Górne widełki sięgają już 30,2 tys. zł netto na kontrakcie B2B, co czyni branżę jedną z najlepiej opłacanych w polskim IT.
Firmy płacą więcej, bo mają czego się bać
Jeszcze rok temu cyberbezpieczeństwo było „ważne”, dziś jest „pilne”. Ataki ransomware, phishing i sabotaż cyfrowy przestały być abstrakcyjnym zagrożeniem. Wystarczy przypomnieć, że w pierwszym półroczu 2025 r. Polska była – według branżowych analiz – liderem światowego rankingu ataków ransomware. W Europie takich incydentów notuje się już ponad 1500 tygodniowo.
Nic dziwnego, że rośnie presja płacowa. Firmy nie chcą eksperymentować z bezpieczeństwem infrastruktury, a doświadczonych inżynierów bezpieczeństwa – jak wynika z raportu – jest po prostu za mało. Mediana wynagrodzeń na kontraktach B2B wynosi obecnie 23,5–30,2 tys. zł netto (+ VAT), podczas gdy na początku roku widełki kończyły się na 27 tys. zł. Na etatach jest nieco skromniej: 20–25 tys. zł brutto wobec 15–21,5 tys. zł jeszcze zimą.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Popyt rośnie, ale rynek nie ma z czego szyć
Od początku 2024 r. liczba ofert pracy dla specjalistów od cyberbezpieczeństwa na No Fluff Jobs podwoiła się. Obecnie stanowią one 2,5 proc. wszystkich ogłoszeń w serwisie. To dużo, jeśli pamiętać, że jeszcze kilka lat temu ten segment był niszowy.
Najczęściej poszukiwane stanowiska to inżynierowie bezpieczeństwa (Security Engineer), eksperci od bezpieczeństwa aplikacji (AppSec Engineer), bezpieczeństwa chmury (Cloud Security Engineer), a także analitycy SOC – ludzie, którzy w praktyce pełnią rolę cyfrowych strażników nocnych.
Ciekawym zjawiskiem jest niemal całkowity brak nacisku na kompetencje miękkie. Tylko 12 proc. ofert wspomina o umiejętnościach komunikacyjnych, 7 proc. o zarządzaniu ryzykiem, a zaledwie 3 proc. o zdolnościach analitycznych – choć akurat te ostatnie wydają się w tej branży kluczowe. Wyższe wykształcenie? Wymagane w co dziesiątym ogłoszeniu.
To symptomatyczne: w cyberbezpieczeństwie liczy się skuteczność, nie dyplom. Kandydat z certyfikatami CISSP, OSCP czy CEH ma często większe szanse niż absolwent informatyki bez praktyki.
Python i chmura zamiast magisterki
Najczęściej pojawiające się wymagania techniczne to znajomość Pythona oraz rozwiązań chmurowych, takich jak AWS czy Azure. Każde z tych narzędzi przewija się w około 15 proc. ogłoszeń. Co ciekawe, równie często firmy oczekują znajomości wytycznych NIST – amerykańskiej agencji ustalającej standardy bezpieczeństwa. W co dziesiątej ofercie pojawia się też ISO, co pokazuje, że globalne normy stają się codziennością także w Polsce.
Eksperci od bezpieczeństwa są dziś potrzebni nie tylko w bankach czy dużych korporacjach IT, ale też w energetyce, logistyce czy e-commerce. Wraz z upowszechnieniem chmury i automatyzacji, granica między „firmą technologiczną” a zwykłym przedsiębiorstwem coraz bardziej się zaciera.
Tomasz Bujok, prezes No Fluff Jobs, zauważa, że w kolejnych latach znaczenie stanowisk odpowiedzialnych za przeciwdziałanie zagrożeniom będzie tylko rosło. I trudno się z tym nie zgodzić – szczególnie że Polska, jako kraj mocno zdigitalizowany, a jednocześnie przyfrontowy, musi inwestować w bezpieczeństwo cyfrowe bardziej niż większość Zachodu.
Cyberbezpieczeństwo staje się jak prawo - nieznajomość szkodzi
Zawód specjalisty ds. cyberbezpieczeństwa jeszcze dekadę temu był egzotyką. Dziś staje się jednym z kluczowych elementów nowoczesnej gospodarki. Firmy, które nie potrafią zabezpieczyć swoich danych, płacą za to nie tylko finansowo, ale i wizerunkowo.
Dlatego w najbliższych latach płace w tym sektorze raczej nie spadną. Wzrosną natomiast wymagania wobec kandydatów – nie tylko techniczne, ale też dotyczące zdolności rozumienia biznesu, ryzyka i prawa. Cyberbezpieczeństwo przestaje być domeną nerdów od kodu – to już strategiczna funkcja w każdej organizacji.