Epidemia koronawirusa oznacza dla gospodarki całej Unii Europejskiej naprawdę trudne czasy. Już teraz słychać o kolejnym wielkim kryzysie. Ponowny rozruch funkcjonowania państwa i usuwanie skutków epidemii będzie kosztować. Skąd jednak wziąć na to wszystko pieniądze? Odpowiedź ma polski premier. Mateusz Morawiecki proponuje Unii Europejskiej nowe podatki.
Europa przez epidemię stoi właśnie na krawędzi kolejnego kryzysu gospodarczego
Państwo do sprawnego funkcjonowania potrzebuje pieniędzy. Tyle tylko, że nie jest w stanie ich sobie wyczarować. A przynajmniej nie na dłuższą metę jeśli chce, by zachowały jakąkolwiek wartość. Najbardziej oczywistym sposobem zasilania budżetu państwa są podatki. W przypadku Unii Europejskiej, będącej czymś pomiędzy organizacją międzynarodową a konfederacją, ta reguła również się sprawdza. O ile Wspólnota jest finansowana głównie ze składek państw członkowskich, o tyle niektóre podatki – jak na przykład cło – również zasilają jej budżet.
Obecnie jesteśmy w szczególnym momencie. Przeciwdziałanie epidemii koronawirusa wymusiło bezprecedensowe w warunkach pokoju ograniczenia dla gospodarek poszczególnych państw Unii Europejskiej. Ucierpią nie tylko poszczególne przedsiębiorstwa, ale i całe branże czy wręcz gałęzie gospodarki. Państwa członkowskie starają się przeciwdziałać skutkom kryzysu już teraz poprzez rozmaite „tarcze”. To jednak kosztuje. Podobnie jak działania podejmowane przez samą Unię.
Siłą rzeczy zmniejszone wpływy do budżetów państw członkowskich przy jednoczesnym zwiększeniu wydatków budzą pytanie o źródła finansowania tych przedsięwzięć. Pewną propozycję, jak podaje Business Insider, przedstawia właśnie Mateusz Morawiecki. Odpowiedzią na potencjalne problemy fiskalne Brukseli miałyby być po prostu nowe podatki.
Mateusz Morawiecki chce także walczyć z rajami podatkowymi – wszystko po to by zapewnić Unii Europejskiej dodatkowe fundusze
Zdaniem premiera, powinniśmy wrócić do pomysłów z wcześniejszych lat. Nowe podatki postulowane przez Mateusza Morawieckiego to między innymi podatek cyfrowy, podatek od śladu węglowego czy podatek od wielkich międzynarodowych korporacji. Ten ostatni zachwala jako unikalny pomysł Grupy Wyszehradzkiej.
Nowe podatki miałyby dać budżetowi Unii Europejskiej nawet dziesiątki miliardów euro. Te z kolei można by przeznaczyć na walkę z koronawirusem oraz odbudowywanie gospodarek państw członkowskich po kryzysie wywołanym przez epidemię. Nie da się ukryć, że te pieniądze będą potrzebne Europie dotkniętej przez rozmaite ograniczenia działalności gospodarczej.
Kolejnym elementem planu naszego premiera jest walka z rajami podatkowymi. Mowa o państwach, które przyciągają zagraniczny kapitał za pomocą niezwykle daleko idących preferencji podatkowych. Przedsiębiorstwa wykorzystują raje podatkowe po to, by nie musieć płacić podatków w państwach macierzystych. Te rzecz jasna nie są zbyt zachwycone uszczuplaniem swoich budżetów przez taką formę nieuczciwej konkurencji.
Nowe podatki generalnie uderzają w najbogatsze podmioty, z wyjątkiem podatku od śladu węglowego który zapłacilibyśmy wszyscy
Warto się zastanowić, czy nowe podatki unijne Mateusza Morawieckiego to dobry pomysł. Na pierwszy rzut oka, ostatnim o czym powinny myśleć rządy w obliczu panującej epidemii to wprowadzanie kolejnych obciążeń dla firm i obywateli. Warto jednak zauważyć, że rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana.
Nie chodzi nawet o samą słuszność poszczególnych podatków, choć za większością propozycji stoi konkretne uzasadnienie. Podatek cyfrowy to pokłosie uporczywego unikania opodatkowania przez koncerny technologiczne takie jak Google, Apple, Amazon, Facebook czy Uber. Bardzo podobnie wygląda pod tym względem przypadek podatku od wielkich międzynarodowych korporacji. Podatek od transakcji finansowych dotyczy przede wszystkim obrotu akcjami.
Cechą wspólną niemal wszystkich propozycji jest opodatkowanie bogatych podmiotów, zwłaszcza tych które mają obecnie tendencję do migania się od obowiązków podatkowych wynikających zwłaszcza z podatku dochodowego od osób prawnych. Jest przy tym jeden wyjątek – podatek od śladu węglowego. Najprościej mówiąc, jest to kolejny dodatek do ceny paliwa – obok akcyzy, czy opłaty paliwowej. Ten jeden zapłacilibyśmy w jakiejś formie wszyscy.
Odrobina cynizmu nie jest w tym przypadku taka zła – nowe podatki oznaczałyby korzyść nie tylko dla Unii ale także Polski
Istotną kwestią przy analizowaniu propozycji Mateusza Morawieckiego jest szczególny moment jej wysunięcia. Teraz po prostu liczy na większą skłonność unijnych partnerów do zdecydowania się na taki krok. Owszem, to nie są to rozwiązania nowe, niektóre funkcjonują już w jakiejś formie w krajach Wspólnoty. Wcześniej jednak jakoś nie udało się ich wprowadzić ani w Polsce, ani w całej Unii. Na poziomie krajowym bardzo ważnym czynnikiem był na przykład opór ze strony Stanów Zjednoczonych.
Warto więc pamiętać, dlaczego nasz premier – ponownie – chce, by nowe podatki zasilały budżet Unii Europejskiej a nie poszczególnych państw członkowskich. Nie da się ukryć, że część tych pieniędzy trafiłaby do Polski. Być może nawet większa niż proporcjonalny polski wkład w tą pulę. Tymczasem nieuchronny sprzeciw Stanów łatwo byłoby zrzucić na decyzję Unii Europejskiej, do której Warszawa jest zobowiązana się po prostu dostosować.
Z polskiego punktu widzenia nowe podatki unijne nie byłyby więc rozwiązaniem złym. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę pewną ułomność naszej krajowej tarczy antykryzysowej. A na pewno niewielką jej skalę w porównaniu do innych państw europejskich. Dlatego nawet jeśli propozycje Mateusza Morawieckiego wydają się być nieco cyniczne, to i tak chyba należałoby im po prostu przyklasnąć.