Rusza właśnie kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej. Polacy dowiedzą się, jak to rząd obniża podatki, oferuje dodatek osłonowy i stara się walczyć z drożyzną. Po co to wszystko? Bez propagandy sukcesu Polacy mogliby w ogóle nie zauważyć starań rządu płacąc za wszystko coraz więcej.
Spoty reklamujące tarczę antyinflacyjną przypominają nieco zeszłoroczną reklamę Apartu
Rząd uznał, że Polacy muszą się koniecznie dowiedzieć, jak bardzo ten dba o polskie rodziny w czasie kryzysu. Specjalna kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej „Chronimy rodziny, obniżamy podatki” ma pokazać, co rządzący zrobili, by opanować drożyznę. Mowa o działaniach takich, jak czasowa obniżka podatku VAT i akcyzy na paliwa i energię elektryczną, oraz o dodatku osłonowym.
Kampania informacyjna o tarczy inflacyjnej ma się składać z materiałów rozwieszanych na ulicach oraz reklam w telewizji, radiu, prasie i internecie. Pierwsze spoty już się nawet zdążyły pojawić. Na swój sposób epatowanie optymizmem w okresie szalejącej drożyzny i tuż przed drastycznymi podwyżkami cen prądu i gazu jest wręcz rozczulające. Przypomina to wręcz niekoniecznie trafioną zeszłoroczną świąteczną reklamę Apartu.
Pytanie jednak brzmi: po co właściwie rządzący chcą wydawać pieniądze podatników na promocję tarczy antyinflacyjnej, czy nawet Polskiego Ładu? Czy przypadkiem nie powinno być tak, że na skutek tych działań poprawi się sytuacja ekonomiczna? W takiej sytuacji przecież wystarczy tylko czekać na wyniki. Chyba, że wyników wcale nie będzie – a nie jest to wcale mało prawdopodobny scenariusz. Być może więc kampania informacyjna o tarczy inflacyjnej służy temu, by Polacy w ogóle ją jakkolwiek zauważyli.
Nie da się bowiem ukryć, że przygotowane przez rząd obniżki podatków nie są w stanie nadążyć za wzrostem cen. Cóż bowiem z tego, że rządzący wspaniałomyślnie zrezygnują na kilka miesięcy z VAT na prąd, skoro decyzją Urzędu Regulacji Energetyki jego ceny i tak wkrótce wzrosną? Dodatek osłonowy trafi jedynie do części Polaków, tych najbiedniejszych. Zerowy VAT na żywność to dopiero pieśń przyszłości, wciąż jeszcze niepewny.
Kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej nie byłaby potrzebna, gdybyśmy mieli jakkolwiek odczuć skutki działań rządu
Warto w tym momencie wspomnieć, że rządzący nie ponoszą całej winy za drastyczny skok inflacji. W grę wchodzą zawirowania na rynkach surowców energetycznych, kwestia polityki międzynarodowej, czy nawet cykl koniunkturalny. Inflacja jest w końcu problemem także innych państw, nie tylko tych leżących w Unii Europejskiej.
A jednak trudno oprzeć się spostrzeżeniu, że organy naszego państwa nie zrobiły wszystkiego, by uchronić obywateli przed skutkami dekoniunktury. Wręcz przeciwnie: przez długi czas politycy obozu rządowego, wliczając w to także komunikaty płynące z NBP, bagatelizowali inflację. Przekonywali nas, że drożyzny wcale nie ma – a jak jest, to że zaraz minie. Jakby tego było mało, gdyby spora część pieniędzy publicznych nie była rok w rok bezmyślnie marnowana na rozbuchane świadczenia socjalne, to być może Polska miałaby więcej narzędzi do ograniczenia negatywnych skutków drożyzny.
Dlatego właśnie to ten konkretny rząd jest dzisiaj „twarzą” inflacji i wysokich cen w sklepie. Jest to oczywiście odium, które władza bardzo chętnie zrzuciłaby na kogoś innego. Najlepiej na opozycję, Niemcy, albo Unię Europejską. Być może właśnie temu służy kampania informacyjna o tarczy antyinflacyjnej. To takie wbijanie do głowy Polakom, że „co złego, to nie my”. Mamy zobaczyć, że rząd coś robi, że rząd się stara nam nieba przychylić. Że nic z tego konkretnego dla nas nie wyniknie? Nieważne, patrz obywatelu – jakie uśmiechnięte polskie rodziny z dziećmi! Dlaczego jeszcze narzekasz?
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że kampania „Chronimy rodziny, obniżamy podatki” to nic więcej jak propaganda sukcesu. Co gorsza: sukcesu nieistniejącego, uprawiana w trakcie serii poważnych kryzysów. Jedno jest pewne: gdybyśmy mieli pozytywnie odczuć działania rządu, to żadne spoty reklamowe nie byłyby mu do niczego potrzebne.