Partnerzy serwisu:
Edukacja Prawo Rodzina Społeczeństwo Zakupy

Monsterek o smaku ostatniego tygodnia wakacji. Za rok będzie wchodził lepiej, bo dla wielu będzie zakazany

Marcin Chmielowski
31.08.2023
Monsterek o smaku ostatniego tygodnia wakacji. Za rok będzie wchodził lepiej, bo dla wielu będzie zakazany

Od pierwszego stycznia 2024 roku kupowanie napojów energetycznych będzie dla nieletnich tym samym, co kupowanie piwa. Czynnością, którą robi się dla draki, żeby oszukać starych, sprawdzić się i przy okazji posmakować czegoś, czego podobno nie można nabyć. 

Oczywiście, miało być inaczej. Zakaz to przede wszystkim walka o zdrowie publiczne i ograniczanie zarabiania na niewyrobionym i łatwowiernym, bo nieletnim konsumencie. Ale również spełnienie zapotrzebowania na taką decyzję zgłaszanego przez zatroskanych rodziców, nauczycieli i lekarzy. Pewnie to właśnie takie motywacje siedziały w głowie Andrzeja Dudy, kiedy to 22 sierpnia podpisywał nowelizację ustawy o zdrowiu publicznym, zakazującej sprzedaży napojów z dodatkiem kofeiny i tauryny osobom poniżej 18. roku życia. Może jednak prezydent chciał też zaproponować młodzieży jakiś zamiennik dla nie tak znowu trudnych podchodów pod kupowanie alkoholu, kiedy to jest się jeszcze nieletnim? Mówiąc językiem polskiej piłki nożnej, są na to matematyczne szanse.

Bo jeśli można się upić jeszcze przed osiemnastką, to będzie też można walnąć sobie przed nią monsterka. Być może więc Andrzej Duda doszedł do wniosku, że chyba to lepiej, żeby młodzi amatorzy wrażeń jednak odurzali się kofeiną i cukrem, zamiast alkoholem i aby im to ułatwić, wprowadził zachęcający ich do tego przepis – szlaban, który aż prosi się o to, aby go połamać. To wszystko w roku wyborczym, kiedy to dużo mówimy o bezpieczeństwie i odpowiedzialności. Czemu by nie pociągnąć tego wątku także w kontekście słowa, które niektórzy młodzi ludzie już doskonale znają, a jest nim biowładza.

Zrozumienie, nie zakaz

I to wcale nie jest tak, że libertarianin zza biurka pisze teraz jakąś odezwę dotyczącą zdrowia publicznego tylko po to, aby uczepić się słowa “publiczne”, wyśmiać je i polecać zastąpienie go słowem “prywatne”. Odpalanie energetyków w ilościach nadmiernych skończy się źle dla każdego, nastolatkowie z ich końskim zdrowiem wcale nie są tutaj wyjątkowi. Ten felieton to inny przypadek, ten, w którym wół pamięta, że był cielęciem. I że zakazy są po to, aby je łamać, bo tak powiedział koledze kiedy to 20 kilka lat temu kupował produkty nieprzeznaczone do konsumpcji przez nieletnich. Ostatecznie, obaj wyszliśmy na ludzi.

Pytanie, niemalże filozoficzne, na które trzeba sobie odpowiedzieć przed napisaniem nowego prawa powinno dotyczyć tego, dla kogo ma ono być. Tym razem, cały czas chodzi o energetyki, adresat jest niejako podwójny. Z jednej strony jest to nieletni, z drugiej dorosły. Nieletni ma stracić możliwość zakupu pewnej rzeczy, ale to dorosły, zupełnie przy okazji – wyborca, zdaje mi się być prawdziwym adresatem nowej regulacji. Bo to jego sumienie ma być uspokojone, to on ma mieć poczucie, że władza coś robi.

Tyle, że nie robi dobrze tego, co obiecuje, że zrobi. O ile przecież trudniej byłoby spróbować zrozumieć nawyki żywieniowe młodzieży i zaproponować działania zmierzające do zmiany mody na upijanie się przesłodzoną wodą gazowaną z farbką i kofeiną – oczywiście w warunkach dzisiejszych, gdzie państwo musi “robić rzeczy”, bo inaczej staje się niewiarygodne, a takie staje się dlatego, że ludzie pokładają w nim nadmierną wiarę. Skoro jednak już musi coś robić, to niech chociaż nie będą to działania pozorne, a nakładanie nowego nakazu na obywateli, którzy są w wieku gdy programowo się je łamie, jest takim działaniem. I przynajmniej z mojej perspektywy nie jest skutecznym użyciem nakazowo-zakazowych możliwości, jakimi dysponuje władza państwowa. Problem zostanie i niestety, będziemy się z nim zmagać w ramach państwowej służby zdrowia. No ale pewnie nie o to chodziło. A o babcię która z telewizji dowie się o tym, że władza dba o jej wnusia.

A że wyborca może być rozumiany jako konsument komunikatów politycznych, to może warto wrócić do początku i zapytać się o to, kto tu tak naprawdę jest niewyrobiony i łatwowierny?

Autor: Marcin Chmielowski

Politolog, filozof, komentator i felietonista. Ma na koncie książki o libertarianizmie, filmy o wolnorynkowych ekonomistach, doświadczenie w trzecim sektorze i związaną z nim pracą u podstaw.