Rząd USA namawia politycznych sojuszników, by przestali korzystać z urządzeń chińskiej marki Huawei. Rząd Stanów Zjednoczonych dąży do tego, by operatorzy telekomunikacyjni w państwach sojuszniczych USA wycofali się z korzystania z chińskiego sprzętu. Dlaczego? Używanie Huawei to zagrożenie według służb USA (i nie tylko). Zagrożenie i zaproszenie do inwigilacji.
Używanie Huawei to zagrożenie?
Po pierwsze, warto wiedzieć, że walka z chińskim producentem trwa w Stanach Zjednoczonych już od jakiegoś czasu. Oczywiście dla niektórych „walka” może być za dużym słowem, ale z drugiej strony – jak inaczej nazwać to, że placówki instytucji publicznych nie mogą kupować urządzeń Huawei dla swoich pracowników? Okazuje się, że teraz Amerykanie lobbują za tym, by podobnie postąpili (wydali stosowny zakaz) rządzący w zaprzyjaźnionych państwach. Powód? Zdaniem USA korzystanie z urządzeń Huawei wiąże się z pewnym ryzykiem i może realnie przyczynić się do osłabienia poziomu cyberbezpieczeństwa. Rozmowy prowadzone są również z szefami firm telekomunikacyjnych. USA zależy szczególnie, by z korzystania z Huawei w sieciach telekomunikacyjnych wycofały się zwłaszcza Japonia, Niemcy i Włochy, czyli państwa, w których znajdują się siły zbrojne Stanów Zjednoczonych. Co więcej, Amerykanie mieli być podobno na tyle zdesperowani, że rządom państw mniej zamożnych mieli zaproponować pomoc w rozwoju sieci telekomunikacyjnych. O całej sprawie donosi Wall Street Journal.
Huawei to środek do szpiegostwa elektronicznego?
Wszystko zaczęło się od tego, że agencje wywiadowcze – głównie z USA, Wielkiej Brytanii i Australii – miały zdobyć informacje sugerujące, że urządzenia Huawei mogą być wykorzystywane przez chińskie tajne służby. Jak łatwo się domyślić – do szpiegostwa. Amerykanie korzystający ze sprzętu tej marki narażają się (zdaniem służb) na inwigilację ze strony ChRL. Oczywiście dotyczy to głównie osób zatrudnionych w instytucjach publicznych, jednak jeśli przeciętny Amerykanin również zrezygnowałby z Huawei, to pewnie amerykańskie służby i rząd tylko by temu przyklasnęły. Według służb chińska inwigilacja może doprowadzić do zdobycia wpływów w spółkach podległych rządowi. Efektem byłaby możliwość wywierania presji na amerykański rząd, kontrolowania infrastruktury, a przede wszystkim – możliwość kradzieży ważnych informacji. Huawei twierdzi z kolei, że dla nikogo nie stanowi zagrożenia (albo przynajmniej – że nikt im tego do tej pory nie udowodnił).
Sprawa Huawei to jeden z symboli relacji USA-Chiny
Wzajemne oskarżenia, złośliwości, małe bitwy handlowe (zarówno Chiny jak i USA chodzą na zmianę na skargę do WTO oskarżając o coś drugą stronę, a najczęściej używanymi pojęciami są cła i sankcje). Z jednej strony Donald Trump, a z drugiej – Xi Jinping, będący jednocześnie Przewodniczącym ChRL i Sekretarzem Generalnym Partii Komunistycznej Chin. Trump, który stara się zamknąć Amerykę na jakiekolwiek obce wpływy, wymiksować się ze światowego układu, a jednocześnie nadawać mu ton (co już z samego założenia jest ze sobą sprzeczne). Chiny, które rosną w siłę (wciąż) i mimo pewnej zadyszki wyrastają na drugą potęgę świata (według wielu już nią są). A Chiny się nie zamykają na świat na zewnątrz. Wręcz przeciwnie – mimo faktycznego ustroju, restrykcyjnego prawa i łamania praw człowieka nie mają problemu z nawiązywaniem np. partnerstwa handlowego z wieloma innymi krajami.
Sprawa Huawei to z jednej strony autentyczna troska amerykańskich służb i rządu o cyberbezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych (zwłaszcza, że nawet władze poszczególnych stanów są przewrażliwione na tym punkcie – Kalifornia zakazała używania słabych haseł). Z drugiej – kolejna składowa ochładzających się stosunków między USA i Chinami. Sugerowanie, że służba obcego państwa mogłaby wykorzystywać urządzenia jednej z krajowych marek do inwigilacji nie jest przecież elementem budowania pozytywnych relacji. Nie można też zapominać o aspekcie gospodarczym; wprawdzie Amerykanie są raczej fanami rodzimego Apple, ale jednak prztyczek w nos chińskiemu producentowi to zawsze…prztyczek w nos.
Tylko do czego to wszystko zaprowadzi? Bo niestety, ale retoryka jest jakby znajoma…