To nie jest wpis o polityce, bo i Bezprawnik nie jest serwisem o polityce. Ale patrzymy na ręce politykom, tym u władzy i tym z opozycji. A postulaty Platformy trudno puścić mimo uszu.
Jeszcze dziś na specjalnej konwencji Platforma Obywatelska ogłosi swój nowy program. Bazując na przeciekach prasowych chciałoby się zakrzyknąć „jak trwoga to do Miltona Friedmana”. Po raz pierwszy – tak mniej więcej od 2007 roku – rządząca partia przemówi bowiem liberalnym głosem. Jako wyznawczyni liberalizmu gospodarczego i światopoglądowego cieszyłabym się bardzo, gdyby nie fakt, że ja Platformie Obywatelskiej po prostu nie wierzę.
To już tylko wyborcza desperacja. Politycy Platformy Obywatelskiej mogą obywatelom obiecać wszystko, ponieważ mają już długie doświadczenie w niespełnianiu tych obietnic. Nie chodzi nawet o typowo przedwyborczą kiełbasę czy sławetne „100 milionów”. To zwykle są szeroko zakrojone kampanie zmian na szczeblu ustrojowym lub przynajmniej fundamentalnym.
Lecz kiedy ktoś zapyta co się z nimi dzieje po oddaniu głosu na partię, Paweł Kukiz w odpowiedzi słyszy
Myśmy się rozmyślili
Potem dowiadujemy się, że setki tysięcy podpisów (sławetne 4x TAK) zbierane (a następnie zmielone) w nadziei ukrócenia poczynań dość rozbestwionej już w 2005 roku sceny politycznej to tak naprawdę były ćwiczenia dla studentów, którzy chcieli pobawić się w wielką politykę.
Mniejsza o to co mówi Paweł Kukiz i jakie to ma znaczenie. Mniejsza o to jak wygląda nowy program Platformy Obywatelskiej i jaka jest jego konstrukcja. Mniejsza nawet o to, że tym razem partia po 8 latach rządów doznała nagłego przebudzenia i postuluje zniesienie składek ubezpieczeniowych.
Jako osoba, która na Platformę Obywatelską głosowała w 2005, 2007 i 2011 roku, ja już po prostu w te głodne kawałki nie wierzę.
Senat, biurokracja, polski złoty, abonament radiowo-telewizyjny, połowa posłów w Sejmie, immunitet parlamentarny, obecna ordynacja do Sejmu – to tylko niektóre z rzeczy, które Platforma Obywatelska miała znieść lub zlikwidować albo natychmiast po dojściu do władzy (jesień 2007), albo też możliwie szybko. Podatki miały być niższe, a tymczasem kolejne rządy bombardują nas dodatkowymi opłatami zakamuflowanymi pod postaciami np. opłat reprograficznych.
Być może nawet (waluta) w kilku kwestiach ta opieszałość okazała się dla nas szczęśliwa, mimo wszystko jednak pokazuje to bardzo poważny problem społeczny, jakim jest kompletny brak odpowiedzialności prawnej i politycznej za nierealizowanie obietnic przedwyborczych.
Podczas gdy Andrzej Duda i Beata Szydło jeżdżą po kraju opowiadając bajki – nie bójmy się tego słowa – gospodarcze bajki, których technicznie chyba nawet nie da się realizować, a ich grupą docelową wydaje się albo „ciemny lud, który wszystko kupi”, albo „wszystko, byle nie Ewa Kopacz”, Platforma Obywatelska uderza kolejny raz w dobrze znane sobie tony – przedstawienia całkiem sensownych postulatów zmian o fundamentalnym znaczeniu, które mogłyby uprościć codzienne życie miliona Polaków.
Choć nadmienić warto, że idą za nimi dość surowe regulacje dotyczące form zatrudnienia. A tego liberałowie od Petru i Korwina już na pewno Wam nie klepną.
Zresztą – i tak by nie klepnęli, bo czego Janusz Lewandowski nie wyprodukował, nikt już Wam nie wierzy. Swoje głosy dostaniecie, oczywiście, należą się Wam, ale będzie to nagroda wyłącznie za brak w swoich szeregach Jarosława Kaczyńskiego. Którą zresztą dostaliście już w 2011 roku i moim zdaniem to był troszkę jednak błąd, bo druga kadencja okazała się merytorycznie koszmarna.
Fot. tytułowa: shutterstock