Przerwa na papierosa to tak naprawdę pełnoprawna przerwa przysługująca wszystkim pracownikom
Z jakiegoś powodu przerwa na papierosa w pracy stała się przedmiotem ogólnonarodowej debaty. Focus i Radio Zet przytoczyły niedawno dane Biura Analiz Sejmowych, które sugerowałyby wyjątkową szkodliwość takich przerw dla polskiej gospodarki.
Statystyki są alarmujące. Według Biura Analiz Sejmowych palący pracownicy spędzają średnio 4 godziny tygodniowo na przerwach – to ponad 22 dni robocze rocznie. Dodatkowo, osoby palące chorują średnio o 2,7 dnia więcej niż niepalący. Gdy przeliczy się to na koszty – czas pracy, absencje, spadek produktywności – wyłania się konkretna liczba: 42 miliardy złotych strat dla pracodawców rocznie.
Nie chcę w tym momencie poruszać kwestii wpływu palenia na zdrowie człowieka. Wszyscy wiemy, że jest on absolutnie fatalny. Jedynym powodem braku całkowitego zakazu sprzedaży produktów tytoniowych są ogromne wpływy z podatku akcyzowego. Równocześnie nie da się ukryć, że czterdzieści dwa miliardy złotych rocznie strat brzmią upiornie.
Ktoś mógłby dojść do wniosku, że z tego tylko powodu przerwa na papierosa w pracy powinna zostać błyskawicznie zlikwidowana. Jakby tego było mało, część pracowników zwraca uwagę, że niepalący czują się często gorzej traktowani. To znaczy: oni pracują przez cały czas, a ich koledzy-palacze wychodzą sobie co jakiś czas na papierosa. Gdzie tu sprawiedliwość?
Jest jednak w tym wszystkim bardzo istotny zwrot akcji. Jak wspominałem we wstępie, coś takiego jak "przerwa na papierosa" nie istnieje w prawie pracy. Jak najbardziej mamy za to do czynienia z prawem do przerwy wliczanej do czasu pracy, która przysługuje wszystkim pracownikom.
Pobłażliwe traktowanie palaczy kosztem reszty pracowników może stanowić dyskryminację w miejscu pracy
Interesującym nas przepisem jest art. 134 kodeksu pracy. To właśnie w nim znajdziemy nakaz udzielania pracownikom każdego dnia przerwy od pracy. W określonych sytuacjach mogą to też być przerwy w liczbie mnogiej.
§ 1. Jeżeli dobowy wymiar czasu pracy pracownika:
1) wynosi co najmniej 6 godzin - pracownik ma prawo do przerwy w pracy trwającej co najmniej 15 minut;
2) jest dłuższy niż 9 godzin - pracownik ma prawo do dodatkowej przerwy w pracy trwającej co najmniej 15 minut;
3) jest dłuższy niż 16 godzin - pracownik ma prawo do kolejnej przerwy w pracy trwającej co najmniej 15 minut.
§ 2. Przerwy, o których mowa w § 1, wlicza się do czasu pracy.
Jak widać, kluczowym czynnikiem jest dobowy wymiar czasu pracy. Pracownik zatrudniony na typowym etacie z ośmiogodzinnym dniem pracy ma do dyspozycji jedną 15-minutową przerwę, która jest w całości wliczana do jego czasu pracy. Innymi słowy: nie wpływa ona w żaden sposób na jego wynagrodzenie albo czas, który musi spędzić danego dnia w zakładzie pracy.
Jeżeli mamy do czynienia z dłuższym czasem pracy, to nasz pracownik może liczyć na dodatkowe przerwy. Taka sytuacja może mieć miejsce w przypadku pracy w systemie zmianowym albo w trybie ciągłym.
Ta konkretna przerwa w pracy może zostać spożytkowana przez pracownika, na cokolwiek tylko uzna za stosowne. Może to być zapalenie papierosa. W grę wchodzi również zjedzenie posiłku, pójdzie do sklepu położonego nieopodal miejsca pracy, albo po prostu przeglądanie internetu za pomocą smartfona.
Warto w tym momencie wspomnieć, że kodeks pracy zawiera jeszcze jedną przerwę, której istnienie nie jest obowiązkowe. Tym razem mamy do czynienia z przerwą, która jest bezpłatna, niewliczana do czasu pracy i którą można przeznaczyć wyłącznie na posiłek albo załatwienie spraw osobistych. Jej maksymalny wymiar wynosi 60 minut.
O prawnej dyskryminacji niepalących zdecydowanie nie możemy mówić. Te 4 godziny tygodniowo spędzane na paleniu wydają się jednak podejrzane. Zdecydowanie przekraczają kodeksowe 15 minut dziennie. Wydaje się więc, że to sami pracodawcy tolerują oddawanie się nałogowi przez pracowników. Być może sami go uskuteczniają razem z nimi. Siłą rzeczy niepalący nie mają do dyspozycji przerwy na papierosa, skoro sami nie palą. Kolejnym problemem, który może się nakładać na to zjawisko, są szefowie z uporem maniaka wyliczający każdą minutę, kiedy pracownik nie skupia się w stu procentach na swojej pracy. Skrajne przypadki potrafią nawet wbrew przepisom BHP reglamentować swoim pracownikom korzystanie do toalety.
Nie mamy więc do czynienia z problemami wydumanymi czy zmyślonymi. Po prostu nie mają one charakteru prawnego, ale wynikają z niewłaściwej praktyki ze strony samych pracodawców. Można się zastanowić, czy pobłażliwe traktowanie palaczy przy jednoczesnym uciskaniu reszty personelu nie stanowi dyskryminacji w rozumieniu art. 113 kodeksu pracy. Nie da się ukryć, że również ona została zakazana przez ustawodawcę.