Walka z naruszaniem i łamaniem praw autorskich w internecie trwa w najlepsze. Kamyczek do ogródka dorzucił niedawno Sąd Apelacyjny w Szczecinie rozpatrując spór o naruszenie praw autorskich.
Internauta w 2011 roku kupił komplet e-booków na dość niszowy temat jakim są inteligentne instalacje elektryczne. Żeby być precyzyjnym (w końcu mówimy o prawach autorskich) należy powiedzieć, że nie kupił stricte e-booków, lecz licencję na jeden ich komplet z przeznaczeniem do użytku własnego. Nabywca jeszcze tego samego dnia miał umieścić je na swoim prywatnym serwerze. Autor uznał, ze takie działanie narusza jego prawa autorskie wobec czego zażądał od nabywcy zapłaty 30 tysięcy złotych odszkodowania. Spór ostatecznie znalazł swój finał przed sądem.
Autor podnosił, że na skutek udostępnienia plików na serwerze nabywcy sprzedaż jego utworu drastycznie zmalała. Internauta jego zdaniem znacznie przyczynił się do utraty zarobku twórcy dzieła. Smaczku dodawał fakt, że nabywca książek pracował w dużej firmie z sektora IT jako główny architekt sieci. Powód uznał zatem, że powinien on wykazać się większą świadomością w zakresie prawa internetu ochrony praw autorskich. Pozwany w odpowiedzi podniósł, że pliki owszem umieścił na prywatnym serwerze lecz nie zostały ani razu pobrane przez kogokolwiek, kto miał do niego dostęp. Tej okoliczności również w żaden sposób nie wykazał powód.
Sąd I instancji przyznał jednak rację autorowi. Argumentował to faktem, że nabywca uzyskał licencję jedynie do użytku własnego, a dostęp do serwera miały osoby, które nijak można zaliczyć do kręgu najbliższych. To o nich bowiem mówi art. 23 prawa autorskiego, jako uprawnionych do korzystania z utworu w ramach użytku osobistego.
1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i architektoniczno-urbanistycznego oraz do korzystania z elektronicznych baz danych spełniających cechy utworu, chyba że dotyczy to własnego użytku naukowego niezwiązanego z celem zarobkowym.
2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.
Na skutek apelacji, a jakże, sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Szczecinie, który nie podzielił oceny sądu niższego szczebla i oddalił powództwo autora. Sąd uznał, że samo umieszczenie plików na serwerze, do którego dostęp miały osoby trzecie to za mało, by uznać że doszło do naruszenia praw autorskich.
Ei incumbit probatio qui dicit, non qui negat
Tak mawiali starożytni rzymianie. Oznacza to, że udowadniać musi ten, kto wysuwa twierdzenia a nie ten, kto się przed nimi broni. Zasada ta w niezmienionej formie przetrwała do dzisiejszych czasów w większości systemów prawnych. W naszym swojskim kodeksie cywilnym znajduje się ona na samym jego początku, w artykule 6.
Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne.
Na kanwie omawianej sprawy sąd stwierdził, że powód nie udowodnił w żaden wystarczający sposób tego, że ktokolwiek pobrał pliki z serwera pozwanego. Powołano nawet biegłego, który stwierdził że owszem – z serwerem, na którym umieszczono e-booki mógł się połączyć każdy internauta lecz nie dało się stwierdzić, by ktokolwiek je pobierał.
Dostęp do plików wymagał znajomości chociażby linku do nich prowadzącego. Faktu rozpowszechniania nie udowodnił również autor. Sąd stwierdził, że tylko publiczne rozpowszechnianie utworu może spowodować naruszenie praw autorskich. Przyznał rację pozwanemu, że nie doszło do naruszenia warunków licencji i umieszczenie plików na serwerze publicznym nie zawsze narusza prawa autorskie.
Kto by pomyślał, że w sporze o naruszenie praw autorskich w internecie pomocne okaże się odwołanie do zasad prawa znanych już w starożytności.