Kino studyjne jako informacja w mediach to najczęściej wiadomość o jego zamknięciu. Często wiąże się to z oburzeniem lokalnej grupki miłośników kinematografii i kin w starym stylu, takich bez popcornu i reklam. Z wielkim zaskoczeniem przyjąłem informację o otwarciu takiego obiektu pod Warszawą.
Jak kraj długi i szeroki tak wszyscy narzekamy na ogromne kinowe multipleksy. Bilety są coraz droższe, ale z drugiej strony najwidoczniej niewystarczająco, skoro kina muszą ratować się prowadzeniem gastronomii. Cena popcornu w kinie często przewyższa wartość zakupionego biletu. Z drugiej strony ciężko oprzeć się tej pokusie, skoro przekąski przed wejściem na salę można kupić na każdym kroku. Do tego powszechny brak elementarnej kultury wśród widzów. Rozmowy przez telefon, głośne i często wulgarne zachowania czy wszechobecne hałasowanie przemyconą paczką chipsów.
Kino studyjne to raczej prehistoria
Z drugiej strony nie wyobrażamy sobie oglądać filmy inaczej. Tęsknimy za czasami, kiedy to w kinie nie było popcornu, ale kiedy już zdarzy się nam okazja do wizyty w kinie studyjnym, to tęsknym wzrokiem szukamy stoiska z przekąskami. Z tego powodu te niewielkie kina studyjne powoli odchodzą w zapomnienie. Gdzieniegdzie te tradycje są kultywowane przez lokalne kluby miłośników kina, ale bądźmy szczerzy – frekwencja na widowni jest nieporównywalna. Oczywiście to nie jest tak, że niewielkie kina nie mają racji bytu ani klientów. Mimo wszystko to rozrywka dla niewielkiej garstki osób. Dlatego właśnie najczęstsze informacje, jakie czytamy o małych kinach, to informacje o ich zamknięciu.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio słyszałem o otwarciu nowego kina studyjnego. Takiego bez reklam, niewielką widownią i zakazem jedzenia. Tam nikt nie pyta, czy do kina można wnieść swoje jedzenie i picie. Tymczasem właśnie takie kino otwarto w Grodzisku Mazowieckim. Kino Wolność, bo o nim mowa, powstało dzięki zaangażowaniu lokalnego klubu filmowego. Sala na 40 miejsc, a bilety za 15 zł. Łatwo policzyć, że rentowność takiego miejsca nawet nie zbliża się do największych graczy. Zwłaszcza że 50% zysków z ich sprzedaży trafi w ręce dystrybutora danego filmu. Nie pozostaje zatem nic innego, jak liczyć na tłumną frekwencję lokalnych miłośników kina, którzy nie pozwolą, aby kolejnym newsem na jego temat była informacja o zamknięciu.