Spoty reklamujące tarczę antyinflacyjną przypominają nieco zeszłoroczną reklamę Apartu
Rząd uznał, że Polacy muszą się koniecznie dowiedzieć, jak bardzo ten dba o polskie rodziny w czasie kryzysu. Specjalna kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej "Chronimy rodziny, obniżamy podatki" ma pokazać, co rządzący zrobili, by opanować drożyznę. Mowa o działaniach takich, jak czasowa obniżka podatku VAT i akcyzy na paliwa i energię elektryczną, oraz o dodatku osłonowym.
Kampania informacyjna o tarczy inflacyjnej ma się składać z materiałów rozwieszanych na ulicach oraz reklam w telewizji, radiu, prasie i internecie. Pierwsze spoty już się nawet zdążyły pojawić. Na swój sposób epatowanie optymizmem w okresie szalejącej drożyzny i tuż przed drastycznymi podwyżkami cen prądu i gazu jest wręcz rozczulające. Przypomina to wręcz niekoniecznie trafioną zeszłoroczną świąteczną reklamę Apartu.
Pytanie jednak brzmi: po co właściwie rządzący chcą wydawać pieniądze podatników na promocję tarczy antyinflacyjnej, czy nawet Polskiego Ładu? Czy przypadkiem nie powinno być tak, że na skutek tych działań poprawi się sytuacja ekonomiczna? W takiej sytuacji przecież wystarczy tylko czekać na wyniki. Chyba, że wyników wcale nie będzie - a nie jest to wcale mało prawdopodobny scenariusz. Być może więc kampania informacyjna o tarczy inflacyjnej służy temu, by Polacy w ogóle ją jakkolwiek zauważyli.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Nie da się bowiem ukryć, że przygotowane przez rząd obniżki podatków nie są w stanie nadążyć za wzrostem cen. Cóż bowiem z tego, że rządzący wspaniałomyślnie zrezygnują na kilka miesięcy z VAT na prąd, skoro decyzją Urzędu Regulacji Energetyki jego ceny i tak wkrótce wzrosną? Dodatek osłonowy trafi jedynie do części Polaków, tych najbiedniejszych. Zerowy VAT na żywność to dopiero pieśń przyszłości, wciąż jeszcze niepewny.
Kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej nie byłaby potrzebna, gdybyśmy mieli jakkolwiek odczuć skutki działań rządu
Warto w tym momencie wspomnieć, że rządzący nie ponoszą całej winy za drastyczny skok inflacji. W grę wchodzą zawirowania na rynkach surowców energetycznych, kwestia polityki międzynarodowej, czy nawet cykl koniunkturalny. Inflacja jest w końcu problemem także innych państw, nie tylko tych leżących w Unii Europejskiej.
A jednak trudno oprzeć się spostrzeżeniu, że organy naszego państwa nie zrobiły wszystkiego, by uchronić obywateli przed skutkami dekoniunktury. Wręcz przeciwnie: przez długi czas politycy obozu rządowego, wliczając w to także komunikaty płynące z NBP, bagatelizowali inflację. Przekonywali nas, że drożyzny wcale nie ma - a jak jest, to że zaraz minie. Jakby tego było mało, gdyby spora część pieniędzy publicznych nie była rok w rok bezmyślnie marnowana na rozbuchane świadczenia socjalne, to być może Polska miałaby więcej narzędzi do ograniczenia negatywnych skutków drożyzny.
Dlatego właśnie to ten konkretny rząd jest dzisiaj "twarzą" inflacji i wysokich cen w sklepie. Jest to oczywiście odium, które władza bardzo chętnie zrzuciłaby na kogoś innego. Najlepiej na opozycję, Niemcy, albo Unię Europejską. Być może właśnie temu służy kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej. To takie wbijanie do głowy Polakom, że "co złego, to nie my". Mamy zobaczyć, że rząd coś robi, że rząd się stara nam nieba przychylić. Że nic z tego konkretnego dla nas nie wyniknie? Nieważne, patrz obywatelu - jakie uśmiechnięte polskie rodziny z dziećmi! Dlaczego jeszcze narzekasz?
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że kampania "Chronimy rodziny, obniżamy podatki" to nic więcej jak propaganda sukcesu. Co gorsza: sukcesu nieistniejącego, uprawiana w trakcie serii poważnych kryzysów. Jedno jest pewne: gdybyśmy mieli pozytywnie odczuć działania rządu, to żadne spoty reklamowe nie byłyby mu do niczego potrzebne.