państwach zachodnich. Niewątpliwie jest to jakieś wyjaśnienie tej pobłażliwości. Istnieje jednak inne – chodzi o pieniądze. Wpływy z akcyzy pobieranej od tego typu produktów w końcu wydatnie zasilają budżety poszczególnych państw.
Także homeopatia stanowi przykład zjawiska, które prawodawcy mogliby zlikwidować gdyby tylko chcieli. Dlaczego mieliby to właściwie zrobić? Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o tym, czym homeopatia właściwie jest. Ostatnim razem przy okazji omawiania amerykańskich regulacji w tym zakresie.
Stany Zjednoczone akurat starają się przestrzegać swoich obywateli, że homeopatyczne specyfiki to nic innego jak woda z dodatkami smakowymi. Leczniczych właściwości ma najprawdopodobniej tyle, ile średniowieczna teoria humorów czy dopasowywanie metod leczenia pod horoskop pacjenta. Od 2016 r. tego rodzaju środki muszą zawierać na etykiecie ostrzeżenie o braku potwierdzonego działania terapeutycznego. Rok później podobne rozwiązanie przyjęła Rosja.
To dzięki unijnej dyrektywie specyfiki homeopatyczne są w ogóle określane jako „lecznicze”
Tymczasem Unia Europejska ma do tego typu metody „leczenia” zupełnie inne podejście. Co więcej, jak informuje Aleksander Serwiński na facebookowym profilu Myśli Uwolnione, homeopatia pozostaje pod szczególną ochroną unijnego prawa. Ot, żeby przypadkiem nikt nie próbował sprawdzić właściwości leczniczych produktu oficjalnie określanego jako „leczniczy”.
Mowa o Dyrektywie Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2001/83/WE w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi. Najpoważniejszym skutkiem tego przepisu jest efektywne zrównanie statusu homeopatii z lekarstwami. Chodzi o określenie „leczniczy środek homeopatyczny”.
Warto przy tym podkreślić istotne konsekwencje użycia tego konkretnego sformułowania. Przepisy dyrektywy zostały zaimplementowane do polskiego systemu prawnego za pomocą rodzimych ustaw. Poszczególne rozwiązania prawne są bardzo podobne. Trzeba przy tym przyznać, że poszczególne polskie rządy były dość gorliwe w realizacji unijnych założeń. Właśnie dzięki temu homeopatia także w Polsce może być określana jako coś „leczniczego”.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze – w tym wypadku te należące pacjentów szukających lekarstwa
To z kolei ma istotne znaczenie marketingowe. Jeśli coś jest w świetle prawa może być określane jako „lecznicze”, to z pewnością musi leczyć. W ten sposób wykorzystuje się prawo do budzenia zaufania pacjentów do praktyki, najdelikatniej rzecz ujmując, kontrowersyjnej. Co więcej, pozwala lekarzom na przepisywanie takich specyfików pacjentom. Jak się łatwo domyślić, takie a nie inne rozwiązania prawne oraz wspieranie homeopatii przez niektórych lekarzy oznacza krociowe zyski dla jej producentów.
Taki a nie inny stan prawny prowadzi zresztą do swoistego paradoksu: z jednej strony homeopatia może liczyć na ulgowe traktowanie, chociażby w postaci uproszczonej procedury rejestracji, o ile producent nie twierdzi że dany specyfik ma określone wskazania lecznicze. Z drugiej zaś prawo w zupełnie inny sposób podchodzi do wspomnianych już suplementów diety.
Cóż tego, że stworzymy rozgraniczenie pomiędzy produktami wzbogacającymi dietę a „prawdziwymi” produktami leczniczymi, jeśli w tym samym czasie w tej drugiej kategorii mieszczą się z mocy prawa specyfiki bez udowodnionego jakiegokolwiek działania leczniczego?
Pomimo starań rodzimych środowisk medycznych, prawo wciąż zachowuje się jakby homeopatia działała
Co gorsza, przepisy dyrektyw sformułowane są w taki sposób, że państwo członkowskie nie bardzo może na przykład wyeliminować specyfików homeopatycznych ze swojego rynku produktów leczniczych. Na przykład art. 13 nakazuje państwom stosować w określonych przypadkach uproszczoną procedurę rejestracji. Bez większego pola manewru.
Środowiska naukowe, oraz chociażby Naczelna Izba Lekarska, od dłuższego czasu zabiega o wprowadzenie w naszym kraju rozwiązań podobnych do amerykańskich czy rosyjskich. Ministerstwo Zdrowia co do zasady zasłania się dyrektywą nr. 2001/83/WE. Warto jednak zauważyć, że sam pomysł właściwego oznaczania takich specyfików, na wzór amerykański czy rosyjski, spotkał się z aprobatą ze strony resortu zdrowia.
Cóż jednak z tego, jeśli od 2017 r. nie doczekaliśmy się żadnych zmian w tym kierunku? Tymczasem zdrowy rozsądek podpowiada, by prawo jasno stało po stronie prawdziwej medycyny a nie wątpliwych alternatyw.