Zdaniem wicepremiera Jacka Sasina Polska ma najtańsze paliwa w Europie. Teoretycznie jest to stwierdzenie stosunkowo bliskie prawdy. Trudno jednak nie brać poprawki na wysokość zarobków w innych państwach Unii Europejskiej. Nie wspominając o tym, czy rzeczywiście paliwo w Polsce nie mogłoby być choćby nieco tańsze.
Technicznie rzecz biorąc, tańsze paliwo niż w Polsce mają w Turcji i na Węgrzech
Niekiedy wystarczy powiedzieć prawdę, by wbić kij w mrowisko. Przykładem mogą być słowa wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina. Broniąc polityki rządu w sprawie cen na stacjach benzynowych stwierdził między innymi, że „na tle Europy Polska ma najtańsze paliwa”. Równocześnie Sasin przekonywał na antenie Radia Puls, że rząd zrobił co mógł, by zapewnić Polakom jak najtańsze paliwo.
Absolutnie nie mówmy o bezradności rządu, ponieważ my podjęliśmy rzeczywiście te działania, które były możliwe w ramach regulacji europejskich, czyli przede wszystkim redukcję do absolutnych minimów tych wszystkich obciążeń, podatków na paliwa
Analizując wypowiedzi wicepremiera nie należy się oczywiście skupiać na jednym jej wycinku. Jacek Sasin przedstawił przy tym dość konkretne przykłady wyższych cen na europejskich stacjach.
Na tle Europy, Polska ma najtańsze paliwa. W Polsce ta średnia ceny benzyny przekracza już znacząco 7 zł, ale w wielu krajach europejskich to jest, w przeliczeniu na złotówki, ponad 11 zł czy ponad 10 zł. Robimy tyle ile można w ramach regulacji
Czy więc rzeczywiście Polska ma najtańsze paliwa w Europie? Technicznie rzecz biorąc – nie. Są państwa, w których są one tańsze. Mowa przede wszystkim o Turcji i należących do Unii Europejskiej Węgrzech. Łatwo się domyślić skąd w tych państwach tak korzystne ceny. Ani jedno, ani drugie ani myśli zrezygnować z rosyjskiej ropy. Polska pod względem atrakcyjności cen benzyny zajmuje trzecie miejsce.
18 maja za litr benzyny Pb95 trzeba było zapłacić średnio 7,23 zł a za litr oleju napędowego 7,25 zł. W Turcji za taką samą ilość paliwa trzeba zapłacić w lokalnej walucie odpowiednik 6,37 zł za benzynę i 6,15 zł za olej napędowy. Na Węgrzech jest jeszcze taniej, bo litr benzyny albo oleju napędowego to wydatek wynoszący w przeliczeniu 5,80 zł. Porównywalne, choć nieco wyższe, ceny znajdziemy w Bułgarii i Słowenii.
Jacek Sasin nie skłamał co do tych cen paliw. Tyle tylko, że zapomniał o tym, że nad Wisłą nie mamy zachodnich zarobków
W wartościach bezwzględnych wszystko się zgadza. Stwierdzenie, że mamy najtańsze paliwo w Europie jest właściwie uzasadnione. Na zachodzie rzeczywiście płacą w przeliczeniu ok. 9-10 zł za litr. W krajach skandynawskich jest nawet jeszcze drożej. Tylko cóż z tego?
Cały problem polega na tym, że nad Wisłą nie zarabiamy tyle, co na zachodzie Europy. Paliwo w Polsce jest tańsze niż w Norwegii, ale Norweg może go sobie kupić więcej i mniej taki zakup odczuje. Do tego ceny rosną tam nieco wolniej, niż w naszym kraju, czy nawet regionie. Że rosną także średnie nominalne płace? Z danych GUS wynika, że przede wszystkim dyrektorom, kierownikom i wykwalifikowanym specjalistom. Przytłaczająca większość Polaków nie należy do żadnego z tych zawodów.
Uwzględniając siłę nabywczą Polaków, systematycznie malejącą przez galopującą inflację, wydatki na paliwo pochłaniają coraz większą część budżetu. I to nie tylko tego domowego, bo przecież cała logistyka potrzebuje paliwa do funkcjonowania, a koszty transportu przekładają się na ceny w całej gospodarce. Społeczeństwo zaś ma serdecznie dosyć drożyzny.
Jakby tego było mało, jeszcze pod koniec kwietnia oburzenie wzbudziły rekordowe marże państwowego koncernu paliwowego PKN Orlen. Chodzi o pierwszy kwartał tego roku. Czy więc rzeczywiście rząd zrobił wszystko, byśmy mogli na stacjach benzynowych tankować jak najtaniej? Niekoniecznie. Teoretycznie rząd mógł przecież kazać prezesowi Obajtkowi ściąć marże. Niech będzie nawet, że w granicach rozsądku. Jeżeli ktoś twierdzi, że przecież polski rząd nie może przecież tak ręcznie sterować spółkami Skarbu Państwa, to odpowiem mu krótko: tak, jasne…
Żeby była jednak jasność: PKN Orlen, jak na koncern paliwowy z ambicjami przystało, powinien być w możliwie jak najlepszej kondycji. Tym samym takie ręczne sterowanie jego działalnością wbrew wszystkim naturalnym czynnikom kształtującym cenę byłaby poważnym błędem, który mógłby tylko pogorszyć sprawę. Wciąż jednak – taka możliwość hipotetycznie istnieje.
To, że Polska faktycznie ma niemalże najtańsze paliwa w Europie nie ma znaczenia, gdy inflacja pożera dochody Polaków
Owszem, rząd tak naprawdę ma bardzo ograniczoną pulę zdroworozsądkowych posunięć, które mogłyby zbić ceny paliwa. Nie ma wpływu na zawirowania na ceny ropy naftowej, które systematycznie rosną już od grudnia tego roku. Już łatwiej byłoby doszukiwać się jakiejś realnej winy naszej władzy w kwestii polityki pieniężnej i niskiej wartości złotego. Wciąż jednak: rosyjska inwazja na Ukrainę pokrzyżowała rządowe plany spod znaku tarczy antykryzysowej.
Dlaczego więc czepiać się Jacka Sasina? Wicepremier naprawdę mógł sobie darować stwierdzenie, że mamy najtańsze paliwo w Europie. I to nawet pomimo tego, że – jak już wspomniano – przecież w niczym nie skłamał. Nie chodzi nawet o to, że wypowiedź ta zabrzmiała niczym wymówka. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zrzucanie winy na „regulacje europejskie”, bez wskazania konkretnych problematycznych przepisów. Istotą problemu nie jest bowiem miejsce Polski w cenowym rankingu, lecz drożyzna dobijająca gospodarstwa domowe w naszym kraju.
Czy nie lepiej byłoby przyznać, że rzeczywiście jest drogo i wymienić powody, przez które rządzący nie są w stanie wpłynąć na ceny paliw tak, jak by chcieli. Tych jest przecież całkiem dużo. Polacy z pewnością zrozumieją, że pewnych kwestii przeskoczyć się nie da – zwłaszcza w realiach kryzysu gospodarczego.