Skład Państwowej Rady Ochrony Przyrody nigdy nie był czymś, co interesowało opinię publiczną. Najwidoczniej nie interesował również Ministra Ochrony Środowiska, który właśnie w jej skład powołał profesora, który od roku… nie żyje.
Państwowa Rada Ochrony Przyrody jest organem doradczym Ministra Ochrony Środowiska, który powołuje jej członków. W jej skład zazwyczaj wchodzą przedstawiciele nauki, praktyki oraz organizacji ekologicznych, którzy działają na rzecz ochrony środowiska. Do zadań rady należy oczywiście bieżące doradzanie ministrowi w wykonywaniu jego zadań, ocenianie oraz opiniowanie aktów prawnych czy działania na rzecz popularyzowania ochrony środowiska. Typowy organ doradczy, jakich wiele działa przy ministerstwach.
To, co jest typowe dla takich organów, i każdej innej możliwej organizacji jest to, że członkostwo w niej ustaje z chwilą śmierci. Nie ma chyba żadnej instytucji, która w swoje szeregi przyjmowałaby osoby nieżyjące. Dla przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości takie ograniczenia nie stanowią najwidoczniej żadnej przeszkody. Minister Ochrony Środowiska Henryk Kowalczyk 24 sierpnia ogłosił nowy skład Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Jednym z 28 nowych członków tego organu został powołany prof. dr hab. Zygmunt Jasiński, który wykłada w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Domyślam się, że dla przedstawiciela nauki obecność w takich gremiach doradczych jest powodem tylko i wyłącznie do dumy. Nie byłoby w tym absolutnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że prof. Jasiński nie żyje od 15 kwietnia 2017 roku.
W skład Państwowej Rady Ochrony Przyrody powołano nieżyjącego profesora
Powołanie nieżyjącej osoby w skład jakiegokolwiek organu jest oczywiście niemożliwe z prostego powodu. Taka osoba nie ma zdolności prawnej. Tą tracimy oczywiście w chwili śmierci. Właśnie dlatego osoba zmarła z chwilą śmierci traci członkostwo w każdej organizacji, w której była członkiem.
Ta sytuacja mogłaby przez niektórych zostać nawet uznaną za zabawną. Niestety bardzo dobrze obrazuje stan i kondycję państwa oraz osób odpowiedzialnych za tworzenie prawa. Skoro urzędnicy w ministerstwie nie są w stanie sprawdzić, czy osoby powoływane do organu w ogóle żyją, to jak w ogóle możemy spodziewać się tego, że rozporządzenia i projekty ustaw procedowane w Sejmie będą miały ręce i nogi? To niestety kolejny dowód na to, że od przedstawicieli władzy nie można spodziewać się absolutnie niczego rozsądnego. Niemal każdy dokument, który opuszcza rządowe bądź sejmowe korytarze, można określić dowolnie, tylko nie jako racjonalny.