Płatne leczenie dla niezaszczepionych
Profesor Anna Piekarska była gościem Faktów po Faktach w TVN24. Lekarka z Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi była pytana o to, czy w przyszłości powinny być wyciągane jakieś konsekwencje wobec osób odmawiających przyjęcia szczepionki przeciw Covid-19…
Uważam, że zamiast penalizować (brak) szczepienia, to po momencie, kiedy udostępnimy wszystkim szczepienia, powinno się wprowadzić odpłatność za leczenie COVID-19.
Profesor Piekarska zapowiedziała, że doradzi taki ruch premierowi. „Jeżeli ktoś się nie chce zaszczepić i jeżeli nie zachoruje, to w porządku, to jego sprawa. Ale jeżeli zachoruje, to niech płaci te dziesiątki tysięcy złotych za terapię, za naszą ciężką pracę i za nasze narażanie się przez półtora roku”, dodała specjalistka do spraw chorób zakaźnych.
Rozwiązanie trudne, a być może niemożliwe
Trudno dziwić się temu, że taką opinię wyraża lekarka, która od ponad roku walczy na pierwszej linii frontu walki z pandemią Covid-19. To medycy, widzący ogromne cierpienie pacjentów, doświadczający niedofinansowania służby zdrowia na własnej skórze, mają najwięcej powodów do tego, by wściekać się na ludzi celowo ignorujących darmową szczepionkę na koronawirusa. Problem w tym, że nie ma i nigdy nie będzie żadnego "rejestru" antyszczepionkowców. A przez to właściwie niemożliwe będzie określenie tego, co kieruje osobą odmawiającą przyjęcia preparatu.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Dodatkowo wprowadzenie opłaty za leczenie Covid-19 otworzyłoby dyskusję dotyczącą odmowy szczepień przeciwko innych chorobom. Bo skoro powinno się płacić za leczenie tej wywołanej SARS-CoV-2, to dlaczego w podobny sposób nie traktować osób z ciężkim przebiegiem grypy, które nie chciały się szczepić? To by sprowadziło dyskusję na coraz bardziej absurdalne tory. Nie mówiąc już o tym, w jaki sposób miałoby to funkcjonować w przypadku opłacania przez danego niezaszczepionego pacjenta składek na NFZ.
Kluczowa pozostaje rzetelna wiedza
Podstawowym problemem jest dziś natłok informacji, którymi torpedowani są ludzie. Większość naszego społeczeństwa wsłuchuje się w głos ekspertów i rozumie, że bez zaszczepienia się będziemy męczyć się z tą pandemią przez lata. Ale w sytuacji, w której polscy lekarze muszą przekonywać, że AstraZeneca jest bezpieczna, bo w wielu krajach uznawanych za lepiej rozwinięte od nas ten preparat zaczyna iść w odstawkę, to po prostu musi wygenerować u ludzi niepewność. Czy za taką niepewność powinni oni być „karani” płatnym leczeniem? A pamiętajmy, że ci sami ludzie, jeśli są głęboko wierzący, mogą mieć dodatkowe wątpliwości, bo przecież – jak wiemy - episkopat sabotuje szczepienia. Czy ci, którzy wysłuchują bzdurnych argumentów przedstawicieli polskiego kościoła, bo wierzą w słowa duchownych przez całe życie, są tutaj winni?
Zarówno kwestia płatnego leczenia dla niezaszczepionych, jak i przymusowości szczepień, to dyskusja na styku prawa, medycyny i moralności. A żyjemy w czasach zbyt niespokojnych, by móc ją w tej chwili rzetelnie przeprowadzić. Dlatego, w pełni rozumiejąc dlaczego lekarze chcą w jakiś sposób zdyscyplinować antyszczepionkowców, trzeba jasno stwierdzić, że niemal na pewno nie uda się tego zrobić w sposób proponowany przez profesor Piekarską. Głównie z powodów systemowych. Choć z drugiej strony pamiętajmy, ze Unia Europejska już pracuje nad pewnego rodzaju "segregacją" swoich obywateli na zaszczepionych i niezaszczepionych. „Zielone certyfikaty” co prawda wprowadzają głównie ograniczenia w podróżowaniu, ale czy ktoś jeszcze w 2019 roku pomyślałby, że kiedykolwiek powstanie taki pomysł? No właśnie.