Lekarz a dr nauk medycznych. Uwaga na nadużycia

Edukacja Zdrowie Dołącz do dyskusji
Lekarz a dr nauk medycznych. Uwaga na nadużycia

Zwracanie się do lekarzy per „panie doktorze” (lub „pani doktor”) jest najczęściej z naszej strony formą grzecznościową. Większość z nich posiada jedynie tytuł zawodowy lekarza, a nie zaś stopień naukowy doktora w rozumieniu polskiego prawa. Warto mieć to na uwadze, bo w obszarze tym dochodzi do wielu nadużyć.

Różnica może być spora

Przepaść między lekarzem a doktorem nauk medycznych bywa znacząca. Ten pierwszy jest bowiem absolwentem kierunku lekarskiego. Drugi zaś to osoba, która przeprowadziła własne badania naukowe i obroniła na ich podstawie doktorat.

Co ważne, specjalizacja lekarska jest czymś innym. Można więc być lekarzem, posiadać stopień doktora nauk medycznych i jednocześnie nie mieć specjalizacji, będąc np. w jej trakcie.

Żeby było jeszcze ciekawiej, w Polsce istnieją doktorzy nauk medycznych niebędący lekarzami. To na przykład biolodzy. Ale ich akurat nie spotkamy w przychodniach w roli lekarzy.

Najwyższe kwalifikacje mają lekarze ze specjalizacją i po doktoracie

Można zaryzykować stwierdzenie, że najwyższe w Polsce kompetencje mają lekarze z specjalizacją, posiadający jeszcze stopień doktora nauk medycznych.

Wynika to z tego, że zrobienie doktoratu na ogół wymaga znaczącej wiedzy w właściwym dla danego lekarza obszarze i bycia z nią na bieżąco. W przypadku nauk medycznych podstawowe źródło stanowią recenzowane czasopisma naukowe z listy MNiSW, w większości anglojęzyczne.

Ale dzieje się tak tylko wtedy, gdy lekarz specjalista zrobi doktorat powiązany ze specjalizacją. A wcale nie musi tak być. Ponieważ specjalizacja i doktorat to dwie odrębne kwestie, można zrobić doktorat z nauk medycznych w zupełnie innym obszarze.

Na przykład w takim, w którym o to najłatwiej. Przecież w praktyce niemal nikt nie sprawdza tego, czy lekarz specjalista ginekolog – w dodatku dr n. med. – robił doktorat akurat z zakresu ginekologii.

Publiczny portal Ludzie Nauki

To, z jakiego obszaru doktorat obronił dany lekarz, najłatwiej znaleźć na portalu Ludzie Nauki. Za publikowane na nim dane odpowiada MNiSW.

Często wiele możemy się z niego dowiedzieć na temat interesujących nas medyków, traktując to jako źródło uzupełniające dla takich serwisów, jak np. Znany Lekarz. Niestety, działanie tego medium jest ograniczone.

Jeśli dany lekarz robił doktorat bez zatrudnienia w uczelni, z tzw. „wolnej” stopy, na portalu Ludzie Nauki może go nie być. To samo dotyczy medyków, którzy uzyskali stopień doktora poza granicami RP.

Faktem jest jednak, że ci akurat powinni sami zadbać o upublicznienie tych danych. Zwłaszcza jeśli posługują się w pracy stopniem naukowym doktora.

Nadużycia w posługiwaniu się stopniem doktora przez lekarzy

Niestety, w obszarze posługiwania się przez medyków stopniem doktora często dochodzi do wielu nadużyć. Przede wszystkim opisanych tutaj rozgraniczeń często nie są świadomi pracownicy administracyjni służby zdrowia, zarówno publicznej, jak i prywatnej.

Stąd bywa, że błędnie tytułują oni lekarzy doktorami na stronach internetowych, za które odpowiadają, czy na tabliczkach na gabinetach. Chcąc docenić w ten sposób medyków, teoretycznie narażają oni ich na odpowiedzialność wynikającą z Kodeksu wykroczeń. W §1 artykułu 61 czytamy bowiem:

Kto przywłaszcza sobie stanowisko, tytuł lub stopień albo publicznie używa lub nosi odznaczenie, odznakę, strój lub mundur, do których nie ma prawa, podlega karze grzywny do 1000 złotych albo karze nagany.

W praktyce trudno byłoby to jednak wyegzekwować. Dzieje się tak dlatego, że co do zasady za opisane zjawisko nie odpowiadają lekarze, a ich współpracownicy. Choć medycy chcący wykonywać swoją pracę zgodnie z literą prawa powinni na to reagować.

Co ciekawe, jeśli tego rodzaju działania są z czyjejś strony świadome, istniejące regulacje mogą być przy tym bardzo sprytnie obchodzone. Często bowiem stopień przed nazwiskiem lekarza, którego on nie posiada, zapisuje się nie jako „dr n. med.”, tylko jako „dr”.

Wówczas w razie jakiegokolwiek zarzutu dany medyk może powiedzieć, że to forma grzecznościowa. Problem polega jednak na tym, że ich akurat nie powinno się uwzględniać na stronach internetowych zawierających nazwiska lekarzy. Ani na tabliczkach przy ich gabinetach.