Od czasu do czasu można spotkać się ze stwierdzeniem, że nierówności społeczne – a zwłaszcza nierówności dochodowe – są domeną krajów wolnorynkowych, w których króluje kapitalizm. W praktyce jednak przyczyn nierówności warto szukać gdzie indziej. W dodatku kraje „socjalistyczne”, z gospodarką centralnie sterowaną, wcale nie wypadają lepiej pod tym względem od krajów na wskroś kapitalistycznych.
Nierówności społeczne i dochodowe pogłębiają się. I co do tego akurat nie ma wątpliwości
Międzynarodowa organizacja humanitarna Oxfam już na początku 2020 r. – przed wybuchem pandemii – alarmowała, że nierówności społeczne pogłębiają się w zastraszającym tempie. Z raportu „Time to Care” wynikało wtedy, że 2153 miliarderów miało w swoich rękach więcej bogactwa niż 4,6 miliarda ludzi. Według analizy, którą sporządziła organizacja, gdyby kraje zmniejszyły nierówność dochodów o 1 proc. rocznie, to do 2030 r. liczba ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie zmniejszyłaby się o 100 milionów. Warto przy tym pamiętać, że pandemia tylko pogłębiła nierówności w wielu krajach – w tym w krajach zachodnich, takich jak Niemcy.
O nierównościach społecznych – jak można zauważyć na przykładzie wspomnianego raportu – często mówi się właśnie w kontekście miliarderów, a sporo osób może dojść do wniosku, że w takim razie nierówności społeczne (w konkretnych państwach) są domeną kapitalizmu i gospodarek wolnorynkowych (skoro pozwalają na „stworzenie” multimilionerów). W praktyce jednak warto spojrzeć na tę kwestię szerzej.
Najwięcej miliarderów jest… w Chinach
Z badania Instytutu Badawczego Hurun wynika, że na początku 2022 r. najwięcej miliarderów na świecie – i to zdecydowanie – miały Chiny (1333). Drugie miejsce zajęły Stany Zjednoczone (utożsamiane z „kolebką kapitalizmu”), natomiast trzecie – Indie (215 miliarderów). Kolejne miejsca w zestawieniu zajęły odpowiednio Wielka Brytania (150) i Niemcy (145).
Oczywiście nie da się ukryć, że tak duża liczba miliarderów w Chinach czy Indiach to częściowo skutek ogromnej populacji obu państw; z drugiej strony trudno uznać (zwłaszcza w przypadku Chin), że są to państwa o gospodarce wolnorynkowej. W przypadku Państwa Środka – kraju komunistycznego – nierówności majątkowe rosną zresztą już od dłuższego czasu, i to w zastraszającym tempie. Z badania opublikowanego w 2021 r. przez World Inequality Data wynika, że nierówności majątkowe w tym kraju rosły w ciągu ostatnich dekad niezwykle szybko. Jeszcze w 1995 r. udział 10 proc. najbogatszych mieszkańców Chin posiadało 40 proc. wartości prywatnego majątku. Obecnie jest to już ok. 70 proc.
Można byłoby wprawdzie stwierdzić, że pogłębiające się rozwarstwienie społeczne w Państwie Środka jest częściowo spowodowane prorynkowymi reformami. Nie można jednak zapominać o dwóch kwestiach. Po pierwsze – Chiny to nadal kraj z gospodarką centralnie sterowaną. Po drugie – Xi Jinping już w 2017 r. zapowiedział koniec prorynkowych zmian, a jako powód wskazywał właśnie chęć do zmniejszenia nierówności majątkowych w kraju. Z badania opublikowanego przez World Inequality Lab („Is East Asia Becoming Plutocratic?”) wynika jednak, że właśnie w 2021 r. udział prywatnego majątku zarówno u 1 proc. najbogatszych obywateli Chin, jak i 10 proc. najbogatszych, osiągnął najwyższy, historyczny poziom.
Współczynnik Giniego. Nierówności widoczne i w bogatych, kapitalistycznych państwach, i w biednych, w których trudno mówić o gospodarce w pełni wolnorynkowej
Wskaźnik Giniego wskazuje skalę nierówności przychodów w danym państwie; im wyższy wskaźnik, tym większe nierówności. Z danych Banku Światowego wynika, że nierówności dochodowe nie są wcale domeną państw kapitalistycznych. Dla przykładu – w 2018 r. (Bank Światowy nie podaje jednej daty dla wszystkich państw) wskaźnik w Angoli wyniósł 51,3; w Argentynie – 42,3 (rok 2020), 48,9 w Brazylii (także 2020), 40,9 w Iranie (2019 r.) i 45,4 w Meksyku (2020). W Stanach Zjednoczonych – 41,5 (2019 r.), czyli niewiele więcej niż we wspomnianych wcześniej Chinach (38,2, również w 2019 r.). To doskonale pokazuje, w jak różnych (gospodarczo, społecznie, kulturowo) państwach zbliżony był – oczywiście do pewnego stopnia – poziom nierówności. Trudno zatem twierdzić, że winna jest wyłącznie gospodarka wolnorynkowa (choć jednocześnie nie da się zaprzeczyć, że pewne mechanizmy faktycznie sprzyjają pogłębianiu nierówności; nie można też zapominać o wpływie globalizacji).
Artykuł stanowi część komercyjnego cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.
Nierówności społeczne występują co najmniej od średniowiecza. I pojawiły się jeszcze przed kapitalizmem
Warto też pamiętać o czymś jeszcze. Mimo że nierówności społeczne cały czas się pogłębiają, to były doskonale widoczne już w średniowieczu (kiedy o żadnym kapitalizmie nie mogło być mowy). Dla przykładu – jak można przeczytać w artykule „The top Rich in Europe in the long run of history (1300 to prezent Day)” z 2017 r. autorstwa G. Alfaniego, ok. 1350 r. odsetek całkowitego kapitału w rękach najzamożniejszych 10 proc. Europejczyków wynosił ok. 65 proc, czyli… podobnie jak w 2010 r., przy czym najwyższy odsetek odnotowano ok. 1930 r. (i wyniósł on 90 proc., natomiast od tamtego momentu – czyli prawdopodobnie krachu na Wall Street – zaczął gwałtownie spadać).
Nie można też zapominać o tym, że teoretycznie to państwa socjalistyczne i komunistyczne, ze sterowaną gospodarką, powinny najskuteczniej zapobiegać nierównościom społecznym – nie tylko ze względu na ideologię, ale też fakt, że posiadają przecież odpowiednie narzędzia do skutecznej redystrybucji dóbr. Tymczasem ani Rosja (wcześniej ZSRR), Chiny, Białoruś czy Korea Północna (posługując się najbardziej jaskrawymi przykładami) nie zdecydowały się ostatecznie na działania, które faktycznie by te nierówności niwelowały. Można zatem założyć, że o ile pewne mechanizmy właściwe dla kapitalizmu realnie przyczyniają się do pogłębiania nierówności, o tyle kapitalizm sam w sobie – i gospodarka wolnorynkowa – nie jest przyczyną problemu. A socjalizm rynkowy – sposobem na jego rozwiązanie.