Państwo polskie zaangażowało się, by ratować życie swojego obywatela przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości i służbą zdrowia. Zapewniło mu nawet paszport dyplomatyczny. Problem w tym, że nieszczęśnik leży w śpiączce a jego mózg jest najprawdopodobniej poważnie i trwale uszkodzony. Polska tym samym pluje w twarz Wielkiej Brytanii, tamtejszemu prawu i instytucjom.
Instytucje naszego państwa zaangażowały się w próby ratowania rodaka przed brytyjską służbą zdrowia
Życie ludzkie jest jedną z najwyższych wartości w każdym cywilizowanym społeczeństwie. Pytanie jednak brzmi: w którym momencie się to życie kończy? W przeciwieństwie do początku ludzkiej egzystencji, śmierć wydaje się dużo łatwiej stwierdzić. Obecnie przyjmuje się, że warunkiem koniecznym jest śmierć mózgu. Co jednak w przypadku, gdy żywa pozostaje jedynie część mózgu a z pacjenta pozostają tak naprawdę jedynie najprostsze odruchy i czynności fizjologiczne?
Właśnie tego typu dylemat musiał rozstrzygnąć cały aparat państwowy Wielkiej Brytanii. Pewien mężczyzna w średnim wieku dostał udaru, w wyniku którego doszło do zatrzymania akcji serca na 45 minut. W wyniku niedokrwienia mózg pacjenta uległ trwałemu i poważnemu uszkodzeniu. Szpital w Plymouth wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury podtrzymującej życie. Zgodę wyraziła żona i dzieci mężczyzny, sprzeciw wniosła matka i siostry.
Mężczyzna nie jest podtrzymywany przy życiu w sposób sztuczny – oddycha samodzielnie, bez pomocy respiratora. A jednak brytyjski sąd zdecydował o wstrzymaniu podawania mu pożywienia i wody. Sprzeciwiająca się temu część rodziny wyczerpała wszystkie możliwe środki zaskarżenia, wliczając w to Europejski Trybunał Praw Człowieka. Wszystkie możliwe instancje w brytyjskim systemie prawnym uznały, że byłaby to uporczywa terapia niesłużąca godności pacjenta jako istoty ludzkiej.
Problem w tym, że mężczyzna jest Polakiem a w sprawę ratowania go przed Brytyjczykami zaangażował się nie tylko nasz Episkopat, czy Rzecznik Praw Obywatelskich, ale i polski rząd. Ze zwyczajową dla siebie subtelnością godną słonia w składzie porcelany. Żeby ratować życie rodaka, rządzący są gotowi przyznać mu nawet paszport dyplomatyczny.
O ile próby sprowadzenia Polaka do ojczyzny to nic złego, o tyle paszport dyplomatyczny to już krok za daleko
Ktoś mógłby zadać sobie pytanie – dlaczego to miałoby być coś złego? W końcu chodzi o życie ludzkie. Sprawa oczywiście nie jest jednoznaczna. Z punktu widzenia nauczania oficjalnego Kościoła Katolickiego pacjentów w stanie wegetatywnym należy traktować tak, jak każdego innego ciężko chorego. I to pomimo tego, że dalsza terapia jest w tym przypadku daremna. To poniekąd wyjaśnia zaangażowanie naszego Episkopatu w całą sprawę.
Kontrargumentem wobec takiego stanowiska jest pogląd, w myśl którego człowiek ma prawo do godnej śmierci. Jeśli dana osoba nieodwracalnie utraciła świadomość i dalsza terapia nie może przynieść żadnej poprawy, to podtrzymywanie jego dalszej egzystencji przynosi mu tak naprawdę więcej szkody niż pożytku. Problem w tym, że w myśl tej koncepcji, należy także zaprzestać podawania pacjentowi także wody i pożywienia.
Tak naprawdę wszystkie możliwe argumenty przerabialiśmy już przy sprawie Alfiego Evansa. O wszystkich dylematach natury bioetycznej wspomnieć w tym momencie warto – przede wszystkim dlatego, by mieć świadomość złożoności każdego tego typu przypadkach.
Zresztą, co właściwie ma na ten temat do powiedzenia polskie prawo? Rozczarowująco niewiele. Przepisy prawa powszechnie obowiązującego nie regulują tej materii wcale, na pewno nie w jakkolwiek precyzyjny sposób. Zasady etyki lekarskiej pozwalają odstąpić od dalszego prowadzenia uporczywej terapii. Nie ma obowiązku respektowania woli pacjenta wyrażonej wcześniej na taką okoliczność. Nie ma regulacji do kogo należy ostateczna decyzja. Co najwyżej znajdziemy w jednej z ustaw wzmianki o prawie pacjenta do umierania w spokoju.
Paszport dyplomatyczny tak naprawdę nie należy się pacjentowi w śpiączce niemogącemu jakkolwiek pełnić służby dyplomatycznej
Polska w gruncie rzeczy pacjentowi nie ma do zaoferowania nic, czego nie miałaby Wielka Brytania. Wyjąwszy może niezłomną wolę polityków sprawujących w naszym kraju rządy do podtrzymywania jego życia za wszelką cenę. Nie byłoby w tym tak naprawdę nic złego – Polska ma prawo oferować, że może przyjąć pacjenta do któregoś ze swoich szpitali. Zaoferowała się chociażby klinika „Budzik” specjalizująca się w leczeniu osób w śpiączce. Tyle tylko, że nasze władze przedobrzyły.
Oczywiście, zaangażowanie polskich władz było nie w smak Brytyjczykom. Tamtejszy sąd na przykład uznał, że dopuszczenie polskiego konsula do chorego nie leżałoby w jego interesie. Organy władzy Zjednoczonego Królestwa niespecjalnie zamierzały współpracować z władzami polskimi. Nic dziwnego, skoro – znowu – Polacy próbują stawiać ich w roli bezdusznego państwa, które w majestacie prawa morduje ludzi. Ot, polityczne bicie piany, nic w gruncie rzeczy nowego.
Teraz jednak pacjentowi wydano paszport dyplomatyczny. Tego typu dokument przysługuje określonej kategorii osób, pełniących służbę dyplomatyczną. Tą kwestię dokładnie regulują stosowne umowy międzynarodowe. Pewnym jednak jest, że mężczyzna w stanie wegetatywnym raczej nie jest w stanie takiej służby pełnić w żaden sposób. Odpada również objęcie go przywilejami dla członków rodzin zamieszkujących wspólne gospodarstwo domowe.
Jeśli Polska chce uprawiać skuteczną dyplomację, nie może lekceważyć swoich partnerów, ich instytucji i ich prawa
Pomijając bardzo wątpliwe podstawy prawne takiego posunięcia na gruncie prawa polskiego, trudno powiedzieć czy Brytyjczycy w ogóle zechcą je respektować. Niewątpliwie mamy do czynienia z działaniem w „złej” wierze. Nasi rządzący uważają z pewnością, że działają w stanie wyższej konieczności, konsekwencjami będą martwić się potem. Paszport dyplomatyczny w tym przypadku śmiało można jednak potraktować jako ostentacyjne lekceważenie brytyjskiego porządku prawnego.
Niezależnie od szlachetnych, chciałoby się w to wierzyć, intencji – mamy do czynienia z posunięciem, które nie powinno mieć miejsca. Paszport dyplomatyczny to nie zabawka. Sam pomysł, że postawi się Brytyjczyków przed faktem dokonanych jest zresztą bronią obosieczną. Załóżmy bowiem, że tamtejsze władze wyjdą z bardzo podobnego założenia. Co nasz rząd im wtedy zrobi? Zerwie stosunki dyplomatyczne z Wielką Brytanią?
Trudno uprawiać skuteczną dyplomację lekceważąc swoich partnerów. Łatwo sobie wyobrazić co by się działo, gdybyśmy mieli sytuację odwrotną – gdyby jakieś państwo postanowiło ignorować wyroki polskich sądów i wszelkimi sposobami starało się wymusić na Polsce swoją wolę.
Właściwie, nawet nie trzeba sobie wyobrażać. Wielokrotnie krytykowaliśmy na łamach Bezprawnika przypadki odmowy ekstradycji do Polski pospolitych bandytów pod płaszczykiem „obawy o sprawiedliwy proces”. Na antenie Telewizji Polskiej jakikolwiek spór w sprawach Unii Europejskiej kończy się istnym antyniemieckim seansem nienawiści. Nawet wtedy, gdy polskim interesom ością w gardle staje na przykład Holandia.
Jeżeli więc oczekujemy, że nasze państwo nasi partnerzy będą traktować poważnie, to powinniśmy im odwdzięczyć się tym samym. Zwłaszcza, że obłudę i hipokryzję prędzej czy później ktoś nam wypomni.