Amerykanie odstąpili od sankcji wobec głównego wykonawcy gazociągu Nord Steam 2 – należącej do Gazpromu spółki Nord Stream 2 AG. Teoretycznie w zamian administracja Joe Bidena skierować swoją uwagę w stronę mniejszych spółek zaangażowanych w projekt. W praktyce jednak nie będzie sankcji wobec Nord Stream 2.
Nie będzie sankcji wobec Nord Stream 2 – stosunki z Niemcami okazały się dla USA ważniejsze, niż Polska i Ukraina
Nastąpił właśnie zwrot w amerykańskiej polityce wobec rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2. Administracja prezydenta Joe Bidena zdecydowała się zwolnić z sankcji kluczowy podmiot zaangażowany w jego budowę. Mowa o AG Nord Stream, zarejestrowanej w Szwajcarii spółce należącej do Gazpromu. To właśnie sankcje USA na Nord Stream 2 stanowiły największą przeszkodę w dokończeniu inwestycji. O sprawie informuje agencja Reutersa.
Warto przypomnieć, że gazociąg jest ukończony w 95 proc. To oznacza, że w praktyce nie będzie sankcji wobec Nord Stream 2, choć Amerykanie chcą teraz skierować je wobec mniejszych podmiotów. Teoretycznie nałożono również sankcje na cztery statki zaangażowane w budowę, oraz Rosyjską Morską Służbę Ratowniczą. Wszystko jednak wskazuje na to, że Rosjanie będą mogli w spokoju dokończyć budowę gazociągu.
Skąd taka decyzja? Administracja Joe Bidena uznała, że dalsze nakładanie sankcji na AG Nord Stream nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych. Chodzi o próbę odbudowy dobrych relacji z Niemcami, mocno nadwyrężonymi w trakcie prezydentury Donalda Trumpa. Dla naszych zachodnich sąsiadów gazociąg ma znaczenie strategiczne.
Teoretycznie Niemcy przekonują, że to projekt czysto biznesowy. W praktyce możliwość stania się europejskim dystrybutorem rosyjskiego gazu okazuje się dla Berlina ważniejsze, niż jakaś tam „solidarność energetyczna”. Dodatkowo Niemcy będą potrzebowały większych zasobów gazu ziemnego w związku z szybszym odchodzeniem w tamtejszej energetyce zarówno od węgla kamiennego, jak i energii jądrowej.
Przedwyborcze sondaże w Niemczech sugerują, że to może być ostatni moment na dokończenie budowy
Istnieje również czysto polityczny powód, dla którego Niemcom tak zależy na dokończeniu gazociągu. W kraju tym zbliżają się wybory parlamentarne. Ostatnie sondaże sugerują znaczący spadek popularności chadeków CDU/CSU, kosztem partii Zielonych. Ta do swojego programu wyborczego wpisała rezygnację z Nord Stream 2. Tradycyjnie prorosyjska i równie zainteresowana dokończeniem inwestycji SDP trwale straciło status drugiej siły politycznej w Niemczech. Jeśli teraz nie uda się dokończyć gazociągu, to być może nie uda się już nigdy.
Z punktu widzenia państw Europy Środowko-Wschodniej Nord Stream 2 oznacza zagrożenie. Dzięki zwiększeniu przepustowości gazociągu Rosjanie nie będą musieli już transportować gazu za pomocą gazociągów ulokowanych na Ukrainie. To teoretycznie może pozwolić im na odcięcie tego państwa od dostaw. Nie jednak jedynie o solidarność z Ukrainą. O ile Polska w dużej mierze zdążyła uniezależnić się od rosyjskiego gazu, o tyle wzmacnianie roli Rosji w europejskiej energetyce ewidentnie nie leży w naszym strategicznym interesie.
Decyzja administracji Joe Bidena może mimo wszystko dziwić. Zarówno Demokracji, jak i Republikanie są przeciwni kontynuowania budowy gazociągu. To kongres naciskał zarówno na Bidena, jak i wcześniej na Trumpa, na nałożenie sankcji i kontynuowanie w tej sprawie ostrego kursu. Wspieranie reżimu Władimira Putina nie będzie z pewnością zbyt popularnym posunięciem w Stanach Zjednoczonych.
To że sankcji wobec Nord Stream 2 nie będzie z pewnością zaskoczyło także Polskę i Ukrainę. Nasze MSZ obecnie analizuje informacje o zmianie amerykańskiego stanowiska. Niestety, takie posunięcie ze strony Joe Bidena pokazuje, jak mało nasz kraj i nasz rejon rzeczywiście liczą się dla rzekomo strategicznego sojusznika w postaci Stanów Zjednoczonych. Może chociaż tym razem nasi rządzący nauczą się, że stawianie w polityce zagranicznej Polski wszystkiego na USA to wcale nie był najlepszy pomysł?