Niektóre media już okrzyknęły je chwytliwym określeniem „rządowe kafejki internetowe”. Ale to określenie krzywdzące, bo Kluby Rozwoju Cyfrowego z takimi kawiarenkami nie będą miały wiele wspólnego. Nie chodzi tu bowiem o miejsce, w którym można sobie posiedzieć w internecie albo pograć w CS-a. Kluby mają być narzędziem walki z wykluczeniem cyfrowym u seniorów, głównie z mniejszych miejscowości. A to wciąż poważny problem.
Kluby Rozwoju Cyfrowego
Mogę się domyślić dlaczego część mediów w kpiącym tonie opisała pomysł założenia w Polsce sieci Klubów Rozwoju Cyfrowego. Otóż ogłosił go wiceminister Andruszkiewicz, znany chyba wszystkim narodowiec z Podlasia, którego znalezienie się w rządzie jest jedną z większych tajemnic XXI wieku. Ale pamiętajmy, że pan Adam wykonuje polecenia swoich zwierzchników. A dziś za cyfryzację odpowiada Janusz Cieszyński. Tak, wiem, facet od respiratorów. Ale jednocześnie człowiek z dużymi zasługami dla cyfryzacji systemu polskiej ochrony zdrowia. W tej dziedzinie warto więc mu zaufać.
Czym więc zatem będą Kluby Rozwoju Cyfrowego? Ma to być sieć 2500 miejsc ulokowanych w istniejących bibliotekach, domach kultury czy Uniwersytetach Trzeciego Wieku. Kluby mają zostać przede wszystkim zorganizowane na wsiach i w małych miejscowościach, szczególnie tam gdzie wykluczenie cyfrowe jest największe. Z danych KPRM wynika, że takie potrzeby są przede wszystkim w województwach podlaskim, lubelskim czy świętokrzyskim. W każdym klubie ma działać po dwóch edukatorów, przeszkolonych do tego, by nauczyć chętnych (nie tylko seniorów) korzystania z internetu. Chodzi zarówno o obsługę mediów społecznościowych, jak i komunikatorów typu Skype czy e-usług publicznych, takich jak Internetowe Konto Pacjenta. W końcu po coś stworzono możliwość użycia aplikacji mObywatel w przychodni, prawda?
To bardzo dobry pomysł
I co, nie brzmi wcale tak źle, prawda? I wcale nie wygląda to na internetowe kafejki, co nie? Niestety, ludzie żyjący w dużych miastach, funkcjonujący swobodnie w sieci, rzadko zdają sobie sprawę z tego jakim problemem jest najprostsza e-czynność dla osoby żyjącej na prowincji. Weźmy na przykład taki samospis internetowy, dzięki któremu wielu z nas już dawno zapomniało, że było coś takiego jak spis powszechny. Osoby bez komputera albo bez umiejętności posługiwania się nim musiały albo wykonywać telefony do rachmistrzów albo stać w kolejkach, by spisać się osobiście. Druga rzecz: oszustwa internetowe. Mamy ich przecież całą plagę: oszustwo na wnuczka, oszustwo na Netflixa, oszustwo na PKO BP czy na odłączenie prądu. Wiele osób sprawnych cyfrowo się na to nabiera, a co dopiero ci, dla których każdy odebrany e-mail to miła niespodzianka?
Dlatego pozostaje mi tylko trzymać kciuki za to, by Kluby Rozwoju Cyfrowego powstały jak najszybciej i by działały skutecznie. Przy wielu bardzo złych rzeczach, jakich dokonała obecna władza, akurat cyfryzacja państwa poszła rządzącym bardzo dobrze. Z tym, że jeśli tworzymy e-państwo, to musimy w nim też mieć e-obywateli. A dopóki wykluczonych cyfrowo będą miliony (dokładnie 3,8 – dane KPRM z 2020 roku), to trudno będzie mówić o sprawiedliwym traktowaniu każdego Polaka.