„Weź kredyt, zmień pracę” – to recepta byłego już prezydenta na szczęśliwe życie. Zmienić pracę w Polsce ciągle dość prosto, ale gorzej z kredytem. Bo kredyt na mieszkanie coraz rzadziej bierze się, żeby Kowalski miał gdzie mieszkać. A raczej po to, by milioner miał w co inwestować.
BIK porównał luty 2019 z lutym 2018 jeśli chodzi o kredyty. Na pierwszy rzut oka nie jest tak źle – okazuje się, że coraz częściej bierzemy drobne kredyty, a jeśli chodzi o powiększanie limitów na kartach, to mamy prawdziwy boom. Ale gdy dochodzimy do pozycji „kredyt mieszkaniowy”, to przestaje być różowo.
Przyznane takie kredyty w ujęciu wartościowym spadły o 4,9 proc., a w ujęciu liczbowym – aż o 18,4 proc. Niby więc banki udzieliły w samym tylko lutym takie pożyczki na łączną kwotę 4,36 mld zł, ale wygląda na to, że boom się kończy – i to dość nagle.
Kredyt mieszkaniowy i ostry zjazd. O co chodzi?
Od pewnego czasu eksperci przewidują, że nasz rynek nieruchomości, który tak świetnie się rozwijał w ostatnich latach, zaczyna ostro wyhamowywać. Z analiz BIK wynika jednak bardziej coś innego. Coś, na co już parę miesięcy temu zwracaliśmy uwagę w Bezprawniku. W Polsce kończy się era nieruchomości dla Kowalskiego.
Hossa w najlepsze trwa na rynku kredytów wysokokwotowych, które są domeną aglomeracji. Natomiast w przedziałach kredytów mieszkaniowych do 250 tys. zł., widzimy tylko ujemną dynamikę. W przedziale 100 – 150 tys. banki udzieliły o 39 proc. mniej kredytów niż w lutym 2018 r. – uważa prof. Waldemar Rogowski z BIK.
Co więcej, liczba kredytów powyżej 350 tys. zł, udzielonych w lutym br. jest wyższa o 45 proc. w stosunku do lutego 2018 r.
Słowem – to nie jest tak, że rynek mieszkaniowy u nas zupełnie wyhamowuje. Wyhamowuje u nas „mieszkaniówka” dla zwykłego człowieka.
Kredyt mieszkaniowy dla milionera. Kowalski, Schmidt i Smith muszą wynajmować
Wygląda na to, że w Polsce zaczyna się powtarzać sytuacja znana już od jakiegoś czasu na Zachodzie. Mieszkania już nie są kupowane przez zwykłych ludzi, którzy po prostu chcą mieć gdzie mieszkać. Mieszkania (czy, jak to się teraz mówi, „apartamenty”) są coraz częściej kupowane jako inwestycje. Najlepiej w centralnych lub prestiżowych punktach największych aglomeracji.
Co gorsza, w wielu współczesnych apartamentowcach nikt właściwie nie mieszka. Po prostu ich właściciele czekają i patrzą, jak ich nieruchomości zyskują na wartości.
Tymczasem Kowalscy patrzą na to z coraz większym niepokojem. Bo ceny mieszkań w miastach idą w górę, a dostanie kredytu przy przeciętnej pensji jest coraz trudniejsze. Zamiast marzeń o własnym m zostaje więc wielu Polakom wynajmowanie w nieskończoność.
Można powiedzieć, że tak musiało się stać. To przecież tendencja, którą obserwujemy w niemal każdym rozwiniętym kraju. I musi się z nią zmagać nie tylko Kowalski, ale też Schmidt czy Smith. Tyle że skoro zjawisko jest znane od ładnych paru lat, to mogliśmy się naprawdę na to przygotować, nim przyjdzie nad Wisłę.
Zamiast tego, polski rząd zaserwował nam program Mieszkanie Plus, który trudno nie uznać za niewypał. Zamiast tego, wygląda na to, że mamy realizowany program „Mieszkanie dla milionera”.