Palenie w obecności dzieci powinno być karane, jak palenie w miejscu publicznym

Prawo Zdrowie Dołącz do dyskusji
Palenie w obecności dzieci powinno być karane, jak palenie w miejscu publicznym

Palenie papierosów szkodzi nie tylko palaczowi. Dym tytoniowy dociera w końcu do płuc także tych osób, które znajdują się w pobliżu. Dlatego zabraniamy palenia w miejscach publicznych takich jak szkoły, szpitale czy przystanki autobusowe. Być może warto byłoby pójść o krok dalej i traktować tak samo palenie w obecności dzieci. W końcu nie bez powodu zakazuje się także udostępniania wyrobów tytoniowych nieletnim.

Bierne palenie to coś, czego nie każdy sobie życzy. Dlaczego więc pozwalamy, by narażano na nie dzieci?

Są takie zjawiska w społeczeństwie, co do których wiadomo, że są jednoznacznie szkodliwe, ale nie jesteśmy w stanie się ich pozbyć. Najlepszym przykładem wydaje się palenie papierosów. Od dawna wiadomo, że nałóg nikotynowy prowadzi do całego mnóstwa różnego rodzaju schorzeń. Dotyczy to także potencjalnie zabójczych nowotworów. Z jakiegoś powodu wciąż traktujemy wyroby tytoniowe jako swego rodzaju zło konieczne. To znaczy: prawodawcy w najlepszym wypadku stosują różnego rodzaju ograniczenia uprzykrzające palaczom życie. Całkowity zakaz palenia papierosów wdaje się zaś nierealny.

Rezultat takiego podejścia jest łatwy do przewidzenia. Nie spełniły się oczekiwania części ekspertów i komentatorów, że nikotynizm wymrze sam z siebie, bo stał się niemodny. Tradycyjne papierosy zastąpiły nowomodne wyroby tytoniowe. Liczba palaczy zaczęła rosnąć. Problem dotyczy w szczególności osób młodych, które wciągają się w nałóg w wieku nastoletnim. Ograniczenia w rodzaju zakazu wyrobów smakowych wydają się w tym kontekście raptem półśrodkiem.

Czy można coś z tym faktem zrobić? Oczywiście. Skoro jednak nie możemy po prostu zakazać papierosów, e-papierosów i innych wynalazków, to trzeba pomyśleć nad innymi rozwiązaniami. Być może warto byłoby rozszerzyć częściowe restrykcje, które już teraz funkcjonują w naszym systemie prawnym. Mamy w końcu zakaz palenia w miejscu publicznym. Wynika on z art. 5 ust. 1 ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych.

Dzięki temu przepisowi palacze nie mogą raczyć się tytoniowym dymem w szkołach, szpitalach, uczelniach, na przystankach autobusowych i dworcach kolejowych, w restauracjach, na stadionach oraz innych miejscach wskazanych wprost w ustawie. Warto byłoby rozszerzyć zakaz także na palenie w obecności dzieci. Istnieje ku temu kilka całkiem rozsądnych przesłanek.

Palenie w obecności dzieci to hodowanie sobie nowych pokoleń palaczy

Celem obowiązującego zakazu palenia w miejscu publicznym jest ograniczenie biernego palenia wśród osób, które mogą sobie tego nie życzyć. Nie każdy w końcu chce się truć z powodu czyjegoś nałogu. Innym mogą przeszkadzać wątpliwej jakości aromaty palonego tytoniu. Równocześnie osoby poniżej 18 roku życia nie powinny mieć dostępu do papierosów. Służy temu wspomniany już zakaz sprzedawania im wyrobów tytoniowych oraz ich udostępniania niepełnoletnim. Tym samym możemy założyć, że palenie w obecności dzieci będzie czymś przynajmniej równie niewłaściwym, jak robienie tego samego na przystanku autobusowym.

Dodatkowym argumentem przemawiającym za zapewnieniem nieletnim szerszej ochrony przed dymem tytoniowym jest jeden z przypadków objętych zakazem. Otóż zgodnie z art. 5 ust. 1 pkt 10) nie wolno palić także w ogólnodostępnych miejscach przeznaczonych do zabaw dzieci. Ustawodawca już teraz zdaje więc sobie sprawę z tego, że jest to zachowanie niepożądane.

Palenie w obecności dzieci jest szkodliwe nie tylko ze względu na samo bierne palenie i jego skutki. Normalizuje nałóg w oczach młodzieży. W końcu, jeśli rodzice albo starsze rodzeństwo palą, to trudno doszukać się w tym czegoś złego. Tym łatwiej będzie im wciągnąć się w nałóg, gdy dodamy do tego wielce prawdopodobną presję rówieśniczą. Tytoniowa hipokryzja obniża również skuteczność różnego rodzaju środków zaradczych. Nawet jeśli ci sami rodzice będą przestrzegać swoje dzieci przed zgubnymi skutkami nałogu, to przecież takie zapewnienia nie będą zbyt wiarygodne, jeśli padać będą z ust praktykującego palacza.

Problemu z uzależnieniem od papierosów nie da się rozwiązać, dopóki będziemy zapatrzeni w przychody z akcyzy

Taki hipotetyczny zakaz niósłby ze sobą pewne problemy natury praktycznej. Dotyczą one głównie przypadków, gdy na palenie w obecności dzieci decydują się inne dzieci albo młodzi dorośli. Potencjalne korzyści zdecydowanie przewyższają jednak niedogodności, jakich mogą doświadczyć palacze. Wydaje się jednak, że taka zmiana nie ma większych szans na wprowadzenie. Powód jest dokładnie ten sam, co w przypadku całości tytoniowej tolerancji państwa. Ono chce, żeby obywatele palili papierosy.

Istnienie grupy nałogowców gotowych wydać każde pieniądze na swoje uzależnienie przynosi państwu krociowe zyski z akcyzy. Wpływy z akcyzy i VAT na wyroby tytoniowe w 2023 r. wyniosły aż 37,8 mld zł, a więc 8 proc. ówczesnych przychodów budżetu państwa.

Owszem, koszty leczenia skutków tego uzależnienia wielokrotnie przewyższają te kwoty. Niektóre szacunki sugerują, że NFZ na leczenie palaczy wydaje 50 mld zł, do czego należałoby dodać ok. 42 mld zł kosztów pośrednich. Wydaje się jednak, że zyski z akcyzy dużo bardziej przemawiają do wyobraźni decydentów. Nie da się także ukryć, że wśród polityków również znajdziemy palaczy.