Na papierze wygląda to jak ulga dla firm, w praktyce – jak otwarte drzwi do nadużyć i finansowego zawału państwowego systemu ubezpieczeń.
ZUS od pierwszego dnia L4 – prezent dla firm, ból głowy dla budżetu
Obecnie przez pierwsze 33 dni choroby pensję wypłaca pracodawca, a dopiero później przejmuje to ZUS. Planowana zmiana zakłada, że państwowy ubezpieczyciel opłacałby świadczenie już od pierwszego dnia. Dla przedsiębiorców brzmi to jak spełnienie marzeń – żadnych kosztów absencji, żadnej walki z rosnącą liczbą krótkoterminowych zwolnień. Problem w tym, że Polacy już dziś pobierają L4 rekordowo często – w 2024 roku aż 27 milionów razy – a społeczne przyzwolenie na kombinowanie w tym obszarze jest niemałe.
Mikołaj Zając, prezes Conperio, ostrzega, że jeśli nie wzmocni się kontroli, ZUS może się po prostu „zatkać”. Więcej zwolnień to więcej wypłat, więcej dokumentów i konieczność zatrudnienia armii kontrolerów albo zlecania weryfikacji prywatnym firmom. A to kosztuje – nie tylko finansowo, ale i organizacyjnie.
100% pensji na L4 – ulga czy zachęta do lenistwa?
Rząd rozważa też, aby zasiłek chorobowy wzrósł z obecnych 80% do 90%, a nawet pełnych 100% pensji. Dla osób przewlekle chorych to szansa na normalne funkcjonowanie bez dramatycznych dylematów finansowych. Ale w skali masowej to ryzyko, że L4 stanie się wygodną alternatywą dla pracy – wystarczy lekkie przeziębienie, by legalnie pobrać pełną wypłatę, siedząc w domu.
Zając proponuje, aby zamiast podnosić świadczenia wszystkim, wprowadzić specjalne oznaczenie dla przewlekle chorych („P”), które pozwalałoby wydłużyć im okres pobierania zasiłku bez dodatkowych kosztów dla reszty systemu. Rozwiązanie mniej medialne, ale bardziej rozsądne.
Praca na L4 – prosta droga do patologii
Najbardziej kontrowersyjny pomysł to możliwość dorabiania w czasie zwolnienia lekarskiego, jeśli lekarz uzna, że stan zdrowia na to pozwala. W teorii – świetnie, ktoś po operacji kolana mógłby pracować z laptopem w domu. W praktyce – szybka droga do fikcyjnych zwolnień i masowego dorabiania „na boku”.
Skoro dziś zdarzają się lekarze wystawiający ponad 160 L4 miesięcznie dla pracowników jednego zakładu, to nietrudno przewidzieć, że po wprowadzeniu takiej swobody system przestanie być kontrolowalny.
Budżet państwa na cienkim lodzie
Z danych Eurostatu wynika, że w 2024 roku polski dług publiczny wzrósł o 92,4 mld euro, osiągając 443,4 mld euro, czyli 53,5% PKB. Przerzucenie wszystkich kosztów L4 na ZUS oznacza kolejne miliardy wydatków rocznie.
Bez precyzyjnych zasad i skutecznej kontroli reforma może się skończyć finansową katastrofą – i dla budżetu, i dla firm, które ostatecznie odczują skutki większej absencji w postaci przestojów i spadku produktywności.
Eksperci nie mają wątpliwości – system L4 wymaga zmian. Jednak każda reforma musi być oparta na twardych danych i rygorystycznej kontroli. W przeciwnym razie zamiast ulgi dla firm i wsparcia chorych otrzymamy zachętę do kombinowania, kosztowną dla gospodarki i frustrującą dla rzetelnie pracujących Polaków.