A wiecie, że limit na zgromadzeniach publicznych to cały czas 5 osób? Rząd odmraża wszystko, poza tym co dla niego niewygodne

Państwo Dołącz do dyskusji (117)
A wiecie, że limit na zgromadzeniach publicznych to cały czas 5 osób? Rząd odmraża wszystko, poza tym co dla niego niewygodne

Czy wiecie, że limit osób na zgromadzeniach publicznych cały czas wynosi… pięć osób? Wygląda to kuriozalnie, szczególnie jeśli przypomnimy sobie obrazki z minionego weekendu, podczas którego centra miast zamieniły się w jedną wielką imprezę. No ale impreza jest niepolityczna, a zgromadzenie już tak. Więc po co rządowi coś, co jest mu nie na rękę?

Limit osób na zgromadzeniach

W niedzielę na Placu Zamkowym demonstrował 1 (słownie: jeden) człowiek. Mężczyzna miał w ręku transparent z napisem „Nowy Polski Ład = Trybunał Stanu”. Przechodnie nagrali podjętą wobec niego interwencję policji. Funkcjonariuszy było kilkunastu. Najpierw wyrwali człowiekowi transparent, a potem zaciągnęli go – trzymając za ręce i nogi – do radiowozu. W tym wypadku, jak widać, nawet przestrzeganie limitu pięciu osób nie było okolicznością łagodzącą.

W ten sam weekend tysiące osób świetnie bawiły się w plenerowych miejscówkach z okazji poluzowania obostrzeń dla gastronomii. W moim Gdańsku tereny postoczniowe tętniły życiem jak za starych dobrych czasów, ludzie stali w ogromnych kolejkach do wejścia, jedli, pili, tańczyli i cieszyli się chwilą. Policjanci nie interweniowali, zresztą statystyki ogólnopolskie pokazują, że imprezujących traktowali łagodnie – w całym kraju w ciągu doby wystawiono jedynie 597 mandatów za łamanie obostrzeń.

https://twitter.com/emeszz/status/1393897818851618818?s=20

Mamy więc do czynienia w dwoma równoległymi rzeczywistościami. Z jednej strony otwarcie gastronomii na świeżym powietrzu i wyczekiwany od dawna powiew normalności, z drugiej nieustanne tłumienie demonstracji, które w różny sposób pokazują krytyczne podejście do władzy. Jakie ma to uzasadnienie epidemiczne? Oczywiście żadne. Nie ma innego uzasadnienia niż polityczne – pandemia wielokrotnie pokazała, że rządy wykorzystują ją do tłumienia tego, co dla nich niewygodne. I jak się okazuje, trudno odejść od tego, jakby nie patrzeć, parszywego przyzwyczajenia.

Wesele? Jasne. Demonstracja? Nie.

Przypominam, że od połowy maja obowiązuje 25-osobowy limit osób na imprezach. A tak naprawdę wesele można zorganizować jeszcze większe, jeśli biorą w nim udział osoby zaszczepione, niewliczane do limitu. Konia z rzędem temu, który wytłumaczy mi dlaczego na przykład dziesięcioosobowa manifestacja pod chmurką jest zagrożeniem, a wesele w domu już nie. Tym bardziej, że uczestnicy zgromadzeń zwykle robią co mogą, by nie dać rozbić się policji, i stają w odstępach i maskach. Tak było chociażby ostatnio na proteście pielęgniarek. A niezadowolenie chce wkrótce wyrazić znacznie więcej grup zawodowych.

Niestety, każdy dzień utrzymywania absurdalnego limitu osób na zgromadzeniach publicznych to plama na polskiej demokracji. Zdaję sobie sprawę, że niewiele osób to w tej chwili obchodzi, w końcu wszyscy zasłużenie cieszą się powrotem do normalności. Ale noszenie ludzi do policyjnych radiowozów, tylko dlatego że zamiast kawy na wynos mają w rękach transparent, to obrazki znane z Rosji czy Białorusi. Tam też władza wykorzystała pandemię do tłumienia manifestacji.