Mamy nowego (wiceministra) cyfryzacji i ząb zgrzyta o ząb, taka mizeria. Prawo i Sprawiedliwość przestało ukrywać, że bierze na stanowiska kogo tylko wiatr przywieje, żeby biedaczyna dorobił do pensji poselskiej. To już nawet nie jest śmieszne.
Adam Andruszkiewicz został (wiceministrem) cyfryzacji. Nieironicznie mówiąc, przeciętny absolwent technikum nadawałby się bardziej. (Wiceminister) Andruszkiewicz, jak wieść gminna głosi, ledwie odróżnia komputer od tabletu. Dodatkowo (wiceminister) Andruszkiewicz uważa, że wyższe wykształcenie to jego zasadnicza kompetencja. Nie jest to miejsce na artykuł o wykształceniu naszych posłów (ten czeka na swoją godzinę). To iście barwna postać, muszę przyznać, ten (wiceminister) cyfryzacji. Walczył z antypolskimi nazwami pociągów (jakim wybitnym myślicielem trzeba być, żeby uważać, że „Aurora” to propagowanie komunizmu, a Dionizos czy Świętopełk to pogaństwo i okultyzm). Znany był ze swojego swobodnego podejścia do kilometrówek. Nawet Janusz Korwin-Mikke powiedział, że narodowcy mają gwóźdź w mózgu, kiedy mówił o (wiceministrze) Andruszkiewiczu.
Nasi czytelnicy zresztą niejednokrotnie prowadzą firmy albo pracują w takowych na wysokich stanowiskach. Potrafię sobie wyobrazić ich minę, gdyby przyszła do nich kandydatka na księgową z ukończonym kursem ogrodnictwa i brakiem umiejętności korzystania z komputera (ale przynajmniej miałaby dobre chęci, hej).
Zastanawiam się, na jakiej zasadzie to działa. Losowania? A może trzeba napisać uniżone podanie?
Powiedzmy, że chciałabym zostać wiceministrem! Mam jeszcze lepsze kompetencje!
Wiceminister Andruszkiewicz
Szanowny Panie Premierze,
chciałabym zaproponować swoją skromną kandydaturę na stanowisko wiceministra zdrowia. Ukończyłam filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Ukończyłam również dodatkowy fakultet z bibliotekoznawstwa i informacji naukowej. Pięć lat pracowałam w oświacie na stanowisku opiekuna uczniów w trakcie dowozów. Moje doświadczenie pozwala mi sądzić, że mam niebagatelne kompetencje do zajmowania rzeczonego stanowiska. Mam wysokie osiągi w dobieraniu leków przeciwbólowych w przypadku bólu zęba. Potrafię zbić gorączkę oraz wiem, którą stroną wkłada się czopek (słyszałam, że jest to bardzo pożądana umiejętność na szczeblu ministerialnym).
Co prawda z biologii i chemii miałam dwóje i tróje, ale to jeszcze nic nie oznacza. Z zawodu mogłabym być posłanką, to znaczy, że nie skalałabym swoich rąk ciężką pracą, przeznaczoną przecież dla suwerena. Proszę zapomnieć o tym, co napisałam o pracy w edukacji. Świetnie się nadaję do robienia niczego.
To prawda, że jestem znana w dość niewielkim, hermetycznym wręcz gronie. Doskonale nadaję się do dzielenia narodu na dwie osobne frakcje. Człowiek ma taką dualistyczną naturę, wie pan, panie premierze, że wszystkiego w sumie mamy po dwie sztuki (albo da się to podzielić na dwa)? Nie mam pojęcia, czemu to napisałam, ale wiceminister cyfryzacji nie ma pojęcia o czym mówi przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc podążam za przykładem najlepszych.
W razie czego mam kilka dodatkowych propozycji. Mój redakcyjny kolega Tomasz jest prawnikiem, dlatego świetnie nadawałby się na stanowisko wiceministra środowiska.
Uniżenie całuję stópki i liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
PS: Lubię Rosję.
Taki oto list mogłabym wysłać do premiera Mateusza Morawieckiego i wszystkich jego konfratrów z ministerstw. Już od pewnego czasu PiS nie udaje, że nie robi tego samego, co Platforma. Już od pewnego czasu dopychają na siłę amatorów do różnych dziedzin naszego życia. Nasza „dobra zmiana” jest (choć nie cierpię tego określenia) iście dojna. (Wiceminister) Adam Andruszkiewicz ukończył stosunki międzynarodowe (!) i wszem oraz wobec afiszuje się tym faktem, został mu bowiem tylko tytuł magistra do puszenia pawiego ogona. Reszta to, niestety, chuderlawy kurczak.