Internet nieustannie ewoluuje. Zmieniają się trendy, sposoby prezentacji i promocji treści. Coś, co kilka lat temu było dla nas oczywiste, dzisiaj odeszło w niepamięć. Czy nadszedł czas pożegnać kolejny, niegdyś bardzo popularny element internetowej rzeczywistości? Hasztagi, bo to o nich mowa, mają bardzo wątpliwą przyszłość.
Skąd się wzięły hasztagi?
Swoją popularność hasztagi zawdzięczają Twitterowi. To na tej platformie, w 2007 roku opublikowano pierwszego posta z hasztagiem. Nowość na ptaszkowym portalu wszystkim bardzo przypadła do gustu. Hasztagi zagościły także na Instagramie, Facebooku czy LinkedIn, właściwie w całym internecie.
Ich umiejętne wykorzystywanie było i nadal jest jednym z elementów, dzięki którym internetowe treści mogą docierać do większego grona. Umiejętnie, czyli tak, aby w zwięzły sposób oddawały to, co rzeczywiście przedstawia dana treść. Stąd też słynne (i słuszne zresztą też) zalecenia o używaniu maksymalnie 1-2 hasztagów. Chyba, że chcemy zrobić sobie pod instagramowym postem napływ bliżej niezidentyfikowanych kont, wtedy wpisanie dziesiątek oklepanych, znaczących wszystko i nic hasztagów, jest jak najbardziej wskazane.
Inaczej sprawa ma się na X (ex-Twitter). W trakcie swojej prawie sześcioletniej, czynnej przygody z tym portalem, użyłem hasztagów może kilkanaście razy. Co lepsze – ostatnimi czasy odnosiłem wrażenie, że ludzie używający ich wcale nie mają lepszych zasięgów. Najczęściej wyświetlające się wpisy to po prostu sam tekst, ewentualnie zdjęcie, film – nic więcej. Jak się okazuje, dni hasztagów na X mogą być policzone.
Hasztagi są brzydkie
Niedawno zapadł wyrok na hasztagi. Wydał go sam Elon Musk stwierdzając, że wyglądają brzydko, a system platformy ich po prostu nie potrzebuje:
Please stop using hashtags. The system doesn’t need them anymore and they look ugly. https://t.co/GKEp1v1wiB
— Elon Musk (@elonmusk) December 17, 2024
Z jednej strony się zgadzam. Dla użytkowników języków, gdzie słowa odmieniane są przez przypadki, wpisy bez hasztagów będą wyglądać „trochę” lepiej. Niejednokrotnie czytaliśmy wpisy, gdzie użytkownicy za wszelką cenę próbowali zdobywać zasięgi umieszczając hasztag ze słowem odmienionym w mianowniku. Problem ten raczej nie dotyczył wpisów w języku angielskim, ale jak widać, hasztagi nie podobają się Muskowi niezależnie od tego. Kwestię używania dużej liczby hasztagów można pominąć. Z tego co powszechnie wiadomo, to traktuje się to jako spam.
Z drugiej strony może stać się tak, że mniejszym kontom będzie trudniej przebić się ze swoimi treściami na bieżące tematy. Dla przykładu: komentowanie jakiegoś meczu piłkarskiego. Wystarcza skrót dwóch drużyn, mniej lub bardziej emocjonalne przemyślenie na danych temat, i wpis szedł w świat. Chcąc wypowiedzieć się w jakiejś kwestii politycznej, wydaje się, że jest łatwiej. Wystarczy skomentować „centralny” post, który porusza dany temat. Jak będzie teraz? Co prawda Musk nie zapowiedział wprost, że usunie hasztagi, jednak ich czasy świetności na X minęły. Należy także pamiętać, że wpisanie tych samych słów z lub bez znaku „#” w wyszukiwarkę nie zostanie potraktowane tak samo.
Czy hasztagowa rewolucja rozprzestrzeni się na inne media społecznościowe? Co jak nie hasztagi np. na Instagramie? W końcu tam ich pozycja jest bardzo silna – o wiele łatwiej znaleźć post z wykorzystanym hasztagiem. Co lepsze, istnieje nawet opcja obserwowania poszczególnych hasztagów. To chyba wystarczający powód, aby stwierdzić, że (póki co) mogą czuć się bezpiecznie. Chyba, że nadchodzi coś nowego, o czym nam się jeszcze nie śniło.