Zaciskania pasa ciąg dalszy. Oszczędności w gminach coraz bardziej dotykają obywateli, a efekty widać na każdym kroku. Kolejnym planem na ratowanie budżetów jest zastąpienie tramwajów autobusami. Cena wyjazdu tramwaju z zajezdni rośnie z miesiąca na miesiąc, a rząd na razie nie planuje wsparcia w tym zakresie.
Oszczędności w gminach widać na każdym kroku
Ceny energii szaleją i nie ma dnia byśmy nie słyszeli o kolejnych problemach w tym zakresie. Jednymi z najbardziej poszkodowanych są gminy, które nie są w stanie ponieść kosztów utrzymania wielu obiektów użyteczności publicznej na dotychczasowym poziomie. W związku z tym pojawiają się plany miast samowystarczalnych energetycznie, jednak to na razie melodia przyszłości. Działać trzeba tu i teraz.
Po gaszeniu miejskich budynków i wyłączaniu ulicznych latarni przychodzi czas na ograniczenia w transporcie publicznym, zwłaszcza tym zasilanym energią elektryczną. Jak donosi portalsamorzadowy.pl wiele miast rozważa znaczne ograniczenie w kursowaniu tramwajów. Zdecydowanie tańsze okazuje się bowiem wypuszczenie na drogi autobusów i to nawet przy obecnych cenach diesla.
Pierwszy ruch wykonał Olsztyn, gdzie już od paru miesięcy jedna z linii tramwajowych została zastąpiona przez autobus. Kursuje on jednak tylko w dni robocze w godzinach szczytu. Pomimo tego w samorządowej kasie miesięcznie zostaje o kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej. Cięcia objęły już także trolejbusy w Lublinie, a pozostałe miasta z decyzjami w zakresie wyłączenia tramwajów czekają na ostateczne rozstrzygnięcie przetargów na dostawę energii. Problem w tym, że w wielu miejscach pomysł zastąpienia pojazdów szynowych autobusami nie ma szans na realizację.
Gigantyczne braki kadrowe uniemożliwią zmiany
Koncepcja z wyłączeniem części tramwajów w zamian za wzmocnienie komunikacji autobusowej może miałby szansę realizacji gdyby nie fakt, że nie ma komu ich prowadzić. W całym kraju kierowców jest bowiem jak na lekarstwo. Już latem eksperci szacowali, że w Polsce brakuje niemal 50 tysięcy ludzi z uprawnieniami do prowadzenia autobusów. Problem miały nie tylko miasta, ale także prywatni przewoźnicy i biura podróży.
Pozostawienie tramwajów w zajezdni bez wprowadzenia komunikacji zastępczej wprowadzi z kolei chaos i dezorganizację. Cięcia w siatkach i tak już są duże, o czym ostatnio przekonali się chociażby mieszkańcy Bydgoszczy, gdzie od początku października miasto zlikwidowało wiele kursów. Poza oszczędnościami powodem takich ruchów była także sytuacja kadrowa. W bydgoskim MZK nieobsadzonych jest kilkadziesiąt etatów, a poprawy tego stanu rzeczy przy braku podwyżek raczej trudno się spodziewać.
Ratunkiem dla utrzymania kursowania tramwajów mogłoby być wsparcie rządowe. Niestety w przedstawionej ostatnio propozycji ograniczenia podwyżek energii dla samorządów próżno szukać komunikacji publicznej.
Rząd chce pomagać tylko w najpilniejszych przypadkach
Realizacja najistotniejszych usług publicznych pomimo gigantycznych cen prądu nie będzie zagrożona. Rząd zapowiedział, że wyciągnie rękę do samorządów i znajdzie pieniądze na wsparcie dla odbiorców wrażliwych. Na ten moment nic nie wiadomo, by w tym zaszczytnym gronie miały znaleźć się spółki komunikacyjne.
Jeżeli ostatecznie wsparcia nie będzie to przyszłość publicznej komunikacji rysuje się w ciemnych barwach. Jeszcze nie dawno pisząc tekst z okazji Europejskiego Dnia Bez Samochodu sugerowałem, by doceniać publiczny transport i nie „zapominać” o skasowaniu biletów, gdy wsiadamy do autobusu czy tramwaju. W trudnych czasach wszyscy powinniśmy bowiem wziąć na siebie choć ułamek odpowiedzialności za dalsze losy transportu, zwłaszcza tego miejskiego. Kierunek szukania oszczędności w gminach już pokazuje, że to właśnie na tym polu wielu Polaków mocno odczuje skutki ubożenia się ich miast.