Samorządy w najbliższych latach staną przed poważnym wyzwaniem, związanym ze wciąż malejącym przyrostem naturalnym. Liczba urodzeń spada z roku na rok, a co za tym idzie, kolejne roczniki w szkołach są coraz mniej liczne. Obecne finansowanie oświaty sprawia, że już wkrótce samorządy będą musiały dokonywać wyborów. Likwidacja szkoły to poważna decyzja, jednak już wkrótce może okazać się konieczna, zwłaszcza w małych miejscowościach. Szansą dla polskiego szkolnictwa są jednak dzieci z Ukrainy.
Likwidacja szkoły to decyzja niepopularna, ale konieczna
Od lat dużo się mówi o wciąż spadającej liczbie urodzeń. Już za kilka lat utrzymywanie niektórych placówek edukacyjnych stanie się nawet nie nieopłacalne, a zwyczajnie niemożliwe. Szkoła to nie tylko koszty związane z wypłatami dla nauczycieli, ale również media, działająca kuchnia, odpowiednie wyposażenie i dostosowanie wszystkiego do przepisów (a więc ciągłe remonty, zgodnie ze wskazaniami Sanepidu), dyrekcja oraz administracja.
Obecne finansowanie oświaty polega na przekazywaniu samorządom pieniędzy uzależnionych od ilości uczniów. Im mniej liczne roczniki, tym więcej gminy do szkół dopłacają. A do pierwszych klas zapisuje się coraz mniej uczniów, gminy więc do utrzymania szkół dokładają coraz więcej.
W większości polskich gmin szkoły cieszą się długoletnią tradycją, funkcjonują od dekad, a nawet od stuleci. System szkolnictwa i rozlokowanie szkół były więc tworzone w czasach, gdy przyrost naturalny w Polsce miał się dobrze. Przykładowo, początkiem lat 90. XX wieku rodziło się u nas prawie 550 tysięcy dzieci. W 2016 roku liczba urodzeń wyniosła już 382 tysiące, a w 2023 272 tysiące. To kolosalny spadek, który poddaje pod wątpliwość zasadność utrzymywania aż tylu placówek edukacyjnych.
Dzieci z Ukrainy zasilą szeregi polskich uczniów
W obliczu tak dramatycznego spadku urodzeń, samorządy będą musiały podejmować trudne decyzje. Likwidacja szkoły zawsze budzi duże emocje (zwłaszcza wśród rodziców, którzy stają w obliczu wyzwania, jakim jest zawożenie dziecka do sąsiedniej miejscowości). Być może jednak część placówek oświatowych zostanie ocalona, dzięki ukraińskim dzieciom.
Jak poinformował ostatnio resort edukacji, od września do polskich szkół pójdzie od 60 do 80 tysięcy ukraińskich dzieci. Oczywiście, w skali kraju liczba ta nie jest kolosalna, jednak z pewnością odczuwalna. Szacuje się, że najwięcej uczniów z Ukrainy będzie chodziło do szkół w większych miastach, tak więc nie rozwiązuje to problemu niewielkich, wiejskich miejscowości (w których to placówki oświatowe są najbardziej narażone na zamknięcie). Być może jednak za jakiś czas sytuacja się zmieni, zwłaszcza że liczba ukraińskich migrantów w Polsce jest dynamiczna (przybywa ich zimą, w związku z rosyjskimi atakami na infrastrukturę).
800 plus na ukraińskie dzieci tylko jeżeli chodzą do szkoły
Problemem z dziećmi pochodzącymi z Ukrainy jest unikanie obowiązku szkolnego. Część rodziców nie chce zapisywać swoich dzieci do polskich placówek edukacyjnych. Jak poinformowało MEN, rozwiązaniem problemu ma być połączenie świadczenia 800 plus z realizacją obowiązku szkolnego. Świadczenia na dzieci ukraińskie mają być przyznawane tylko w momencie, kiedy dziecko faktycznie w Polsce przebywa i chodzi do szkoły (realizuje obowiązek szkolny). Rodzice lub opiekunowie, którzy mają przyznane świadczenie, a nie zapiszą dziecka do szkoły, będą musieli pieniądze oddać.
Być może więc w praktyce do polskich szkół pójdzie jeszcze więcej ukraińskich dzieci, niż szacuje MEN. Z pewnością sytuacja będzie się zmieniała na przestrzeni miesięcy i lat. Dodatkowy napływ uczniów jest jednak dla polskiego szkolnictwa szansą na utrzymanie większej ilości placówek oświatowych. Jest to szczególnie ważne, teraz gdy samorządy alarmują, że za kilka lat część placówek będzie musiała być zamknięta, bo gminy zwyczajnie nie będą miały pieniędzy na ich utrzymanie.