Jedną z bardziej interesujących i zarazem kontrowersyjnych obietnic przedwyborczych Koalicji Obywatelskiej był koniec prac domowych. Opozycja wygrała wybory, więc czas najwyższy ustosunkować się do swoich zapowiedzi. Czy uczniowie i rodzice mogą wreszcie odetchnąć z ulgą i cieszyć się swoim czasem wolnym? To się jeszcze okaże.
Wśród partii politycznych panuje konsensus: odrabianie lekcji w szkołach musi zniknąć
Wybory za nami, politycy opozycji przygotowują się do utworzenia nowego rządu, a obóz władzy próbuje sobie jakoś poradzić z porażką PiS. Zanim prezydent Andrzej Duda wyznaczy kandydata na premiera minie zapewne trochę czasu. Nie ulega jednak wątpliwości, że szykują się w Polsce poważne zmiany. Jedną z nich może być długo wyczekiwany przez uczniów i ich rodziców koniec prac domowych.
Mowa o obietnicy przedwyborczej, którą mocno eksponowała w trakcie kampanii Koalicja Obywatelska. Przypomnijmy fragment spotu wyborczego tej partii:
Zlikwidujemy prace domowe w szkołach podstawowych! Zapewnimy pomoc w szkole, zamiast korepetycji. Przywróćmy w Polsce normalność!
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że także Prawo i Sprawiedliwość deklarowało dokładnie ten sam kierunek zmian. Stosowną obietnicę znajdziemy na stronie 188 programu tej partii.
Elementem tego procesu będzie m.in. wprowadzenie programu odrabiania prac domowych w klasach I–III wyłącznie na zajęciach pozalekcyjnych.
Jeżeli ktoś myśli, że pozostałe stronnictwa polityczne w Polsce zamierzały bronić odwiecznej tradycji zabierania uczniom wolnego czasu, to jest w błędzie. Szymon Hołownia w trakcie konwencji w Krakowie zapowiadał „odejście prac domowych do historii” już od drugiego semestru tego roku szkolnego. Warto wspomnieć, że w tej deklaracji nie ograniczał się wyłącznie do podstawówek. Również kandydaci Lewicy wyrażali się, najdelikatniej rzecz ujmując, niechętnie wobec koncepcji przymusowego odrabiania lekcji.
Wydawać by się mogło, że koniec prac domowych stanowi swego rodzaju ogólnopolski konsensus. Czy to oznacza, że jest przesądzony? Wiele zależy od tego, czy politycy zamierzają zaprzątać sobie głowę swymi obietnicami. Co więcej, duże znaczenie będzie miała forma ewentualnej reformy. Jak widać na przytoczonych wyżej fragmentach deklaracji KO i PiS, diabeł tkwi w szczegółach.
Koniec prac domowych wymagałby więcej wysiłku po stronie ustawodawcy, niż się wydaje na pierwszy rzut oka
Przede wszystkim warto się zastanowić nad tym, w jaki sposób należałoby zlikwidować prace domowe w polskich szkołach. Między bajki można wrzucić tezy niektórych pedagogów, że jest to zupełnie niemożliwe. Wystarczy odpowiedni zakaz wpleciony do którejś z oświatowych ustaw i nauczyciele zwyczajnie nie będą mieli wyboru. Problem w tym, że przeładowane programy nauczania nie pozostawiają zbyt wiele czasu na dostatecznie długie ćwiczenie umiejętności praktycznych na szkolnych lekcjach. Nie bez powodu uważa się, że korepetycje stały się praktycznie obowiązkiem, a nie pomocą dla słabszych uczniów.
Jeżeli koniec prac domowych ma się udać, to ustawodawca musi się zdecydować na dużo bardziej systemowe zmiany w oświacie. Kolejną kwestią jest cel stojący za tradycją odrabiania lekcji. Tutaj warto zwrócić uwagę na wypowiedź ministra edukacji w rządzie PiS Przemysława Czarnka, który w rozmowie z dziennikiem „Fakt” zadeklarował się jako przeciwnik likwidacji prac domowych w starszych klasach:
One uczą także obowiązkowości i systematyczności. Zajmują też czas nauką, zamiast ślęczenia w komputerze, smartfonie itp.
Mamy tutaj dwa osobne czynniki, z których pierwszy jest czymś pożądanym, a drugi wręcz przeciwnie. Szkoła nie powinna ingerować w czas wolny ucznia. Nie dość, że już teraz młodzież stanowczo zbyt dużo czasu spędza w szkołach, to jeszcze dużą część zadanych prac domowych odrabiają za nią rodzice. Dotyczy to zarówno liczenia irracjonalnej ilości zadań z przedmiotów ścisłych, jak i różnego rodzaju projektów wymagających dużego nakładu pracy, precyzji i zdolności manualnych.
Z drugiej strony likwidacja prac domowych wyłącznie w podstawówce nie rozwiązuje problemu uczniów szkół średnich również nadmiernie obciążanych przez nauczycieli. Skutecznym kompromisem na pewno nie będzie zakaz oceniania zadanych prac domowych. Nie ma się co oszukiwać: większość uczniów nie będzie ich odrabiać, jeśli nie będzie do tego zmuszona, albo skutecznie zachęcona.