Polacy, radujcie się! Już wkrótce będziemy mieli banknot o nominale 1000 złotych! Zapowiedział to z dumnie wypiętą piersią prezes NBP Adam Glapiński, który taki cel stawia sobie w ewentualnej drugiej kadencji. Pan prezes bardzo celnie wyczuwa nastroje, bo wie że inflacja tak zasuwa, że niedługo za tysiąc złotych to będziemy kupować sobie spodnie.
Banknot o nominale 1000 złotych
Prezes NBP Adam Glapiński udzielił dziś wywiadu portalowi Strefa Biznesu. Najważniejszymi cytatami z pana profesora uraczył nas twitterowy profil Narodowego Banku Polskiego. Jest oczywiście o złocie, które ostatnio nasz bank kupuje na potęgę, bo – zdaniem pana Glapińskiego – jest ono „bezpieczną przystanią”. Można też znaleźć informację o programie Złote Szkoły NBP (ktoś tu mocno lubi ten kruszec), który okazał się… a jakże!, „złotą inwestycją”. Jest też wreszcie informacja najważniejsza w dzisiejszych czasach: banknot 1000 zł zapowiedziany na drugą kadencję prezesa.
Jeśli powierzone mi będzie pełnienie zaszczytnej funkcji Prezesa NBP na kolejną kadencję, będę proponował wprowadzenie do obiegu banknotu o nominale tysiąca złotych.
…mówi Adam Glapiński dodając, że będzie to pierwszy wśród obecnych w powszechnym obiegu banknot z wizerunkiem kobiety. A będzie to – według propozycji szefa NBP – Jadwiga Andegaweńska.
Deklaracja godna inflacji
Ależ celnie wyczuwa nastroje pan profesor Glapiński! Wszakże wie, że inflacja pędzi i nie chce się zatrzymać (najnowsza we wrześniu wyniosła 5,8% w ujęciu rocznym). Widzi też rosnące ceny na sklepowych półkach, w branży turystycznej czy w restauracjach (co jednak ważne, cytując klasyka, potaniał przecież olej). I choć w oficjalnej narracji NBP cały czas mówi się, że jest to tylko przejściowa inflacja, to my już dobrze wiemy, że pan prezes zdaje sobie sprawę z tego jak jest naprawdę.
Narodowemu Bankowi Polskiemu gratuluję zatem timingu. Informacja o banknocie o nominale 1000 złotych na pewno uwiarygodni narrację o tym, że wszystko jest w porządku i proszę się rozejść. Nie mówiąc już o tym, że taki nowy banknot leży bardzo nisko na liście problemów, jakie są w Polsce do załatwienia. Chociażby z powodu bardzo szybkiego odchodzenia od transakcji gotówkowych. Sam jeszcze nie miałem w ręku nawet 500-złotowego banknotu, choć za tę kwotę można dziś kupić już znacznie mniej niż w 2015 roku. No ale może na 1000 złotych z Jadwigą Andegaweńską ludzie się rzucą. W końcu wreszcie rząd coś zrobi dla kobiet (tak, to jest sarkazm, gdyby ktoś pytał).
1000 zł – co ja sobie za to kupię?
W 1997 roku, w filmie „Kiler”, bohater grany przez Cezarego Pazurę obdarowuje Katarzynę Figurę pieniędzmi. Jest to 300 dolarów, które w Gabrysi Siarzewskiej wzbudzają politowanie. „Ile, 300 dolarów? Co ja sobie za to kupię, waciki?”, mówi w swojej kultowej kwestii aktorka. Dziś 300 dolarów to niecałe 1200 złotych. Kupimy sobie za to oczywiście o wiele więcej niż waciki. Ale, jeśli sytuacja się nie zmieni, to gdy pan Glapiński obejmując stery w NBP na drugą kadencję będzie z dumą prezentował 1000-złotowy banknot, to za jego równowartość może zatankujemy sobie auto. I nie mogę zagwarantować, czy na pewno pod korek.
(zdjęcie pochodzi z Twitera @nbppl)