Wydawać by się mogło, że Polska skapitulowała w sprawie podatku cyfrowego przed Amerykanami. Okazuje się jednak, że nasze władze znalazły sprytny bardzo sprytny wybieg. Premier Mateusz Morawiecki proponuje: niech podatek cyfrowy będzie dochodem UE, nie poszczególnych państw członkowskich. I jest to naprawdę świetny pomysł.
Podatek cyfrowy ukazuje swoisty konflikt interesów pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi
Ideą stojącą za podatkiem cyfrowym jest konieczność dodatkowego opodatkowania największych gigantów technologicznych. Firmy takie, jak chociażby Facebook, mają paskudną wręcz skłonność do unikania płacenia podatków w krajach, w których zarabiają. W tym przypadku: w krajach Unii Europejskiej. Problem polega na tym, że są to przedsiębiorstwa Amerykańskie, które gdzieś podatki płacić muszą – ściślej mówiąc: w Stanach Zjednoczonych. Władze największego światowego mocarstwa niekoniecznie przychylnie patrzą na europejskie plany opodatkowywania tych firm. Z drugiej strony, Unia Europejska wcale niekoniecznie musi się przejmować zdaniem Waszyngtonu. No chyba, że któreś z państw akurat opiera całą swoją politykę zagraniczną przede wszystkim o strategiczny sojusz z USA.
Wydawało się, że Amerykanom udało się storpedować rządowe plany wprowadzenia takiego podatku w Polsce
Ostatnia wizyta wiceprezydenta USA Mike Pence’a wprawiła komentatorów naszej sceny politycznej w konsternację. Wydaje się jednak, że najbardziej zaskoczeni byli przedstawiciele polskiego rządu. Pence podziękował im bowiem za podjęcie decyzji o rezygnacji z wprowadzenia w Polsce podatku cyfrowego. Rzecz w tym, że do tej pory rząd Mateusza Morawieckiego stał na stanowisku, że taki podatek nie tylko należy wprowadzić, ale wręcz zrobić to zanim kraje członkowskie UE wypracują w tej sprawie konsensus. Osłupienie wywołane słowami wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych zaowocowało serią pokrętnych tłumaczeń. A to, że prac nad stosowną ustawą wcale nie zarzucono, że jednak tak – brakowało chyba tylko wypierania się takich planów w ogóle. Tak czy owak, wydawało się, że podatku cyfrowego jednak w Polsce nie będzie. To znaczy: owszem, zostanie wprowadzony – pod warunkiem poczynienia wiążących ustaleń na poziomie unijnym.
Gdyby giganci technologiczni nie unikali opodatkowania w Europie, to państwa członkowskie nie rozważałyby wprowadzenia takiego podatku
Trzeba przyznać, że w tym jednym przypadku rezygnacja z dodatkowego opodatkowania przedsiębiorców niekoniecznie była dobrym posunięciem. Wszystko z uwagi na wspomnianą wyżej tendencję gigantów technologicznych do unikania opodatkowania w krajach prowadzenia działalności. Nie chodzi przy tym nawet o wyprowadzanie z państw europejskich pieniędzy – bo to nie jest tak naprawdę jakiś wielki problem. Chodzi przede wszystkim o rażącą niesprawiedliwość rozwiązania, w którym ogromne globalne korporacje płacą nieproporcjonalnie małe podatki w stosunku do osiąganych zysków. Warto dodać: w przeciwieństwie do przedsiębiorstw krajowych. Co więcej, generalnie takiej praktyki ma serdecznie dosyć coraz więcej państw. I tak na przykład Brytyjczycy zamierzają z dokładnie tego samego powodu wprowadzić własny podatek od usług cyfrowych.
Jeśli podatek cyfrowy będzie dochodem UE, Polska może na tym tylko skorzystać
Teraz, jak się okazuje, rząd Mateusza Morawieckiego nie składa broni w walce o sprawiedliwe prawo podatkowe. Jak podaje Business Insider, nasz premier na konferencji prasowej w Wilnie zaproponował bardzo interesujące rozwiązanie problemu. Niech podatek cyfrowy będzie dochodem UE, jak chociażby cła. Trzeba przyznać, że wydaje się to być bardzo dobrym pomysłem. Przede wszystkim, to nie tak, że pieniądze wpłacane z tego czy innego tytułu przez państwa członkowskie do unijnego budżetu w magiczny sposób znikają w Brukseli. One w zdecydowanej większości wracają do poszczególnych członków UE. Polska, jak wiadomo, jest obecnie jednym z głównych beneficjentów unijnych funduszy. Istnieje spora szansa, że nasz kraj na takim rozwiązaniu mógłby skorzystać nawet bardziej, niż gdyby pieniądze trafiały bezpośrednio do naszego budżetu.
Pomysł premiera Morawieckiego wydaje się być bardzo dobrym rozwiązaniem, a także prztyczkiem w nos Amerykanów
Co więcej, Morawiecki niewątpliwie daje w ten sposób prztyczka w nos Amerykanom. Niedźwiedzia przysługa, jaką rządowi wyświadczył Mike Pence, z pewnością została przez nasze władze odnotowana. Jakby nie patrzeć, nikt w końcu nie lubi wychodzić na durnia. Tymczasem unijny konsensus w tej sprawie jest tym, czego premier w tej sprawie potrzebuje. Jeśli podatek cyfrowy będzie dochodem UE, to co on biedny może z tym fantem zrobić? Prawu unijnemu w końcu Polska musi się podporządkować. Tym łatwiej taki konsensus uzyskać, jeśli ubierze się go w proeuropejskie szaty. Nie da się przy tym nie zauważyć, że od strony czysto merytorycznej pomysł ma także tą zaletę, że podatek cyfrowy w takiej formie w jakimś stopniu może zrekompensować mniejsze wpływy do unijnego budżetu spowodowane przez Brexit.