Latem – wiadomo – apetyty na „przedłużony urlop” są największe, więc i konfliktów przybywa. Tak relacjonuje to detektyw Małgorzata Marczulewska, opisując nawet przypadek pracownicy, która w trakcie zwolnienia wyjechała powiększyć piersi, oraz pracownika, który nie dostał wolnego, więc poszedł na chorobowe i... bawił się na koncercie popularnego rapera na Narodowym.
Czytaj też: Kontrolerzy L4 jak komandosi, mogą przypuścić desant na symulującego chorobę w 24 godziny
Zlecenia dla detektywów pojawiają się zwłaszcza tam, gdzie wiszą w powietrzu zwolnienia, trwają przetasowania w zespołach albo narasta spór z przełożonym. Tu nie chodzi wyłącznie o spektakularne historie.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Coraz częściej na detektywistyczny stół trafiają zwolnienia psychiatryczne
Formalnie są tak samo ważne jak każde inne, ale dla śledczych to najtrudniejszy obszar: stanu psychicznego nie da się „zmierzyć” z ulicy, a obserwacja z dystansu niewiele mówi. Mimo to – jak słyszymy – bywa, że całe zespoły, tu przykład z dużej firmy IT, rozchodzą się na długie zwolnienia tuż po ogłoszeniu zmian kadrowych. W jednym z opisanych przypadków mowa o sześcioosobowej ekipie.
Nie da się uciec od pytania: gdzie leży granica między uprawnioną kontrolą a stygmatyzacją? Sama Marczulewska podkreśla, że nadużycia psychiatrycznych L4 – jeśli się zdarzają – psują klimat wokół osób faktycznie w kryzysie. W efekcie każdego, kto zderzył się z lękiem czy depresją, łatwiej podejrzewać o kombinowanie. To krótsza droga do społecznej nieufności niż się wydaje.
Z perspektywy prawa pracodawca nie jest jednak bezradny
Może – i powinien – kontrolować wykorzystywanie L4 pod kątem dwóch kluczowych zasad: czy chory nie pracuje zarobkowo oraz czy nie robi rzeczy, które utrudniają powrót do zdrowia. W praktyce oznacza to, że remont mieszkania w trakcie zwolnienia „leżącego” to proszenie się o kłopoty, tak samo jak dorabianie u konkurencji. W razie stwierdzenia nadużyć ryzykuje się utratę świadczenia, a niekiedy również konsekwencje służbowe. To nie jest żadna nowa doktryna – to od lat fundament kontroli zasiłków chorobowych w Polsce.
Zatrudnianie detektywów nie zwalnia jednak firm z przestrzegania reguł gry. Dowody muszą być zdobyte legalnie, metody – proporcjonalne, a cel – uzasadniony interesem pracodawcy. Na retencję danych i sposób ich przetwarzania nakładają się wymogi RODO i kodeksowe zasady monitoringu. Pełzający „surveillance capitalism” w miejscu pracy potrafi w kilka tygodni wypalić kulturę organizacyjną do gołej ziemi. Dlatego jeśli ktoś chce wprowadzić twardszą kontrolę, powinien równie twardo zadbać o komunikację: jasno wyłożyć zasady i – co ważne – egzekwować je równo, bez wyjątków dla „swoich”.
Jest też warstwa psychologiczna
Rynek pracy po pandemicznym rollercoasterze jest zmęczony, a w wielu branżach – szczególnie w IT – napięcia narastały latami: cięcia benefitów, zamrożenia, presja „dowiezienia” celów. To sprzyja eskalacji mikrosporów w duże wojny o L4. W firmie, gdzie zaufanie jest niskie, chorobowe staje się narzędziem nacisku. W firmie, gdzie szefowie umieją rozmawiać, chorobowe pozostaje po prostu chorobowym.
Czytaj też: Co grozi, gdy podczas kontroli L4 nie ma nas w domu? To nie jest błaha sprawa
Czy jest droga środka? Kilka rzeczy działa. Po pierwsze, rzetelna polityka absencji – jasne kryteria, szybkie wyjaśnianie wątpliwości, rozmowa „po powrocie”, a nie polowanie z kamerą. Po drugie, wsparcie zdrowia psychicznego – dostęp do konsultacji i elastyczność przy powrotach z długich L4. Po trzecie, konsekwencja: jeśli firma sygnalizuje, że będzie weryfikować nadużycia, musi to robić procedurowo, nie „na donos”. Wreszcie po czwarte, edukacja – przypomnienie, że L4 to nie przywilej, tylko narzędzie ochrony zdrowia i miejsc pracy.
Wróćmy do detektywów. Czy ich rola jest tu niezbędna? W części przypadków – tak. Gdy ktoś gra pracodawcy na nosie, urządza publiczne stories z imprezy podczas „choroby” albo łączy L4 z fuchą – trudno oczekiwać, by firma bezczynnie patrzyła. Ale każdy taki przypadek dokłada cegiełkę do muru podejrzliwości wobec osób, które naprawdę walczą o równowagę psychiczną i potrzebują czasu. I to jest największe ryzyko opisanej mody na weryfikacje.