Ustawa regulująca pracę dziennikarzy ciągle zawiera odniesienia do Konstytucji PRL (sic!). Sejm chce to zmienić, ale będzie to tylko „zmiana napisów”. Najważniejsze medialne idee PRL-u przetrwają jeszcze długo, bo każda władza woli je zatrzymać.
Prawo prasowe 2018? PRL straszy w ustawach
Wiem, że w Parlamencie jest gorąco z powodu ustaw, które stanowią zagrożenie dla demokracji. Ponieważ jednak wszyscy o tym mówią, ja postanowiłem zwrócić uwagę na pewien temat poboczny, wręcz „ogórkowy”, ale jednak ciekawy.
Do Sejmu wpłynął projekt nowelizacji Prawa prasowego, którego celem jest wykreślenie z tej ustawy odniesień do konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tak! Część polskich ustaw nadal zawiera odniesienia do konstytucji PRL i jest to problem nie tylko wizerunkowy. Teoretycznie bowiem organy państwa powinny stwarzać prasie warunki zgodnie z konstytucją PRL, a redaktorem naczelnym w gazecie nie może być osoba skazana za zbrodnie przeciwko podstawowym interesom politycznym PRL. Przyznacie, że to głupie.
Oczywiście najłatwiej byłoby założyć, że Rzeczpospolita Polska jest „następcą prawnym” PRL-u, zatem tam gdzie była Konstytucja PRL należy stosować Konstytucję RP. W rzeczywistości jednak nie ma wyraźnych podstaw do przyjęcia takiego założenia, więc… naprawdę mamy problem.
Zmiana po wierzchu. A co głębiej?
Ciesze się, że ktoś chce się z tym uporać. Projekt zmian wyszedł od Komisji ds Petycji i być może Konstytucja PRL przestanie „straszyć” w prawie prasowym. Powiem jednak, że ja osobiście jestem przeciwnikiem takiej „dekomunikacji” ustawy. Dlaczego? Gdyż jest to „dekomunizacja” powierzchowna.
Spójrzmy ogólnie na Prawo prasowe. Jest to ustawa z 1984 roku, która nijak nie przystaje do rzeczywistości. Nie uwzględnia tego, że ktoś może prowadzić bloga i nic dziwnego. Ta ustawa jest starsza niż internet w Polsce. Ba! Starsza niż telegazeta, a przecież wielu ludzi nawet już nie wie co to jest telegazeta!
Nasze kochane Prawo prasowe wciąż wymaga rejestracji prasy. W Polsce zdarzało się, że blogerzy byli stawiani przed sądem jako osoby prowadzące prasę bez rejestracji. Ostatnia dość głośna sprawa tego typu dotyczyła Pawła Zięby, który prowadzi blog Jawny Przedbórz poświęcony sprawom lokalnym. Pan Zięba naraził się lokalnym władzom więc na mocy Prawa prasowego był ścigany jako „medialny przestępca” (prowadzący prasę bez rejestracji). Sąd I instancji uniewinnił Pawła Ziębę, ale lokalny komendant policji nie odpuścił i wniósł dość zabawną apelację, rozpisując się na temat „edukacyjnej” roli skazywania za prowadzenie prasy bez rejestracji. To nie jest żart. Co gorsza, to wszystko miało miejsce w 2016 i 2017 roku.
Wcześniej podobne problemy mieli inni lokalni blogerzy np. autorzy bloga WikiDuszniki. O absurdach związanych z rejestracją prasy napisano bardzo dużo.
Prawo prasowe ma również inne relikty totalitaryzmu. Można tu wymienić przepisy o autoryzacji lub przepisy dotyczące sprostowań. W większości przypadków mają one sens, ale w pewnych szczególnych przypadkach autoryzacja służy blokowaniu publikacji, a sprostowanie służy zmuszaniu prasy do publikowania kłamstw. Dodatkowo dziennikarze stykają się z innymi reliktami totalitaryzmu jak np. z artykułem 212 Kodeksu karnego (przepisy o zniesławieniu). Kiedyś nawet Jarosław Kaczyński krytykował artykuł 212, ale teraz nie ma szans na usunięcie tego przepisu. Dlaczego? Bo każdy zmienia zdanie o tym artykule gdy już dojdzie do władzy. Takie czary.
Mogłoby być lepiej… albo gorzej
Wróćmy do tematu „dekomunizacji” Prawa prasowego poprzez wykreślenie odniesień do PRL-u. Czy to jest potrzebne? Jest, ale nawet po wykreśleniu tych kłopotliwych odniesień Prawo prasowe pozostanie tym czym było – przestarzałą ustawą uszytą niegdyś na potrzeby państwa totalitarnego. Może lepiej byłoby generalnie poprawić tę ustawę i dopiero wtedy usuwać odniesienia?
Domyślam się co powiecie. Ustawę można tak „poprawić”, aby jeszcze bardziej utrudnić rzetelne dziennikarstwo. Po usunięciu trójpodziału władzy ktoś może zechcieć zająć się „czwartą władzą”. Obym nic nie wykrakał.