Prezydent Rosji z pewnością ma powody do zmartwienia. Koronawirus pokrzyżował plany zorganizowania corocznej majowej defilady z okazji Dnia Zwycięstwa. Białoruś wciąż nie chce dać się wchłonąć silniejszemu sąsiadowi. Na domiar złego sankcje USA na Nord Stream 2 mogą stać się dużo bardziej drastyczne.
Drugi kwartał 2020 r. dla Władimira Putina z pewnością nie był spełnieniem marzeń
To miał być naprawdę dobry rok dla Władimira Putina. O hybrydowej inwazji na Ukrainie zachód praktycznie zapomniał, sami Ukraińcy mają dość ciągłej wojny. W Unii Europejskiej udało się poczynić wyłomy co do sankcji gospodarczych. Po sukcesach rosyjskiej dyplomacji w Syrii nadszedł czas na powrót do agresywnej polityki.
I wtedy rok 2020 pokazał co ma w zanadrzu także rosyjskiemu prezydentowi. Najpierw okazało się, że Aleksander Łukaszenka wcale się nie kwapi do oddania Białorusi. Tego kalibru sukces mógłby w końcu poprawić notowania rosyjskiego prezydenta na tyle, by społeczeństwo nie burzyło się jakoś bardzo kiedy Putin zechce sięgnąć po dożywotnią władzę.Tymczasem stała się nawet rzecz niesłychana: Białoruś kupiła norweską ropę i niemalże otwarcie negocjuje z Amerykanami.
Teraz koronawirus pokrzyżował mu nie tylko coroczną majową defiladę z okazji Dnia Zwycięstwa, ale także referendum w sprawie zmiany rosyjskiej konstytucji. Oczywiście chodzi o umożliwienie Putinowi kandydować w co najmniej dwóch następnych wyborach prezydenckich.
Amerykanie od dłuższego czasu starają się storpedować budowę drugiej nitki Nord Streamu
Jakby tego było mało, sytuacja na rynkach strategicznych surowców z których rosyjska gospodarka żyje raczej nie jest zbyt korzystna. W przypadku ropy naftowej producenci w pewnym momencie byli gotowi dopłacać, byle tylko ktoś raczył od nich kupić surowiec. Wszystko także z powodu koronawirusa i zmniejszenia zapotrzebowania na chociażby paliwo lotnicze.
W przypadku gazu już od grudnia zeszłego roku amerykańskie sankcje niemal sparaliżowały budowę gazociągu Nord Stream 2. Objęte nimi firmy mogą prowadzić działalności w Stanach Zjednoczonych a nawet prowadzić transakcji w dolarach. Nic dziwnego, że szwajcarskie konsorcjum dostarczające statek do kładzenia gazociągu wycofało się z interesu. Gazprom zaś musi ściągnąć na Bałtyk własny statek z drugiego końca świata.
Wygląda jednak na to, że Amerykanie uznali, że świat nie zrozumiał do końca wiadomości, jaką chcieli mu przekazać. Dlatego postanowili teraz, że przekażą ją jeszcze raz – dużo bardziej dobitnie. Sankcje USA na Nord Stream 2 wkrótce mogą zostać zaostrzone. I to w niespotykanie radykalny sposób.
Nowe sankcje USA na Nord Stream 2 obejmą wszystkie podmioty jakie wejdą w kontakt z jego budową
Jak podaje chociażby Gazeta Wyborcza, wspólna inicjatywa amerykańskich senatorów zakłada, że sankcje USA na Nord Stream 2 mają objąć wszystkie podmioty jakie brały jakikolwiek udział w budowie gazociągu. Tym razem w grę wchodzą statki biorące udział w budowie, ich właściciele, firmy je ubezpieczające, czy zapewniające im usługi portowe i dostarczające zaopatrzenie. Co więcej, sankcje obejmą również firmy certyfikujące gazociąg.
Warto zauważyć, że choć wśród amerykańskich sojuszników w Europie najbardziej przeciwko Nord Stream 2 protestuje Polska oraz kraje nadbałtyckie, to sankcje USA na Nord Stream 2 nakładane są z nieco innych powodów. Senatorowie składający projekt ustawy wskazują przede wszystkim na agresję Rosji względem Ukrainy. Kolejnym powodem jest próba wykorzystania surowców do rozbijania jedności Europy i rozgrywania państw Starego Kontynentu przeciwko sobie.
Gazociąg Nord Stream od samego początku był inwestycją o charakterze czysto politycznym a nie gospodarczym
Interesy Rosji w tym przypadku są raczej oczywiste. Władimir Putin i jego rząd surowce oraz interesy uważają od zawsze za kolejne narzędzie do realizacji swoich geopolitycznych interesów. Najważniejszym priorytetem Rosji w tym wypadku jest rozbicie jedności świata zachodniego. Powrót do „koncertu mocarstw” pozwalałby Rosjanom zawierać korzystne układy z poszczególnymi istotnymi państwami Zachodu z pozycji siły.
To z kolei pozwoli prezydentowi Federacji Rosyjskiej dalej podtrzymywać iluzję aspirującego supermocarstwa. Takie postępowanie, przy zapóźnieniu gospodarki tego państwa i wszechobecnej korupcji, to sprawdzony sposób pozwalający Putinowi utrzymać się przy władzy.
O wiele ciekawszym zagadnieniem jest to, dlaczego właściwie Niemcy są tak zdeterminowane do gry ramię w ramię z Władimirem Putinem. Gazociąg Nord Stream i jego druga nitka w teorii pozwoli transportować rosyjski gaz do Europy właśnie za jego pomocą.
O ile dla Polski oznacza to ominięcie naszego kraju, Ukrainy i być może także Białorusi – a więc także utratę opłat tranzytowych – o tyle dla Niemców to możliwość zostania głównym dystrybutorem rosyjskiego surowca po kontynencie. To z kolei przekłada się wprost nie tylko na umocnienie niemieckiej pozycji w Europie, ale także dość konkretne pieniądze.
Nie tylko sankcje USA na Nord Stream 2 utrudniają budowę gazociągu – wykończyć projekt może także unijne prawo i dorsze
Sankcje USA na Nord Stream 2 psują plany obydwu państwom, ku nieskrywanemu zadowoleniu w naszym kraju. Mogą oznaczać wręcz gwóźdź to trumny całego projektu. Skądinąd jeden z wielu. Jednym z problemów w budowie gazociągu jest chociażby przyjęta w zeszłym roku dyrektywa gazowa. Teraz Niemcy, najprawdopodobniej pod wpływem krytyki swoich europejskich partnerów, postanowiły objąć nią gazociąg – choć pierwotnie robiły wszystko by tego nie robić.
Jakby tego było mało, rosyjski statek mający dokończyć budowę gazociągu musi czekać. Nie może wpłynąć na duńskie wody terytorialne i kontynuować prace z bardzo prozaicznego powodu. Trwa w końcu akurat sezon lęgowy dorsza. To oznacza czekanie do polowy września.
Wszystkie te czynniki mogą zamienić jeden ze sztandarowych planów Kremla w spektakularne finansowe i prestiżowe fiasko.