Wicepremier i minister finansów przyznaje, że sztandarowej reformy nie da się zrealizować w przyszłym roku
Podwyższenie kwoty wolnej od podatku PIT do 60 tys. zł stanowiło jedną ze sztandarowych obietnic tego rządu. Wypominanie w tym momencie Koalicji Obywatelskiej słynnych "100 konkretów na sto dni rządu" to w tym momencie trochę kopanie leżącego. Nie zmienia to faktu, że taki postulat znalazł się w konkrecie nr 4.
Obniżymy podatki. Osoby zarabiające do 6000 zł brutto (także na działalności gospodarczej) i pobierające emeryturę do 5000 zł brutto nie będą płaciły podatku dochodowego. Podniesiemy kwotę wolną od podatku – z 30 tys. zł do 60 tys. zł., w przypadku podatników rozliczających się według skali podatkowej, w tym także przedsiębiorców i emerytów.
Jak idzie realizacja tej obietnicy? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: nijak. Minister finansów i gospodarki Andrzej Domański przyznał, że w przyszłym roku nic z tego nie będzie. Powód odkładania tej reformy na kolejny rok wyjaśnił w swojej wypowiedzi dla TVP Info.
W tej chwili pracujemy nad budżetem na rok 2026. Myślę, że w tym budżecie na rok 2026 kwota wolna w kwocie 60 000 zł się nie zmieści. Natomiast, tak jak powiedziałem już wcześniej, pracujemy w Ministerstwie Finansów nad tym, aby tę obietnicę zrealizować
Prace nad zrealizowaniem obietnicy trwają od objęcia władzy przez obecną koalicję rządzącą. Rezultatów jednak jak nie było, tak nie ma. Warto w tym momencie wspomnieć, że podwyższenie kwoty wolnej do 60 tys. zł stało się już przedmiotem drobnych złośliwostek ze strony politycznych rywali. Na przykład prezydent-elekt Karol Nawrocki zapowiedział już, że po inauguracji "pomoże" rządowi poprzez złożenie własnego projektu ustawy w tej sprawie.
Nie da się ukryć, że budżet państwa trzeszczy. Mamy w końcu do czynienia z rekordowym deficytem. W 2025 r. ma wynieść aż 289 mld zł. Siłą rzeczy podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł oznaczałoby uszczuplenie dochodów państwa o 55,9 mld zł. To zdecydowana większość pieniędzy, które państwo uzyskuje z podatku dochodowego od osób fizycznych.
Podwyższenie kwoty wolnej tuż przed wyborami bez patrzenia na konsekwencje byłoby dużo gorsze od pozostawienia jej bez zmian
Ktoś złośliwy mógłby w tym momencie stwierdzić, że rządowi byłoby prościej dopiąć budżet, gdyby zrezygnował z części wydatków. Owszem, trudno byłoby obciąć finansowanie systemu opieki zdrowotnej albo ograniczać wydatki na zbrojenia w obecnej sytuacji geopolitycznej. Mamy jednak także rozbuchane wydatki socjalne odziedziczone po poprzednikach, których obecna władza obiecała nie ruszać. Trzeba w tym momencie oddać rządowi sprawiedliwość, że jednak pewne obietnice przedwyborcze realizuje wręcz wzorowo.
Co w takim razie z uszczelnianiem systemu podatkowego? Wicepremier Domański odpowiedział prezydentowi-elektowi, że może zapomnieć o ogromnych zyskach z tytułu dalszego łatania luki VAT.
To nie jest prawdziwe źródło finansowania, dlatego że to nasz rząd już w pierwszym roku działania uszczelnił lukę VAT, która w 2023 roku za rządów PiS wynosiła ponad 13 proc., a my ją sprowadziliśmy do poziomu poniżej 7 proc. Tego miejsca na dalsze uszczelnianie luki vatowskiej jest więc niewiele.
W tej sytuacji powinniśmy się pogodzić z tym, że podwyższenie kwoty wolnej od podatku nie nastąpi w dającej się przewidzieć przyszłości. Wydatków państwa nie ograniczymy w jakiś drastyczny sposób. Dodatkowych źródeł przychodów nie widać. Tymczasem 2027 rok to ostatni moment, w którym resort finansów rzeczywiście mógłby wdrożyć taką reformę. Problem w tym, że to także rok wyborczy. Czasu będzie więc wyjątkowo mało. Nic nie wskazuje na to, by sytuacja budżetowa Polski miała się zdecydowanie poprawić. Do tego efekty ewentualnego zwiększenia kwoty wolnej i tak odczujemy dopiero w 2028 r., gdy podatnicy otrzymają zwrot podatku nadpłaconego w 2027 r.
Dlaczego w takim razie rządzący nie przyznają, że nie zrealizują tej obietnicy? Odpowiedź na to pytanie zawiera się w stwierdzeniu "rok wyborczy". Z wyborów prezydenckich obecna koalicja wychodzi poobijana i upokorzona. Wewnątrzkoalicyjne waśnie destabilizują nie tylko scenę polityczną, ale też zarządzanie państwem. Oficjalna rezygnacja z bardzo trudnej reformy oznaczałaby dla Koalicji Obywatelskiej ostateczną utratę twarzy. Tym samym rząd po prostu nie może się zdecydować na taki krok.
Alternatywę stanowi desperackie podwyższenie kwoty wolnej od podatku pomimo niesprzyjających okoliczności w 2027 r. Krótkoterminowo sfinansowano by ją zwiększeniem deficytu. Co dalej? Parafrazując klasyka: dalej będzie rządzić opozycja, niech oni się martwią. Nie byłoby to jednak posunięcie ani propaństwowe, ani szczególnie rozsądne. Paradoksalnie pozostaje więc mieć nadzieję, że do podwyższenia kwoty wolnej nie dojdzie. Lepsze to niż reforma podyktowana wyłącznie doraźnymi korzyściami politycznymi.