Lidla ostatnio często chwalimy, bo coraz więcej płaci kasjerom i kasjerkom, a nawet oferuje benefity rodem z korpo. Ale chyba jednocześnie mocno oszczędza na marketingu, bo niektóre produkty własne wyglądają jak kiepskie kopie znanych marek. Myśleliśmy początkowo, że to wpadki. Ale może to… strategia? A może jednak kryzys tożsamościowy?
Serek Amelia to produkt marki Pilos, która należy do Lidla. A teraz porównajmy Amelię do Danio, popularnego produktu od firmy Danone;
Ok, Małego Głoda nie skopiowali. Ale popatrzmy na barwy czy na fonty… Widać, że ktoś tu na kimś się wzoruje. Można powiedzieć, pewnie przypadek. Ale Lidla to już recydywa, i to co najmniej podwójna. Trzeba więc dodać „nie sądzę”.
Lidl znowu kopiuje?
Ledwie na początku roku pisaliśmy o wodzie Lidla Saguaro Muszyńskie. Do złudzenia przypominała ona znaną, polską Muszyniankę. Sprawa zbulwersowała polski internet, więc Lidl po cichu wycofał z nazwy wody „Muszyńskie” i zmienił nieco layout opakowania. To już jednak nie było pierwszyzną. Nasz tekst miał wtedy tytuł Lidl nie nauczył się wiele na aferze z Grycanem. No właśnie – bo na początku 2017 roku sieć sprzedawała lody do złudzenia przypominające produkty polskiego Grycana.
Mało tego, przy kasie Lidla widziałem takie oto baterie;
Nie wiem jak wam, ale mi się ich nazwa kojarzy z Duracellem. Tak, to te baterie z króliczkiem. Podobnie jak w wypadku Małego Głoda, Lidl nie stworzył jednak swojego brand hero.
Gdy tyle razy pojawia się identyczne działanie, to trudno mówić o przypadku. Ale czemu Lidl znowu kopiuje? To przecież kompletnie niezrozumiałe. Owszem, i Muszynianka, i Grycan i Danio to produkty z renomą. Ale przecież konsumenci nie są głupi i od razu widzą inspirację.
Lidl znowu kopiuje? A dla mnie sieć jest jak biznesmen z lat 90.
Ok, mógłbym to zrozumieć, gdyby chodziło o najtańszy dyskont. Lidl niegdyś właśnie tak się pozycjonował. Chyba jeszcze każdy pamięta reklamy „Lidl jest… tani!”. Ale od ładnych kilku lat sieć się stara nas przekonać, że jest w istocie dyskontem premium. Początkowo brzmiało to jak oksymoron, ale pojawiły się te wszystkie ryneczki Lidla, książki z wegańskimi przepisami, reklamy z celebrytami… I asortyment stale się polepsza, są te wszystkie tygodnie greckie czy włoskie. No a do tego Lidl bardzo dba o swój wizerunek – i jako sieć handlowa, i jako pracodawca. Fakt, że kasjer może po dwóch latach zarobić tam 4 tysiące brutto, jest na to świetnym dowodem.
I na tle całego tego budowania wizerunku dyskontu premium pojawiają się takie rzeczy. Moim zdaniem wynika to po prostu z kryzysu tożsamościowego. Lidl był tanim dyskontem, awansował na dyskont premium, idzie mu nieźle, ale po prostu czasem nie wie jak się zachować. I kopiuje innych.
To tak jak polski biznesmen z lat 90. Zarobił mnóstwo pieniędzy, zatrudnił PR managera i kupił garnitury od Zegny. Ale jak trafił do sushi baru, to się pytał, gdzie są widelce. Może powinniśmy dać więc Lidlowi trochę czasu, aby się dostosował? Może. Osobiście wolę, jeśli sieć kopiuje już etykiety Danone’a. To w końcu wielka korporacja i ewentualne spory nie będą przypominały walki Dawida z Goliatem. Gorzej, jeśli Lidl znowu kopiuje polskie produkty, lokalnych firm, których nie stać na wielkie batalie sądowe z niemieckim gigantem.