Pełnoprawny podatek zdrowotny byłby świetnym rozwiązaniem. Dziwne, że męczymy się z systemem składkowym

Państwo Podatki Zdrowie Dołącz do dyskusji
Pełnoprawny podatek zdrowotny byłby świetnym rozwiązaniem. Dziwne, że męczymy się z systemem składkowym

Obecny sposób finansowania opieki zdrowotnej w Polsce trudno nazwać sprawiedliwym czy przesadnie wydajnym. Teoretycznie próbował to zmienić Polski Ład, ale z opłakanym rezultatem. Teraz Lewica proponuje alternatywę: podatek zdrowotny. Wynosiłby 9 proc. dochodów i obejmowałby podatników PIT i CIT. Co szczególnie ważne: dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego mieliby w końcu wszyscy Polacy. Dlaczego więc męczymy się z systemem składkowym, który i tak jest niemalże parapodatkiem?

Nie bójmy się mocnych słów: obecny system finansowania opieki zdrowotnej to jedna wielka patologia

Nie jest żadną tajemnicą, że nie jestem miłośnikiem obecnego systemu finansowania opieki zdrowotnej w naszym kraju. Nic dziwnego, że pomysłów na reformę składki zdrowotnej jest całe mnóstwo. Dostęp do świadczeń, wbrew literalnemu brzmieniu art. 68 Konstytucji RP, nie jest ani równy, ani powszechny, ani nawet niezależny od sytuacji materialnej obywateli. Wymaga bowiem tytułu do ubezpieczenia, który można uzyskać na kilka sposobów.

Kluczowym elementem jest tutaj składka zdrowotna, którą nie wszyscy przecież odprowadzają. Nieoskładkowane pozostają na przykład umowy o dzieło. Osoby, którym odebrano status bezrobotnego, również muszą sobie radzić poza systemem. Rozwiązaniem dla nich jest odrębny reżim w postaci zauważalnie mniej korzystnego dla słabiej zarabiających dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego. Minimum stanowi bowiem 9 proc. aktualnej średniej krajowej, waloryzowanej co kwartał.

Nawet w przypadku osób odprowadzających składki mamy do czynienia z kilkoma różnymi stawkami. Preferencje mają w końcu przedsiębiorcy rozliczający dochody w formie podatku liniowego albo ryczałtu ewidencjonowanego. W teorii ujednolicić wysokość składki zdrowotnej na poziomie 9 proc. miał Polski Ład. Tyle tylko, że była to niewątpliwie jedna z najgorszych reform we współczesnej historii Polski. Składka przekształciła się praktycznie w pararpodatek, który płacić po prostu trzeba.

Mamy więc system skomplikowany, nierówny i odbiegający od założeń powszechnego dostępu obywateli do finansowanej przez państwo opieki zdrowotnej. Trudno też nazwać go przesadnie wydajnym, bo koniec końców i tak państwo musi do niego dopłacać. Dotacje z budżetu stanowią jakieś 10 proc. przychodów NFZ. Na przykład według szacunków na przyszły rok na 183,6 mld zł kosztów świadczeń medycznych przypada aż 18,3 mld zł dotacji.

Czy istnieje jednak jakieś inne rozwiązanie, które wyeliminowałoby wspomniane wyżej mankamenty? Jak najbardziej. Dobrym punktem wyjścia jest niedawna propozycja Lewicy. Zgodnie z nią składkę zdrowotną i tytuł do ubezpieczenia zastąpiłby podatek zdrowotny wynoszący 9 proc. Co istotne: objąłby podatników PIT oraz CIT.

Podatek zdrowotny to zaskakująco pozytywna koncepcja, której wcale nie trzeba się obawiać

Zdaję sobie sprawę z tego, że samo sformułowanie „nowy podatek” automatycznie wzbudza niechęć i poczucie fiskalnego zagrożenia. Warto jednak zauważyć, że z punktu widzenia typowego płatnika składek niewiele by się zmieniło. Pracownicy i przedsiębiorcy rozliczający się zgodnie ze skalą podatkową dalej płaciliby 9 proc. Zniknęłyby preferencje dla liniowców i ryczałtowców.

Podatek zdrowotny płaciliby także zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych, co akurat wykonawcom umowy o dzieło najczęściej się opłaci. Zniknąłby też problem z niepracującymi rejestrującymi się jako bezrobotni tylko po to, by wyszarpać z systemu prawo do ubezpieczenia zdrowotnego. W końcu byliby nim objęci dosłownie wszyscy.

Mamy więc już równość, prostotę i powszechność. Mielibyśmy jeden i ten sam reżim obejmujący wszystkie osoby osiągające w Polsce jakieś dochody. Można się spodziewać jakiejś formy uwzględnienia kwoty wolnej od podatku, która funkcjonuje w przypadku dochodów osób fizycznych. System składkowy jest zaś pod tym względem bezlitosny. Co jednak z wydajnością? Wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny sugerował w rozmowie z portalem money.pl, że przychody do systemu wzrosną o 32 mld zł.

Podatek zdrowotny z całą pewnością jest bardziej zdroworozsądkową propozycją niż niska zryczałtowana składka zdrowotna dla wszystkich. Ta druga propozycja, wysuwana przez Polskę 2050, również spełnia kryteria prostoty i powszechności. Podział na trzy progi dochodowe wydaje się względnie akceptowalny. Niestety, jej realizacja wiązałaby się z wysokimi kosztami. Autorzy projektu sugerowali kwotę dodatkowych 15 mld zł, które musiałby uzupełnić budżet państwa. Szacunki Ministerstwa Finansów sugeruje aż 69 mld zł. Tym samym można śmiało postawić tezę, że takie rozwiązanie zagroziłoby finansowaniu opieki zdrowotnej w Polsce.

Okazuje się więc, że podatek zdrowotny wcale nie jest taki zły, jak by się mogło wydawać. Rozwiązuje on kluczowe bolączki obecnego systemu. Tym samym mamy do czynienia z chyba pierwszym podatkiem, za którego wprowadzenie trzymam kciuki.