Pizza to jedno z najpopularniejszych dań świata i jeden z największych wkładów Włochów w historię ludzkości (obok prawa rzymskiego i Ferrari). Okazuje się jednak, że czasami pikantna pizza stwarza problemy natury prawnej – i przed jej konsumpcją trzeba… podpisać specjalne oświadczenie.
Na pierwszy rzut oka pizza wygląda dosyć niewinnie. Ot, kawałek placka z jakimiś kolorowymi papryczkami. Nie przymierzając, równie dobrze może być to capriciosa z uczelnianej stołówki. A zresztą, zobaczcie sami:
Pikantna pizza a prawo
Niech Was jednak nie zmyli pozorna niewinność drożdżowego placka. „Fiery Death with Hate Sausage” zawiera – jak już sama nazwa wskazuje – niemiłosiernie pikantny sos, a do tego kilka rodzajów ostrych papryczek. Ale nie ostrych w rozumieniu „ketchup pikantny”, ale pikantnych ekstremalnie. Jedną z papryczek chili serwowanych w pizzy podawanej w restauracji Mike’s Late Night Slice jest Bhut jolokia. To niewinnie brzmiące warzywo jeszcze 10 lat temu było najostrzejszą papryczką świata, zdobywając ponad 1 milion punktów SHU (określających pikantność potraw). To 400 razy więcej niż sos tabasco. Ale Bhut jolokia straciła swój prymat, dlatego na pizzy znajdziemy jeszcze papryczki, które je wyprzedziły w wyścigu o miano najostrzejszej papryczki chili: Trinidad Moruga Scorpions i Carolina Reapers.
To kombinacja, które pewnie autora tego artykułu by zabiła, albo chociaż spowodowała ciężki uraz (jeśli nie fizyczny, to z pewnością psychiczny). Ale dla wielu osób spożywanie takich ekstremalnie pikantnych dań to hobby dające sporo radości. Nic więc dziwnego, że chętnych do zjedzenia pizzy z miksem ostrych papryczek nie brakuje.
Chcącemu nie dzieje się krzywda, lub, jak powiedzą Wam prawnicy: volenti non fit iniuria
Jak podaje Wall Street Journal, spożycie takiej piekielnej pizzy wymaga jednak nie tylko odwagi przy składaniu zamówienia. Aby uniknąć odpowiedzialności za ewentualne komplikacje wywołane spożyciem niewyobrażalnie ostrych papryczek, właściciele restauracji wymagają podpisania oświadczenia o zrzeczeniu się roszczeń w przypadku wystąpienia, nazwijmy to, efektów ubocznych zjedzenia tak ostrego placka.
To, wbrew pozorom, całkiem mądry ruch ze strony właścicieli. Skoro kubek z gorącą herbatą musi zawierać ostrzeżenie, że zawiera gorącą herbatę, lepiej być odpowiednio zabezpieczonym przed dziwnymi roszczeniami klientów. Ostrzeżenie o pikantności trudno zawrzeć na pizzy, choć taki napis ułożony z ostrych papryczek byłby oryginalnym podejściem do tematu. Pisemna informacja pasuje więc idealnie.
Z drugiej strony można się zastanowić, czy przypadkiem nie jest to zbyt daleko idąca ostrożność. Bo skoro restauratorzy muszą się w ten sposób zabezpieczać przed ewentualnymi pozwami klientów (choć nie można wykluczyć, że oświadczenie to forma marketingu) w przypadku ostrych papryczek, to co zrobić np. z daniami w fast-foodach? Czy niebawem będzie trzeba pisemnie oświadczać, że znane są nam konsekwencje niezdrowej diety? Albo, na wzór zdjęć zamieszczanych na paczkach papierosów, opakowania np. Happy Meal w McDonaldzie będą opatrzone zdjęciami chorobliwie otyłych ludzi?