ING ostatnio troszkę rozbija – jak na ironię – bank, jeśli chodzi o innowacje w sieci.
W ubiegłym tygodniu opisywałem na łamach Bezprawnika otwartą bankowość mBank w ING. Tekst miał ponad 70 000 wyświetleń, więc nie wątpię, że koncepcja działa na wyobraźnię czytelników. Piąty największy bank w Polsce korzystając z dobrodziejstw niesionych europejską dyrektywą PSD2 stworzył system, który umożliwia nam z panelu ING przeglądać konta także w innych bankach. Póki co pilotażowo jest to mBank i Millennium. Bardzo fajnie to wygląda.
Wczoraj na skrzynce pocztowej redakcji pojawiła się zapowiedź kolejnej genialnej aplikacji unifikującej internetowe usługi. Pozwólcie jednak, że nakreślę problem.
Płacenie rachunków jest irytujące
Wprawdzie nie żyjemy już w głębokim średniowieczu, kiedy to trzeba było iść na pocztę i opłacać w okienku kolejne rachunki, ale dalej nie jest to proces przyjemny. Tak, tak, wiem – polecenie zapłaty, zlecenie stałe. Wszystko to znam, ale korzystam niechętnie. Mój bank wie tylko kiedy wysłać opłatę za UPC i Nju Mobile, bo są to względnie stałe kwoty. Generalnie jednak lubię mieć nad tym wszystkim kontrolę.
Z kontrolą jest natomiast różnie, ponieważ dostawców mam kilku i każdy z nich stara się jakoś tam modernizować te wszystkie swoje systemy teleinformatyczne. Z mojego bezpośredniego otoczenia najlepiej wypada PGNiG, który ma w miarę przejrzysty eBOK i fajną aplikację mobilną. Dobrze, ale dopiero od jakiegoś czasu, wypada Fortum. Do niedawna korzystali z jakiegoś średniowiecznego systemu zewnętrznego operatora faktur elektronicznych. Utrapienie. Najgorzej wypada oczywiście Energa, który ten internetowy e-bok ma jako-taki, a aplikacja mobilna na iOS nie działa w ogóle.
Generalnie jednak jako osoba biegła w świecie technologii sobie to wszystko jakoś poustawiałem. Operatorzy wszystkiego wiedzą, że mają mi fakturę wysłać na maila, Gmail nadaje temu etykietę „Rachunki”, raz w miesiącu zbieram to do kupy i staram się popłacić.
ING zrobiło coś takiego z urzędu
Nie każdy jednak ma czas/umiejętności/wolę sobie to wszystko organizować we własnym zakresie. I tutaj na tapet wchodzą „Moje usługi”, czyli bardzo fajnie pomyślany serwis, w którym możemy podpiąć naszych operatorów kablówki, telekomunikacji, internetu, prądu, gazu, wody itd., a następnie za sprawą całkiem przejrzystego systemu nawigacji opłacać zobowiązania. Posiadanie konta w ING nie jest wymagane.
System umożliwia dodanie operatorów na kilka sposobów, choć ja osobiście nie pokusiłem się na wpuszczenie ING do mojego konta e-mail. Wystarczy, że regularnie przeczesuje je już Google (to takie prywatne konto, do pracy są już w pełni profesjonalne, bo – wiadomo – RODO). Dlatego też wolałem dać systemowi login i hasło do absolutnie wszystkich eBOK-ów, z których korzystam. To też nie jest (pomimo oczywistych zapewnień o bezpieczeństwie takiego rozwiązania) najmądrzejsze wyjście z sytuacji, ale z drugiej strony hasła i tak mam tam byle-jakie, a w razie wycieku jaka jest najgorsza rzecz, którą ktoś może nam w takiej sytuacji zrobić? Popłacić rachunki?
Pomimo pewnych obaw potęgowanych np. tym, że usługa nie ma działającej „Polityki prywatności”, rzuciłem więc loginami i zacząłem się delektować wygodą. Niestety – systemu nie przetestowałem w praktyce, bo akurat jestem ze wszystkim na zero. Nie mogłem też dodać Fortum, ale to pewnie kwestia dni. Kwestią dni, miesięcy, a nawet lat jest również system statystyk, który pokazuje ile wydajemy na opłaty na przestrzeni czasu. Co ciekawe, prądu zużywam nawet mniej, niż przed rokiem.
Moje Usługi (mojeuslugi.pl) zapewniają natomiast, że wszystkie faktury można opłacić na raz, jednym kliknięciem. Na czym polega model biznesowy? W internecie nie ma nic za darmo, system może sobie doliczyć prowizję od 0,00 zł do 0,89 zł, a docelowo prawdopodobnie ma być centrum kuszenia nas przez oferty aktualnie posiadanej konkurencji. Mnie się jednak taka wygoda podoba. Bardzo fajne narzędzie.