Wydawać by się mogło, że rządzący przyłożą się do przygotowania koncepcji zaostrzenia kar dla piratów drogowych. Tak się jednak nie stało. Na przykład kara za zabójstwo drogowe ominie osoby, które co prawda spowodowały wypadek ze skutkiem śmiertelnym, pędząc niczym szaleniec, ale za to były trzeźwe. Bez rozsądnych podstaw zostaje nam czysty populizm penalny.
Kara za zabójstwo drogowe po prostu musi obejmować także trzeźwych miłośników ekstremalnie szybkiej jazdy
Najwyraźniej byłem zbytnim optymistą, gdy wydawało mi się, że skoro obecny rząd dostrzegł w końcu problem piratów drogowych, to wreszcie otrzymamy sensowne propozycje jego rozwiązania. W piątek minister infrastruktury Dariusz Klimczak przedstawił założenia przygotowywanych zmian. Trzeba przyznać, że niektóre pomysły są całkiem niezłe. Cóż jednak z tego, gdy najważniejszy element reformy nie zostanie zrealizowany jedynie połowicznie? Jakby tego było mało, postawiono na najmniej rozsądne rozwiązanie ze wszystkich dostępnych.
Mam na myśli oczywiście zabójstwo drogowe. Chodzi o tych piratów, którzy łamią przepisy ruchu drogowego w sposób wyjątkowo jaskrawy i w rezultacie zabijają człowieka. Wielu prawników podnosi argument, że obowiązujące prawo zawiera przecież możliwość karania za zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Skoro bowiem ktoś pędzi samochodem 250 km/h, to ma świadomość, że może kogoś zabić i się z tym godzi. Warto dodać, że takie osoby mogą też być pod wpływem alkoholu albo mieć orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów.
Okazuje się jednak, że kara za zabójstwo drogowe obejmie jedynie część szczególnie niebezpiecznych osobników. Minister infrastruktury nie pozostawia złudzeń:
Kierowca, który prowadzi pojazd pod wpływem alkoholu lub narkotyków i zabije innego uczestnika ruchu drogowego, będzie traktowany jak zabójca.
Jak się łatwo domyślić, w propozycji tej zabrakło pozostałych dwóch przypadków. Nie uwzględniono równie niebezpiecznych kierowców, którzy zupełnie trzeźwi postanawiają stać się poważnym zagrożeniem dla zdrowia i życia innych uczestników ruchu drogowego. Pominięto także osobników z orzeczonym zakazem prowadzenia pojazdów, którzy jednak wsiadają za kierownicę i kogoś w ten sposób zabijają.
Sporo wątpliwości budzi również potraktowanie określenia „zabójstwo drogowe” dosłownie. Wbrew pozorom, nie jest to najlepsze rozwiązanie. W zupełności wystarczyłoby dodanie nowych przesłanek do art. 178 kodeksu karnego, który określa przesłanki zaostrzenia karalności wobec sprawcy katastrofy lub wypadku. W ten sposób można by hipotetycznie posłać sprawcę do więzienia na nawet kilkanaście lat.
Część propozycji ministra infrastruktury nie jest taka zła. Budzą jednak poważne wątpliwości co do swoich szczegółów
Trzeba przy tym uczciwie wspomnieć, że minister infrastruktury odniósł się także do kwestii kierowców, którzy jeżdżą pomimo sądowego zakazu. Dariusz Klimczak wyraźnie stwierdził, że takie osoby powinny być w jego ocenie karane bezwzględnym więzieniem. To samo zresztą dotyczy jeżdżących na tzw. podwójnym gazie.
Ograniczona do jednego przypadku kara za zabójstwo drogowe to niejedyne złe wieści. Dariusz Klimczak przedstawił koncepcję zmiany przepisów dotyczących świeżo upieczonych kierowców.
Nieważne, czy kierowca ma 18 lat, 20, czy 40. Przez pierwsze dwa lata, kiedy zdobył uprawnienia, zero tolerancji na alkohol.
Nie to żebym miał cokolwiek przeciwko odbieraniu prawa jazdy kierowcom, którzy prowadzili pod wpływem alkoholu. Sam pomysł stosowania tych kryteriów wyłącznie wobec osób, które dopiero co zdobyły prawo jazdy, jest po prostu błędna. Dokładnie taki sam reżim należałoby stosować wobec wszystkich kierowców.
Ciekawym pomysłem wydaje się możliwość czasowego zatrzymania uprawnień dla kierowców, którzy przekroczą dozwoloną prędkość o 50 km/h. Obejmie ona drogi jednojezdniowe dwukierunkowe poza obszarem zabudowanym. Pytanie brzmi: dlaczego tylko ten jeden rodzaj drogi?
Po raz kolejny warto podkreślić, że osoby znacząco przekraczające dozwoloną prędkość same w sobie stanowią jeden z kluczowych problemów. Dotyczy to także autostrad i dwujezdniowych dróg ekspresowych. Jeżeli potrzeba nam jakiejś polityki zera tolerancji, to wobec postawy „jeżdżę szybko, ale bezpiecznie”.
Minister infrastruktury zapowiedział także możliwość zrobienia prawa jazdy przez 17-latków. Nad tym pomysłem pastwiłem się już jakiś czas temu. Sam w sobie nie jest wcale taki zły. Pozostaje jednak mieć nadzieje, że w trakcie prac wyeliminowano kilka irracjonalnych ograniczeń. W końcu obecność pełnoletniej osoby na fotelu pasażera i tak niewiele zmieni w razie, gdyby miało dojść do jakiegoś nieszczęścia.