Przed oblicze wymiaru sprawiedliwości trafiają ostatnio najdziwniejsze sprawy. Jedną z nich jest sprawa kota, który został „oskarżony” o to, że wyjadał rybki z oczka wodnego sąsiada właściciela oraz załatwiał się w jego ogrodzie.
Do końca nie wiadomo, który to z kotów: Lulu albo Miłka. Oskarżenie przeciwko właścicielowi kota wniosła straż miejska zarzucając mu popełnienie wykroczenia niezachowania ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia. Zgodnie z art. 77 Kodeksu wykroczeń osoba, która nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 zł lub naganie.
Widocznie odebranie kontroli nad fotoradarami powoduje poszukiwanie sobie nowych specjalizacji w szeregach tej formacji. Moje zdziwienie budzi to, że jak się okazuje Sąd Rejonowy we Wrocławiu przyznał rację oskarżycielowi. W ocenie sądu właściciel kota nienależycie pilnował swojego pupila i za to sąd ukarał go karą nagany. Dodatkowo właściciel kota musi też zapłacić 100 zł.
Jak zatem wyglądał ten przestępczy proceder kota?
Na posesję sąsiada koty miały przechodzić od maja do lipca 2016 roku. W tym okresie właściciel posesji zauważył, że brakuje mu rybek w oczku wodnym. Dodatkowo przybyło mu pracy w ogrodzie. Zmuszony był bowiem sprzątać po kotach sąsiada, które załatwiały się na jego ogródku. Cierpliwość sąsiada skończyła się i o całym zajściu zawiadomił straż miejską. Ta natychmiast spełniła swój ustawowy obowiązek i złożyła do sądu wniosek o ukaranie właściciela kota.
Właściciel pupila bronił się przed sądem twierdząc, że żaden z sąsiadów nie widział jak jego koty wyjadają rybki z oczka sąsiada. Dodatkowo wskazywał, że w miejscowości gdzie mieszka ten „bandyta kot” są kuny i lisy, które też mogły zajadać biedne rybki. Taka linia obrony nie przekonała jednak sądu.
Zdaniem przewodniczącej składu sędziowskiego obwiniony miał obowiązek trzymać koty w taki sposób, by nie wydostały się poza teren zamieszkiwanej nieruchomości – tłumaczyła w uzasadnieniu wyroku sędzia Aurelia Krajczy-Kozłowska z Sądu Rejonowego Wrocław-Krzyki.
Tymczasem kot obwinionego wielokrotnie wydostawał się poza teren nieruchomości, przechodząc na posesję sąsiada – mówiła sędzia.
Kot wyjadał rybki ze stawu? Będzie odwołanie
Dzisiejszy wyrok nie kończy sprawy. Właściciel kota nie ma zamiaru pogodzić się z przegraną i już zapowiedział złożenie apelacji do sądu odwoławczego od wyroku Sądu Rejonowego we Wrocławiu. Zdaniem właściciela kota – Stanisław Bareja, gdyby żył, na pewno nakręciłby o tym niezły film. Żeby koty nie przechodziły przez płot, każdy musiałby chyba mieszkać w jakiejś fortecy. Zatem właściciele kotów miejcie się na baczności! Straż miejska czuwa.