Obejrzałem właśnie, jak zapewne wszyscy zainteresowani, trailer hucznie zapowiadanego serialu The Witcher od Netflix.
Niezbyt mi się to podoba. Nie spodziewałem się prawdę powiedziawszy nowej „Gry o Tron”, choć potencjał na trochę dynamiczniejszą sagę fantasy z polityką w tle oczywiście był. Teaser na razie każe jednak spodziewać się serialu fantastycznego z gatunku tych, do których po latach nawet nie wraca się specjalnie pamięcią. Taki „Legend of the Seeker” albo „Xena”. Jeśli nie znacie, to trudno.
Oczywiście jest zbyt wcześnie, żeby oceniać, a ja nie jestem żadnym wybitnym krytykiem filmowym. Fakt, że bohaterowie od razu wzbudzili moją antypatię, efekty specjalne rozczarowanie, a całość nie wywołała ani odrobiny intensywniejszego zainteresowania, nie znaczy, że produkcja nie okaże się wielkim sukcesem.
Przyjmijmy jednak – czysto hipotetycznie – że serial The Witcher od Netflix to porażka
To by z kolei znaczyło, że już drugi serial z Wiedźminem w roli głównej okazał się nieudaną lub co najmniej przeciętną adaptacją książek Andrzeja Sapkowskiego. Pierwszy stworzyli jeszcze Polacy, a w rolę Geralta wcielił się sam pan Michał Żebrowski, ówczesny dyżurny gwiazdor polskiego kina.
Wszyscy pamiętamy, że pod koniec 2018 roku pan Andrzej Sapkowski wystąpił wobec CD Projekt RED z roszczeniem 60 milionów złotych, ponieważ studio dorobiło się majątku na serii gier komputerowych na bazie Wiedźmina, a pan Sapkowski dostał za udzielenie zgody na „egranizację” jakieś symboliczne pieniądze.
Spór Sapkowskiego z CD Projekt RED
Pamiętamy też, dlaczego tak się stało – kiedy twórcy Wiedźmina przyszli do Andrzeja Sapkowskiego z prośbą o pozwolenie na tworzenie gry z serii, ten nie chciał słyszeć o żadnych proponowanych udziałach i zyskach ze sprzedaży, wybierając pewny wariant gotówkowy. Pisarz nie spodziewał się sukcesu gry. Nie chciał partycypować w ryzyku, które – jak wiadomo – bywa opłacalne.
Wydawać by się mogło, że przez swoją niezbyt przemyślaną decyzję, być może zachłanność na twardą gotówkę, Sapkowski zrzekł się prawa do czerpania zysków z gier komputerowych o Wiedźminie w przyszłości. Z pomocą przyszło jednak prawo autorskie, przewidujące „klauzulę bestsellerową”, czyli prawo do podnoszenia wynagrodzenia, jeżeli zyski wydawcy są nieproporcjonalnie większe od zysku twórcy. Bazując na tych przepisach, Sapkowski wezwał CD Projekt RED do zapłaty 60 milionów złotych.
Olgierd Rudak, prawnik, autor „Czasopisma LegeArtis” i – co bardzo miło mi zauważyć – również nasz czytelnik, podniósł ciekawą kwestię tego, czy można w ogóle stawiać znak równości pomiędzy książkami Sapkowskiego a grami CD Projektu, gdyż te są najprawdopodobniej utworami zależnymi – owszem: zawierają te same nazwy, bohaterów, realia, ale jednak ich związek z książką jest bardzo nieznaczny. To samodzielne utwory, w których ktoś bardzo się postarał, by stworzyć świat, fabułę, kod, grafikę, muzykę czy wygląd postaci. To nie jest tak, że CD Projekt RED wydaje książki Sapkowskiego, choćby interaktywne. A tym samym być może nie przysługuje mu prawo do podwyższenia wynagrodzenia.
Finał sporu Sapkowskiego z CD Projekt RED
Rezultat sporu Sapkowskiego z CD Projektem nie jest znany. Na początku lutego Puls Biznesu donosił wprawdzie, że wydawca gier komputerowych porozumie się z Sapkowskim z szacunku do pisarza, choć kwota ugody na pewno będzie mniejsza od roszczonych 60 milionów.
Należy rozumieć sposób patrzenia na sprawę CD Projektu RED. Niezależnie od tego, czy stały za tym wąskie horyzonty i dość krótkowzroczny sposób patrzenia na sprawę – CD Projekt naprawdę zapłacił śmieszne pieniądze Sapkowskiemu (choć adekwatne w chwili uzyskiwania licencji) za prawa do marki. Oczywiście można to kontrować tym, że przecież dzięki grze książki pisarza sprzedają się na całym świecie, a Netflix – sam Netflix – właśnie kręci mu serial, za co na pewno też niemało Sapkowskiemu zapłacił. Tyle w kwestiach moralnych.
CD Projekt RED ma jednak przed sobą premierę Cyberpunk 2077, prawdopodobnie dłubie nad Wiedźminem 4, akcjonariusze nerwowo obgryzają paznokcie i z pewnością ostatnią rzeczą, która jest potrzebna spółce – biznesowo i pr-owo – jest spór sądowy z twórcą Geralta z Rivii.
Nie wiadomo czy ugoda została ostatecznie zawarta. Jeżeli jednak serial Netflixa okaże się klapą lub sukces będzie znacząco mniejszy od sukcesu gry, teoretycznie CD Projekt RED zyskałby bardzo mocną kartę przetargową w ewentualnym sporze dot. „klauzuli bestsellerowej”, wskazując, że bestsellerowość gier z serii to w dużej mierze zasługa jego grafików i programistów.
Ps. A to taki bonus.