Jeśli młodzi ludzie mieliby w jakikolwiek sposób sugerować się badaniami, rankingami i opiniami pracodawców, to liczba kandydatów na studia powinna sukcesywnie maleć. Obecnie najważniejszy jest po prostu zdobyty fach i realne umiejętności. Kogo brakuje na rynku pracy? Okazuje się, że piekarzy, fryzjerów, murarzy czy tynkarzy – czyli pracowników, którzy tak często są lekceważeni przez pozostałą część społeczeństwa.
Kogo brakuje na rynku pracy? Na pewno nie absolwentów szkół wyższych
W Polsce wciąż dominują licea ogólnokształcące – do zawodówek i techników wybiera się stosunkowo mało uczniów. Po liceum z kolei tysiące abiturientów szturmuje uczelnie wyższe w nadziei, ze zdobyte wykształcenie pomoże im w zdobyciu dobrze płatnej i interesującej pracy. Tyle, że rzeczywistość jest brutalna. Rynek pracy wcale nie potrzebuje kolejnych ekonomistów, marketingowców (chociaż według ostatnich badań to jedna z najbardziej zadowolonych grup zawodowych) czy nawet części przedstawicieli nauk ścisłych. Jakie zawody są najbardziej przyszłościowe i kogo brakuje na rynku pracy? Okazuje się, że po prostu osób świadczących drobne usługi (fryzjerzy), piekarzy, pracowników budowlanych i pracowników medycznych. W tym ostatnim przypadku niekoniecznie jednak chodzi o lekarzy (chociaż oczywiście ich liczba wciąż jest zbyt mała). Poszukiwani są m.in. opiekunowie osób starszych, fizjoterapeuci, masażyści czy rehabilitanci.
Badanie „Barometr zawodów” jasno pokazuje, że poszukiwani są absolwenci zawodówek, szkół technicznych czy szkół policealnych
Zapotrzebowanie na wskazane wyżej zawody wynika z raportu „Barometr zawodów” na rok 2020. Jeśli chodzi o branżę budowlaną, to obok wspomnianych murarzy i tynkarzy brakuje też betoniarzy, cieśli, stolarzy, brukarzy, dekarzy, monterów czy pracowników robót wykończeniowych. Czyli brakuje właściwie większości pracowników budowlanych. Dlaczego w tej branży jest aż tak duży deficyt pracowników? Wszystko przez ciężkie warunki pracy i – nadal – stosunkowo niskie płace. To powoduje, że specjaliści z tej branży i osoby z doświadczeniem wolą wyjechać do krajów zachodniej Europy. Za wykonaną pracę dostaną tam znacznie wyższe wynagrodzenie.
Deficyt pracowników także w branży produkcyjnej i transportowej
Niewiele lepiej jest w branży produkcyjnej. Brakuje spawaczy, operatorów różnych maszyn, elektryków, ślusarzy. Młodzi ludzie po prostu nie chcą kształcić się w podobnych zawodach, często też nawet nie mają takiej możliwości – ze względu na brak dostosowanych do tego placówek szkolnych.
Z kolei w branży transportowej – co raczej nikogo nie zaskoczy – brakuje kierowców samochodów ciężarowych, ciągników siodłowych oraz kierowców autobusów. Praca w roli kierowcy samochodu ciężarowego wymaga nie tylko odpowiednich uprawnień, ale również gotowości do specyficznego trybu życia. A to osobom z młodszego pokolenia po prostu się nie podoba.
Branża gastronomiczna i usługowa
Brakuje też kucharzy (którym niektórzy przepowiadają zastąpienie przez roboty) oraz piekarzy. O ile ci pierwsi po prostu wyjeżdżają za granicę, o tyle ci drudzy narzekają na niskie wynagrodzenie i konieczność pracy w porach nocnych.
W branży usługowej brakuje z kolei m.in. fryzjerów – zwłaszcza takich, którzy mieliby już jakieś doświadczenie i orientowali się, co jest obecnie modne – tak, by zaspokoić potrzeby klientów.
Branża medyczna i finansowa
Deficyt pracowników w branży medycznej nie dziwi chyba nikogo. Standardowo: brakuje opiekunów osób starszych, lekarzy, pielęgniarek, fizjoterapeutów, położnych czy masażystów. Panuje powszechne przekonanie, że to trudne zawody, a warunki pracy są po prostu ciężkie. W dodatku spora część pracowników z branży medycznej również woli wyjechać za granicę, gdzie stawki są zdecydowanie atrakcyjniejsze.
Nadmiar ekonomistów nie wpłynął natomiast na popyt na księgowe. Pracownicy zajmujący się rachunkowością, w przeciwieństwie do swoich kolegów z pokrewnej branży, wciąż są poszukiwani na rynku pracy.
Najwyższy czas, by skończyć z mitem wyższości szkół ogólnokształcących nad zawodowymi i branżowymi
Raport „Barometr zawodów 2020” jasno pokazuje, kogo brakuje na rynku pracy. I w znacznej większości brakuje właśnie osób po zawodówkach, technikach, kursach doszkalających czy po prostu posiadających odpowiednie uprawnienia. Może to więc najwyższy czas, by przekonać młode osoby, że praca za kółkiem, w kuchni, w salonie fryzjerskim czy na budowie może być bardziej atrakcyjna (przynajmniej finansowo) od pracy w biurze. To też jednak sygnał dla pracodawców zatrudniających w deficytowych branżach – porządne i uczciwe wynagrodzenie jest konieczne, by przyciągnąć pracowników, których brakuje.