Kościołowi nie podoba się piwo bezalkoholowe, a konkretnie jego reklamy. Księża apelują do Polaków i zwracają uwagę na poważny – w ocenie episkopatu – problem. Czy tego rodzaju napoje faktycznie są szkodliwe?
Kościołowi nie podoba się piwo bezalkoholowe
Portal „O2” donosi, że Konferencja Episkopatu Polski – w osobie jej przedstawiciela, bpa Tadeusza Bronakowskiego – skierowała list do tzw. wykorzystania duszpasterskiego. Autor listu zwrócił przede wszystkim uwagę na „wszechobecną reklamę alkoholu”. Ocenił, że to poważny problem, który wymaga natychmiastowego rozwiązania. Dalej czytamy, że koncerny alkoholowe
celują tam, gdzie koncentruje się uwaga i emocje młodych ludzi
Biskup dodaje, że młodzi ludzie łączą alkohol z czasem wolnym, radością, wypoczynkiem, czy też chwilami silnie emocjonalnymi – jak udział w meczu, czy też w festiwalu muzycznym. Stwierdza, że media społecznościowe mają duży udział w promowaniu alkoholu.
Z powyższym generalnie trudno się nie zgodzić. Ciekawiej jednak robi się w dalszej części listu. W ocenie bpa, w marketingu funkcjonuje obecnie inny groźny trend, którym jest promowanie napojów bezalkoholowych. Pomińmy to, że autor nie do końca zdaje sobie sprawę, że napojem bezalkoholowym jest np. cola, czy też sok. Uznajmy jednak, że wiemy o co chodziło biskupowi. W dalszej części autor listu stwierdza, że problem stanowi fakt, że napoje bezalkoholowe mają tych samych producentów, nazwy, jak i opakowania, jak ich procentowe odpowiedniki.
Wskutek takiej sytuacji ma mieć miejsce przyzwyczajanie – młodych odbiorców – do logotypów, marek i opakowań napojów alkoholowych. Ksiądz przypomina, że napój bezalkoholowy może zawierać alkohol – do 0,5%.
Co tu się zadziało?
Na końcu czytamy, że generalnie alkohol jest uprzywilejowany na tle innych narkotyków – tutaj znowu pełna zgoda – zaś producenci przeznaczają ogromne środki na reklamy. Sama treść listu raczej co do swojej formy nie odbiega od innych, podobnych. Sierpień w Kościele Katolickim jest miesiącem trzeźwości. Tego rodzaju argumenty nie są więc zaskakujące, a i w dużej mierze jest to stwierdzanie szeregu faktów.
Osoby nieutożsamiające się z doktryną Kościoła Katolickiego przyzwyczajone są, że ten – w ocenie tychże osób – czasem nawet demonizuje, w sposób groteskowy, różne obszary życia. W niektórych sferach można się spierać, czy zasadnie, ale głoszenia tez o szkodliwości piw bezalkoholowych nie da się w żaden sposób obronić.
Piwo bezalkoholowe zgodnie z prawem może kupić każdy. Pewne próby ograniczania jego sprzedaży osobom niepełnoletnim – obecne np. w Lidlu – opierają się najpewniej o opinię PARPA. Ta jest w swojej treści zbieżna z poglądami Kościoła. Generalnie wspomniana agencja twierdzi, że piwo bezalkoholowe szkodzi młodym, bo przyzwyczaja ich do alkoholu.
Przekładając to na kanwę polskiego prawa – najprościej rzecz biorąc, nieuzasadniona odmowa sprzedaży jest z zasady wykroczeniem, a taka argumentacja ma tę odmowę uzasadniać. Bo samo sprzedanie piwa bezalkoholowego osobie niepełnoletniej nie jest wykroczeniem. Wskutek takiego rozumowania niesprzedanie nie byłoby wykroczeniem.
Opisywane myślenie jest jednak pewnym kuriozum, z którym trudno się jakkolwiek zgodzić. Rozwój „trunków bezalkoholowych” (czyli „zerowych” odpowiedników znanych produktów alkoholowych) jest korzystny. Zmienia świadomość i mentalność, ucząc, że równie dobrze na grillu, meczu, czy też festiwalu, można sobie odpuścić alkohol, nie tylko jedynie wtedy, gdy jest się kierowcą.
Popularyzacja piw czy win bezalkoholowych powinna być priorytetem, bo jest to jedyna możliwość na jakiekolwiek obniżenie spożycia alkoholu w Polsce – poprzez pewną zmianę mentalności i zastępowanie produktów zakorzenionych w kulturze, jak „piwo przy grillu”. Żadne zakazy – w obecnych warunkach kulturowych – nie zdadzą egzaminu.