Już ponad 975 tysięcy obywateli Unii Europejskiej podpisało już petycję wzywającą Komisję Europejską do przeciwdziałania zdalnemu „uśmiercaniu” gier przez wydawców. I choć może brzmieć to jak nerdowska fanaberia, sprawa dotyka fundamentów własności w XXI wieku.
Kupujesz grę, ale nie jesteś jej właścicielem
Problem, który oburzył środowisko graczy, sprowadza się do praktyki polegającej na tym, że wydawca – nawet lata po sprzedaży gry – może jednym kliknięciem zablokować do niej dostęp. Powód? Na przykład wyłączenie serwerów, zakończenie wsparcia technicznego, czy czysta niechęć do utrzymywania kosztów. Czasem dzieje się to po cichu, czasem z medialnym hukiem, ale skutek jest ten sam: z dnia na dzień konsument traci możliwość uruchomienia produktu, za który zapłacił.
Jakby tego było mało, praktyka ta jest obecnie całkowicie legalna – bo większość gier nie jest „sprzedawana” w tradycyjnym sensie, lecz licencjonowana. A licencję można odebrać, unieważnić, zaktualizować lub po prostu… zignorować.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Gry nie są tylko rozrywką. Są też dziedzictwem
Wyobraźcie sobie, że nigdy więcej nikt nie przeczyta "Potopu", bo komuś się coś kliknęło i zniknęły wszystkie egzemplarze książki. Absurdalne, ale w świecie gier video to standard.
Twórcy europejskiej inicjatywy obywatelskiej podkreślają, że gry wideo to nie tylko produkt, ale forma sztuki. Jak filmy, muzyka czy literatura – są dziełem intelektualnym, którego nie da się łatwo odtworzyć. Każde „zgaszenie” gry to nie tylko cios dla konsumenta, ale również usunięcie fragmentu kultury i historii medium.
„Nie można wymazać filmu z półek sklepowych tylko dlatego, że jego dystrybutor zmienił strategię biznesową” – zauważają inicjatorzy. – „Tymczasem z grami dzieje się to niemal codziennie. W ciszy i bez konsekwencji.”
Czytaj też: Czy screenshoty z gier naruszają prawa autorskie ich twórców? I czy nasz udany screen jest chroniony przez prawo?
Czego domagają się gracze?
W największym skrócie: aby gra, którą kupił obywatel UE, pozostała funkcjonalna. To nie oznacza, że wydawca ma utrzymywać serwery wiecznie ani ujawniać kod źródłowy. Chodzi jedynie o to, by przed uśmierceniem gry zadbał o to, aby istniała możliwość uruchomienia jej offline lub w sposób niezależny od infrastruktury wydawcy.
To prośba o elementarną uczciwość i o to, by Unia Europejska wreszcie dostrzegła, że prawo konsumenta do korzystania z zakupionego produktu nie powinno kończyć się wtedy, gdy firmie przestaje się to opłacać.
Czytaj też: Kupowanie gier na Steamie to fikcja, bo Steam nigdy gier nie sprzedawał
Mocne podstawy prawne
Inicjatywa powołuje się na art. 17 Karty Praw Podstawowych UE, który chroni własność obywateli, a także na art. 169 i 114 TFUE, nakazujące Komisji i Parlamentowi dbanie o wysoki poziom ochrony konsumentów.
W praktyce – chodzi o to, by Unia przestała udawać, że cyfrowe dobra mogą być traktowane inaczej niż fizyczne. Jeśli kupiłeś płytę CD lub książkę, nikt nie ma prawa jej zdalnie zniszczyć. Dlaczego więc gra cyfrowa ma znikać z dnia na dzień?
Czy Komisja Europejska podejmie temat? Próg miliona podpisów oznacza, że będzie musiała się odnieść do inicjatywy. Na razie brakuje już tylko kilkudziesięciu tysięcy podpisów – a czas ucieka.
Jeśli gracie (albo nawet nie gracie, ale uważacie te argumenty za słuszne, godne i sprawiedliwe), podpiszcie się proszę, by udało się przekroczyć barierę miliona podpisów