Czy jest coś takiego jak „polski cud gospodarczy”? Teza dość wątpliwa, ale Adam Glapiński przekonuje, że rozwijamy się tak bajecznie, że przebijamy powojenny niemiecki Wirtschaftswunder.
Niezwykle wysoka inflacja, rosnące podatki, uzależnienie od nieekologicznych surowców i poziom życia mocno odstający od tego zachodniego. Z drugiej strony – bardzo niskie bezrobocie, rosnące PKB i rosnące płace. Sytuacja gospodarcza Polski Anno Domini 2021 umyka jednoznacznym ocenom, ale trudno mówić o niej przesadnie optymistycznie.
Prezes NBP natomiast jest hurraoptymistyczny (to i tak z braku lepszego słowa). „Od czasów rozbiorów nie mieliśmy takich sukcesów” – mówił podczas Kongresu 590 o wzroście płac i „likwidacji skrajnej biedy”.
Gdyby na tym skończył, można by to jeszcze jakoś zrozumieć. Wiadomo, reprezentant władzy, niczym prezes firmy, musi trochę podkoloryzować, musi „sprzedać” wyniki akcjonariuszom. Niestety, Adam Glapiński dopiero się rozkręcał.
Polski cud gospodarczy lepszy od niemieckiego?
„To jest polski cud gospodarczy. To jest o wiele większy cud niż w gospodarce niemieckiej. Po wojnie mówiło się o niemieckim cudzie gospodarczym. Przecież my mamy o wiele większy cud gospodarczy, w liczbach to wygląda miażdżąco na naszą korzyść” – przemawiał szef NBP.
Nie mogło zabraknąć oczywiście wątków unijnych. Glapiński mówił, że UE właściwie niespecjalnie nam pomogła w osiągnięciu tego cudu. „To, co otrzymaliśmy z Unii Europejskiej, to cena za udostępnienie naszego rynku” – uważał.
Jeśli tak do tego podejść, to faktycznie coś jest na rzeczy. W końcu niemiecki cud gospodarczy po II wojnie by się nie udał, gdyby nie Amerykanie i ich Plan Marshalla. My natomiast osiągnęliśmy cud bez żadnej pomocy…
No dobra, teraz na poważnie. Niemcy szybko odbudowali kraj po zniszczeniach wojennych, stworzyli przemysł, zbudowali markę „made in Germany”. Dziś ten kraj należy do najbardziej rozwiniętych i najzamożniejszych na świecie. Polska tymczasem w erze swojego „cudu gospodarczego” wije się w ogonie świata zachodniego pod prawie każdym względem. Marki „made in Poland” ciągle nie ma. Nawet Polakom kojarzy się (niestety) raczej z patodeweloperką niż z rodzimymi startupami.
Co nie znaczy, że nie mamy być z czego dumni. W końcu Polska jest jednym z niewielu krajów, które przez ostatnie dekady miały nieprzerwany wzrost gospodarczy. Jeśli jednak jest to „cud Morawieckiego” to jest to także cud Tuska, Millera, Marcinkiewicza czy Belki.