Stało się. Polska zawetowała budżet Unii Europejskiej razem z Węgrami. To kolejny polityczny sukces Zbigniewa Ziobry. Nawet jeśli teraz Zjednoczona Prawica będzie mówiła jednym głosem, to właśnie lider Solidarnej Polski od dawna publicznie naciskał na weto. I właśnie dostał dokładnie to, czego się domagał od premiera.
Kompromis pomiędzy Polską i Węgrami a państwami zachodniej Europy zapewne od początku nie wchodził w grę
Projekt budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027 zawierał mechanizm uzależnienia wypłaty środków od przestrzegania praworządności. Takie rozwiązanie poparła większość państw wspólnoty. Były jednak dwa kraje gotowe zagrać va banqe byleby tylko nie weszło ono w życie. Dlatego Polska zawetowała z Węgrami budżet Unii. Warto dodać: kluczowy budżet, zawierający w sobie także tzw. mechanizm odbudowy.
Weto w sprawie praworządności właściwie było do przewidzenia. Przede wszystkim dlatego, że ani Węgrom Viktora Orbana ani Polsce Jarosława Kaczyńskiego nijak nie udałoby się wybronić przestrzegania tej jednej z kluczowych wartości Unii Europejskiej. Z jednej strony w grę wchodzą oczywiste niedomagania rządów obydwu państw, z drugiej nieskrywana niechęć polityków z państw zachodnich. Nie sposób także nie zauważyć protekcjonalnego traktowania naszego regionu przez zachód Europy.
Podstawowym zarzutem ze strony Polski była możliwość zamrażania wypłaty środków przez Komisję Europejską w razie stwierdzenia zagrożenia dla praworządności. Teoretycznie stanowiłoby to w jakimś stopniu powielenie procedury przewidzianej przez art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Jest jednak jedna zasadnicza różnica: na poprzednim szczycie wynegocjowano podejmowanie takiej decyzji kwalifikowaną większością głosów. To oznacza, że ani Polska ani Węgry nie mogłyby po prostu zablokować podjęcia takiej decyzji.
Nawet jeśli istniała jakaś możliwość wypracowania kompromisu, to była bardzo mało prawdopodobna. Polska zawetowała budżet Unii w dużej mierze z uwagi na politykę czysto wewnętrzną.
To że Polska zawetowała budżet Unii Europejskiej sprawia wrażenie kolejnego sukcesu Zbigniewa Ziobry
Bardzo prawdopodobnym jest, że Viktor Orban zdecydowałby się na weto nawet bez polskiego udziału. Premier Węgier był dużo bardziej sceptyczny od swojego polskiego kolegi co do wynegocjowanych rozwiązań. Mateusz Morawiecki zawarty kompromis uważał raczej za swój sukces. Był jednak jeden polityk od samego początku domagający się weta – Zbigniew Ziobro, lider Solidarnej Polski.
Zanim jeszcze doszło do weta, Ziobro wysłał Morawieckiemu list. Nie ma sensu się przy tym rozwodzić nad merytorycznymi argumentami dlaczego zdaniem ministra sprawiedliwości Polska powinna skorzystać z takiej możliwości. Nie wykraczały w żadnym wypadku poza typowe przeświadczenie o zagrożeniu dla polskiej suwerenności ze strony Brukseli. O wiele ciekawszy jest argument spod znaku „bo jak nie to…”.
Zbigniew Ziobro wyraźnie stwierdził, że jeśli Morawiecki nie zawetuje budżetu Unii Europejskiej, to premier utraciłby zaufanie Solidarnej Polski. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Prawo i Sprawiedliwość tymczasem dysponuje obecnie większością parlamentarną trzymającą się właściwie na słowo honoru. Stąd niedawne przełożenie posiedzenia Sejmu – pomimo konieczności przegłosowania raz jeszcze niebywale pilnej ustawy covidowej.
List Ziobry do Morawieckiego nie oznacza, że polska zawetowała budżet Unii wyłącznie na życzenie lidera Solidarnej Polski. Także politycy Prawa i Sprawiedliwości sami z siebie woleliby za wszelką cenę uniknąć powiązania wypłat z unijnego budżetu z kwestią praworządności. Jednak to Ziobro raz za razem powtarzał żądanie weta przez ostatnie miesiące. Posunięcie z listownym apelem do premiera za pięć dwunasta sprawia wrażenie triumfu właśnie Zbigniewa Ziobry.
Nowa najważniejsza zasada Zjednoczonej Prawicy: Zbigniew Ziobro może wszystko
Sukces lidera Solidarnej Polski to jednocześnie kolejna klęska Jarosława Kaczyńskiego. Teoretycznie prezes PiS osiągnął to czego mógł chcieć – o żadną „praworządność” nie musi się martwić. Przynajmniej na razie. Nie ulega wątpliwości, że narastająca na zachodzie frustracja z powodu dwóch państw grających na nosie całej Unii wcale nie zniknie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A jednak po raz kolejny do polskiej opinii publicznej trafia sygnał: „Zbigniew Ziobro może wszystko”.
Pierwszy raz stało się to, warto przypomnieć, przy okazji koalicyjnego zamieszania z ustawą „Bezkarność Plus” oraz „Piątką dla Zwierząt”. Ziobro postawił się Kaczyńskiemu, odmówił podporządkowaniu się woli „Naczelnika”. W przeciwieństwie do Jarosława Gowina, który zrobił to samo parę miesięcy wcześniej, nie poniósł przy tym najmniejszych konsekwencji politycznych swojego sprzeciwu.
Wręcz przeciwnie: Solidarna Polska, pomimo mikroskopijnego poparcia w społeczeństwie, wybiła się na polityczną samodzielność. Stała się, a wraz z nią Porozumienie, prawdziwym koalicjantem a nie jedynie przystawką PiS. Jarosław Kaczyński, poobijany serią swoich błędów popełnionych w ciągu ostatniego roku, nie ma innego wyboru jak podporządkować się humorkom koalicjantów. Bez nich w końcu nie ma jak rządzić Polską. Plan Kaczyńskiego na naszych oczach sypie się do reszty.
Warto przy tym wspomnieć, że próba zabezpieczenia „prawej flanki” przed ambicjami Ziobry zakończyła się raczej pyrrusowym zwycięstwem. Owszem, wygląda na to że PiS spacyfikował na jakiś czas zagrożenie ze strony Konfederacji. Równocześnie jednak wywołanie światopoglądowej wojny okupił spektakularnym tąpnięciem w sondażach. Do ideologicznej ofensywy Zjednoczoną Prawicę zagrzewał zresztą nie kto inny jak jej główny polityczny beneficjent – Zbigniew Ziobro.
Polska zawetowała budżet jeszcze do niedawna przestawiany jako wielki sukces premiera Mateusza Morawieckiego
Prawdziwym przegranym wewnętrznych rozgrywek na prawicy jest jednak Mateusz Morawiecki. Jakby nie patrzeć, lider Solidarnej Polski co najmniej od wyborów prezydenckich bezpardonowo atakował premiera. Zwycięstwo Ziobry nad Kaczyńskim sprawiło, że ten drugi wszedł do rządu. Teoretycznie miał sprawować nadzór nad ministrem sprawiedliwości, w praktyce jednak podkopał tym samym do reszty pozycję Morawieckiego.
To że Polska zawetowała budżet Unii Europejskiej po raz kolejny oznacza klęskę nominalnego szefa rządu. Morawiecki wynegocjował w końcu kompromis, który nie zadowolił polityków polskiej prawicy. Kompromis, który teraz został zmuszony zerwać za pomocą weta. Relacje Polski z Unią Europejską miały być zresztą konikiem premiera – zdołał je nawet praktycznie wyjąć z kompetencji Ministra Spraw Zagranicznych.
List Zbigniewa Ziobry zapewne stanowi tylko dodatkową szczyptę soli na rany premiera Morawieckiego. Nie sposób jednak nie docenić skuteczności politycznej ministra sprawiedliwości, który w walce z szefami rządu – tym nominalnym i tym prawdziwym – odnosi sukces za sukcesem.