Czy opublikowany na YouTube Let’s Play narusza prawa autorskie twórców gry komputerowej?

Gorące tematy Technologie Dołącz do dyskusji (192)
Czy opublikowany na YouTube Let’s Play narusza prawa autorskie twórców gry komputerowej?

Let’s Play a prawo autorskie. W minionym tygodniu prasa internetowa w Polsce wreszcie zaczęła sobie zadawać pytanie na temat prawnoautorskich aspektów umieszczania w sieci tak zwanych Let’s Playów (sygnalizowałem to już w 2014 roku). Ale po kolei, czym są Let’s Playe? 

Rozwój internetu i mediów społecznościowych sprawił, ze gracze coraz chętniej zaczęli publikować w sieci nie tylko obrazki, ale też filmy ze swoimi przygodami w wirtualnych światach. Na początku zwykle były to tzw. „gameplaye”, czyli kilkuminutowe filmy, często po montażu, które miały pokazać jak dana produkcja się prezentuje i czego można się po niej spodziewać.

Z czasem jednak gracze zaczęli eksportować do sieci zarejestrowane kopie niemalże całej ich przygody z grą – od menu początkowego, aż do napisów końcowych. Publikowali je głównie na YouTube, ale część z nich regularnie transmituje swoje perypetie także na żywo – na przykład za pośrednictwem serwisu Twitch.tv. Tego typu transmisje z gier cieszą się ogromną, na dodatek rosnącą popularnością i są bardzo zróżnicowane. Można podziwiać na przykład tzw. „speedruny”, które polegają na tym, że mistrzowie konkretnych gier przechodzą je w ciągu godziny, choć przeciętnemu graczowi taka operacja zajmuje zwykle długie tygodnie. Rezultatem jest jednak to, że w ciągu kilkudziesięciu minut widz może zapoznać się z zawartością w zasadzie całej gry (choć będą to na pewno dość specyficzne doznania).

W dyskusji na temat prawnoautorskich aspektów let’s playu można oczywiście różnicować gry komputerowe. Czym innym jest przecież składający się z kilkudziesięciu części Let’s Play pokazujący nam w zasadzie całą fabularną oś Wiedźmina 3, a czym innym Let’s Play z gier takich jak Counter Strike albo Europa Universalis, w których rozgrywka wprawdzie opiera się na dość powtarzalnych schematach, jednak różnorodność poszczególnych rund/misji/kampanii pozostaje w zasadzie nieograniczona. Dobrym przykładem takiego kanału jest na przykład TrashingMadPL, którego perypetie z grą Crusader Kings w formie fabularnej cyklicznie śledzą tysiące internautów, a sam twórca wyewoluował przy okazji w kanał z ciekawostkami historycznymi podanymi w bardzo przyjemnej formie.

Let’s Play a prawo autorskie

Żeby jednak przesadnie nie komplikować dyskusji poprzez sprowadzanie jej do argumentów niemalże ideowych, skupmy się na prawie autorskim. I tutaj przedstawię pogląd, który zapewne zdziwi wielu internautów – przez otaczającą rzeczywistość przyzwyczajonych do nieco odmiennych standardów. W mojej ocenie, co do zasady… każda forma publikacji wycinka filmowego z rozgrywki może zostać uznana za naruszającą prawo autorskie.

Sporo uwagi poświęciłem tym zagadnieniom kilka lat temu w artykule „Zanim zostaniesz vlogerem – YouTube a prawo„. Wskazywałem wówczas między innymi na to, że na szczęście istnieje taka instytucja jak prawo cytatu, które pozwala nam na stworzenie wideorecenzji czy nawet pokazanie fragmentu gameplayu gry, choć powinniśmy wykazać się w takim wypadku odrobiną własnego wysiłku twórczego poprzez na przykład dodanie komentarza.

Let’s Play, czyli zarejestrowanie całej gry lub istotnego jej fragmentu, ewentualnie transmitowanie rozgrywki na żywo za pośrednictwem Twitch, wykracza poza granice dozwolonego użytku z powodu braku spełnienia kryteriów celowościowych czy ilościowych, a tym samym należałoby je uznać za naruszające prawo autorskie.

Let’s play a prawo autorskie w EULA

Jednakże wyjątek od tej sytuacji może być zawarty także w umowie licencyjnej samej gry. Twórcy mogą tam wskazać jakie jest ich stanowisko na temat streamowania na żywo gier lub też nagrywania Let’s Playów. I tak oto dla przykładu nasza narodowa duma (piszę to bynajmniej bez przekąsu, a nawet z delikatnym uwielbieniem), CD Projekt Red, w licencji Wiedźmina 3 stwierdza:

We give you permission to create fan work (e.g. machinima, ‚Let’s Play’ or other videos, artwork and fan mods) regarding CD PROJEKT RED games, unless our legal Rules for a game in question say differently. You do not need our permission to monetize use of such fan work on video-sharing websites. Please remember that you’re responsible for your fan works (especially any content which you make or which involves third parties). Please also remember our rules regarding User Generated Content above.

Jak widać polski producent nie tylko nie ma nic przeciwko takim praktykom, ale również nie przeszkadza mu to, że gracze zarabiają w ten sposób (na przykład wyświetlając reklamy).

Podobne zapisy w swoich umowach licencyjnych stosują twórcy niektórych gier, ale szereg producentów niezainteresowanych udzieleniem tego typu zezwolenia również jest zauważalny (w tym gronie znajdują się między innymi wszyscy branżowi giganci). Środowisko Let’s Playerów prowadziło swego czasu listy twórców, którzy udzielają stosownych licencji (a także warunków, pod jakimi zostają one udzielone), natomiast ostatnio listy te nie są już zbyt aktywnie aktualizowane – być może wynika to z faktu, iż praktycznie nikt nie próbuje już wojować z Let’s Playami.

Kara za Let’s Play?

Mamy więc dość paradoksalną sytuację. Z jednej strony producenci konsol wbudowują w nie narzędzia do udostępniania rozgrywki na Twitch i YouTube, oba serwisy bardzo gorąco do tego typu praktyk zachęcają, a jednocześnie wszystkie wymienione podmioty uwalniają się od odpowiedzialności wraz z notice & takedown. Ewentualną stroną w sporze zostaje więc pozostawiony sam w sobie gracz i producent gry.

Odpowiedzialność z tytułu naruszenia praw autorskich może w takiej sytuacji zaistnieć na gruncie cywilnym, a nawet karnym. Tak jak na przykład u pirata z prawdziwego zdarzenia.

Czytaj też: Screenshoty z gier a prawo autorskie

Oczywiście za egzekwowaniem takiej odpowiedzialności nie przemawia praktyka. Wiem, że kilka lat temu pretensje do Let’s Playowiczów miało Nintendo, ostatecznie jednak poddało się w tej walce i teraz częściej automatycznie dorzuca do nich swoje własne reklamy. Nie słyszałem, żeby gracze w Polsce mieli problemy prawnoautorskie w związku z nagrywanymi przez nich Let’s Playami (za to zdarzały się próby copyright trollingu w odniesieniu do kilku krytycznych recenzji). Owszem, czasem dochodziło do usunięcia poszczególnych filmów w związku ze zgłoszeniem ze strony producenta lub dystrybutora, ale nie znam przypadku, w którym sprawa przenosiłaby się na wokandę czy nawet na etap dochodzenia roszczeń pozasądowo.

Moja ocena problemu prawnego postawionego w tytule niniejszego wpisu jest następująca. Jeżeli w umowie licencyjnej (EULA) nie udzielono zezwolenia na publikowanie Let’s Playów w sieci czy streamowanie gry za pośrednictwem serwisów pokroju Twitch, takie działanie należy uznać za naruszające prawa autorskie twórców gry, licząc się z wszelkimi konsekwencjami takiego zachowania. Oczywiście nie wyklucza to możliwości wydania odmiennego werdyktu po przeanalizowaniu okoliczności konkretnego sporu, jednakże sformułowana powyżej zasada powinna być traktowana jako swego rodzaju punkt wyjścia do dalszych rozważań.

Wpis pierwotnie opublikowałem na łamach mojego bloga Techlaw.plGrafika tytułowa pochodzi z materiałów prasowych gry Wiedźmin 3: Dziki Gon