Ministerstwo nauki przygotowuje właśnie kolejne zmiany w funkcjonowania uczelni wyższych. Tylko czy aby na pewno? Gazeta Wyborcza podejrzewa, że nowa ustawa o szkolnictwie wyższym może powstawać w Instytucie Na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Ministerstwo zaprzecza, sam instytut chwali się udaną współpracą z resortem.
Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym ma zagwarantować wolność słowa na uczelniach wyższych
Jarosław Gowin chce się wziąć za obronę wolności słowa na uczelniach wyższych. Na pierwszy rzut oka brzmi nieźle. W końcu te powinny cieszyć się autonomią, tą swoistą formą samorządności chroniącą naukę przed rozmaitymi naciskami z zewnątrz. Tyle tylko, że – jak podaje Gazeta Wyborcza – w praktyce chodzi właśnie o coś odwrotnego.
Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym ma nie tylko wprowadzać stosowną klauzulę wolności słowa, ale również nakazywać rektorom pilnowanie jej przestrzegania. Oczywiście z sankcjami w razie niedopełnienia tego obowiązku. Kolejnym postulowanym rozwiązaniem jest stworzenie specjalnej komisji przy Radzie Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ta miałaby dodatkowo badać przypadki naruszania wolności słowa na uczelniach.
Gazeta Wyborcza podejrzewa, że za intencjami ministerstwa stoją konkretne rozwiązania prawne przygotowane przez Ordo Iuris
Wiele jednak wskazuje, że nowa ustawa o szkolnictwie wyższym ma zagwarantować wolność – ale określonym słowom, które pasują do wizji rządzących. Pierwszą przesłanką wskazującą na taki obrót wypadków są oczywiście okoliczności powstania samego zamysłu nowelizowania tej ustawy.
Stało się tak po odejściu prof. Ewy Budzyńskiej z pracy na Uniwersytecie Śląskim. Do jej rezygnacji doszło tuż przed rozprawą dyscyplinarną w sprawach zarzutów między innymi o homofobię. Warto podkreślić: w proteście przeciwko samemu postępowaniu przeciwko niej.
Na kolejną przesłankę wskazuje właśnie Gazeta Wyborcza. Postulaty ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego pokrywają się dziwnym przypadkiem z koncepcjami rozsyłanymi do swoich sympatyków przez Ordo Iuris. Jest tam i klauzula wolności słowa i specjalna komisja. Właściwie projekt instytutu ma stanowić wręcz uszczegółowienie założeń zaprezentowanych przez ministerstwo.
Warto także wspomnieć, że przedstawiciele ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego zaprzeczają jakoby ich projekt miał związek z propozycjami przygotowanymi przez Ordo Iuris.
Tak naprawdę nie ma nic nadzwyczajnego w projektach ustaw przygotowanych poza ministerstwami przez różne grupy interesu
Oczywiście, naiwnością byłoby sądzić, że projekty ustaw są autorstwa wyłącznie pracowników ministerstwa. Nie ma też nic nadzwyczajnego w lobbowaniu określonych grup interesu na rzecz wprowadzenia takich a nie innych rozwiązań prawnych. Ani w tym, że przygotowują ich projekty. Dotyczy to przecież także instytutu Ordo Iuris. Nie ma też nic złego w tego typu działalności jako takiej.
Dzisiejszy obóz rządzący przyzwyczaił nas zresztą do rozmaitych kombinacji przy autorstwie poszczególnych projektów. Mowa o bardzo częstym maskowaniu tych rządowych jako poselskie. Wszystko po to, by móc skorzystać z dobrodziejstw przyspieszonej i uproszczonej drogi legislacyjnej.
Gowin chce walczyć z ideologiami na uniwersytetach – czy także z tą, którą jego stronnictwo polityczne afirmuje?
Problem w tym, że sprawa prof. Budzyńskiej wskazuje bardziej na chęć otworzenia nowego frontu walki z ideologicznymi przeciwnikami. Na szpicy tej walki, po stronie środowisk konserwatywnych, stoi między innymi właśnie instytut Ordo Iuris. Co więcej, ich projekt ma zakładać chociażby nakaz kształcenia „zgodnie z aksjologią państwa i wartościami chrześcijańskimi„.
Sam Jarosław Gowin grzmiał na Twitterze: „Nie pozwolimy środowiskom skrajnie zideologizowanym na cenzurę„. Tylko czy rządzącym przeszkadzałoby takie skrajne zideologizowanie, jeśli akurat konkretna ideologia byłaby im samym miła? W deklarują także ochronę młodzieży chociażby przed rzekomą „ideologią LGBT„. Można śmiało zadać pytanie, czy ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego także przedstawicieli tych środowisk chce chronić przed cenzurą. Wydaje się to wątpliwe.
Same przepisy nie muszą być kontrowersyjne, by nowelizacja okazała się szkodliwa
Trzeba pamiętać, że prawo podlega określonym regułom – w praktyce wszystko zależy od konkretnych zapisów projektu. Być może nowa ustawa o szkolnictwie wyższym nie będzie zawierać nic przesadnie kontrowersyjnego. To nie jest zupełnie niemożliwe, choć niestety byłoby raczej miłym zaskoczeniem. Tyle tylko, że wciąż nową komisję można obsadzić właściwymi ludźmi. Zwracać szczególną uwagę na określone typy spraw a pomijać inne.
Należy się zgodzić ze środowiskami konserwatywnymi, że uczelnie wyższe to nie miejsce na krzewienie ideologii. Wykładowcom nie powinno się krępować ust czy utrudniać pracę naukową – niezależnie czy ta nie podoba się władzom uczelni czy władzom państwa. Tyle tylko, że kij ma tutaj dwa końce.